Wątpliwe, niedemokratyczne, nielegalne. Amerykański raport demaskuje "demokrację walczącą"

Rafał Woś

Rafał Woś

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Super
relevant
479
Udostępnij

Raport "Kiedy demokraci rządzą niedemokratycznie" o tuskowej Polsce to ważne wydarzenie. Oto widzimy, jak szybko może się posypać - solidny dotąd niczym skała - monopol liberałów na opowiadanie Polski za granicą. Konsekwencje będą.

Czy Donald Tusk faktycznie "ratuje demokrację"?
Czy Donald Tusk faktycznie "ratuje demokrację"? Marysia ZawadaReporter

Bo, co się stało? Oto opublikowany został raport na temat "odbudowy demokracji" przez rząd Donalda Tuska. Raport - dodajmy - dla polskiego rządu miażdżący.

Kto opublikował? Uczynił to Hudson Institute. A więc nie żaden tam instytut-krzak, nie żadni PiS-owcy, lecz jeden z najważniejszych konserwatywnych think tanków w USA. Organizacja o poglądach owszem wyrazistych - konserwatywnych właśnie - ale szanowana i mogąca się pochwalić długą historią, której częścią byli w przeszłości tacy intelektualiści jak Herman Kahn, Raymond Aron czy Henry Kissinger.

Jak rządził PiS, a jak rządzi Tusk

Co napisali autorzy raportu? No cóż, napisali, że rząd Donalda Tuska, rządząc Polską od przeszło roku przekracza kolejne dopuszczalne granice, sięgając po metody "wątpliwe", "niedemokratyczne", a bywa, że i "nielegalne". Sednem problemu jest specjalna licencja, jakiej sobie obecny polski rząd udzielił na "przywracanie demokracji" nad Wisłą. To pozwolenie zostało oparte na fundamentalnym założeniu, że "PiS zniszczył polską demokrację". Ergo, trzeba ją teraz "odbudować", zaś czyniąc to nie można się wahać przed sięganiem po środki wyjątkowe.

My w Polsce znamy to tłumaczenie bardzo dobrze, słysząc je z ust rządzących średnio kilka razy dziennie. A to w formie "demokracji walczącej" (Donald Tusk) a to znów jako "poszukiwanie jakiejś podstawy prawnej" (Adam Bodnar) czy też pod hasłem "demokracji okresu przejściowego".

Posłuchajcie sobie prezentującego raport Petera Dorana, odpowiedzialnego w instytucie za pion badania demokracji. Mówi on mniej więcej tak: bardzo fajnie jest sobie założyć, że nasi wrogowie to najwięksi dranie, autokraci i wrogowie demokracji. Można wtedy ogłosić, że my teraz sprzątamy po przestępcach i nas żadne reguły nie obowiązują. Właśnie tak postąpił Donald Tusk, opierając swoją kampanię roku 2023 na założeniu "ratowania demokracji". Znalazło się odpowiednio wielu komentatorów i przedstawicieli opiniotwórczych elit, którzy tę narrację podchwycili i powtarzając ją dniem i nocą uczynili obowiązującą w obozie władzy.

Tylko że tu - to dalej streszczenie wywodu Dorana - dochodzimy do sedna sprawy. Bo jak się przebada stan polskiej demokracji z lat 2015-2023, to nie ma mowy o jej "złamaniu". Można ten okres analizować przy pomocy przeróżnych mierników demokratyczności i praworządności, można sięgać po całą gamę aparatu politologicznego czy prawniczego. Ale wniosek zawsze będzie taki, że Polska nie była w tym okresie nawet blisko osunięcia się w autorytaryzm.

Owszem, rządowi PiS można zarzucić to i tamto (szczegóły w raporcie), ale... Raz, nie są to zarzuty uzasadniające w sposób wystarczający grubaśną tezę o zamordowaniu demokracji przez kaczystów. I dwa, to jak rządził (i naginał sprawy pod siebie) PiS, nie było niczym zasadniczo odmiennym od tego, jak rządzili (i naginali sprawy pod siebie) ich poprzednicy. Z Donaldem Tuskiem w czasie pierwszej kadencji włącznie.

Zachód a Tusk. Sąd czy sprzymierzeniec?

Problem jednak pozostaje problemem. Bo mamy dziś w Polsce rząd, który bazując na wygodnym dla siebie (choć fałszywym) założeniu (tym o upadku demokracji za PiS), rządzi tak, jak gdyby to założenie było prawdziwe. Nie ma właściwie żadnej siły i żadnej blokady, która mogłaby ocalić Tuskowców przed osunięciem się w antydemokratyczność. I to się właśnie dzieje w Polsce od kilkunastu miesięcy.

Oczywiście, że raport to tylko raport. A jak ktoś nie będzie chciał uznawać tez w nim zawartych, to po prostu odwróci wzrok. Tuskowi pochlebcy w mediach albo przemilczą sprawę albo powiedzą, że ten cały Hudson Institute to jakaś niepoważna inicjatywa. Albo - jeszcze gorzej - trumpowska (a jakże!) jaczejka, więc nie ma się na co oglądać. Tak to działa.

Ale hola, hola. Nie tak prędko! Spora część seksapilu protuskowego obozu liberalnego w Polsce stanowiła jego "światowość". To jest superważne zarówno dla uśmiechniętych wyborców oraz dla sprzyjających im komentatorów. Chodzi o przekonanie, że Zachód jest po ich stronie, że im w starciu ze złym PiS-em kibicuje i ich w tym starciu aktywnie wspiera. Fakt, gwiazdy tak się w ostatnich latach układały, że (zwłaszcza po roku 2021) zarówno Bruksela jak i Waszyngton faktycznie grały na zmianę władzy w Polsce. W efekcie aż do niedawna rząd Tuska mógł liczyć na prawdziwy parasol ochronny dla swoich działań.

Opozycja mogła sobie krzyczeć w czasie debat plenarnych Parlamentu Europejskiego i słać monity do samego Pana Boga. A na koniec komisarz ds. wartości UE Vera Jourova i fotografowała się z Adamem Bodnarem, życząc mu powodzenia w przywracaniu demokracji w Polsce. Zaraz też zza filara wychodził ambasador USA Mark Brzeziński i pokazywał kciuk w górę. Ogólna buźka. To dawało opcji rozliczeniowej zielone światło. Tworzyło przekonanie, że "hulaj dusza, piekła ni ma".

Teraz jednak sytuacja zmienia się w sposób zasadniczy. Stoimy u progu nowej sytuacji. Polega ona na utracie monopolu na opowiadanie Polski za granicą przez obóz liberalny. Przez najbliższe cztery lata (a może i dłużej) będziemy mieli w Waszyngtonie administrację, która (prócz oczywistych interesów) ma też nowy rys. Zamierza popsuć europejskiemu liberalnemu establishmentowi święty spokój, kwestionując ich monopol na definiowaniu co jest demokratyczne, a co nie.

Nie szukając daleko, o tym było przecież głośnie już przemówienie wiceprezydenta J.D. Vance'a w Monachium. Znamienna była też histeryczna reakcja zachodnich elit liberalnych. Najlepiej oddana wybuchem łez Niemca Christopha Heusgena. Były to łzy wściekłości i bezsilności dziecka, które zrozumiało, że tym razem nie będzie tak, jak ono chce.

Wiadomo, że Polska nie jest tego sporu centralnym teatrem. Nie musi być. Chodzi o to, że w takim układzie te inne opowieści napływające z Polski będą tu trafiały na dalece bardziej podatny grunt. I nie uda się ich już tak łatwo pospychać do katakumb.

I to już wystarczy do rozszczelnienia systemu.

Rafał Woś

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration -:-
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time -:-
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      Były szef MSZ o decyzjach ws. Ukrainy. Mówimy głosem Moskwy
      Były szef MSZ o decyzjach ws. Ukrainy. Mówimy głosem MoskwyPolsat NewsPolsat News
      Przejdź na