Jakiś czas temu gruchnęła wieść, że w europarlamencie polska Konfederacja dogadała się z niemiecką AfD. Później liderzy partii odkręcali tego "newsa". Krzysztof Bosak oświadczył, że nie ma żadnego porozumienia pomiędzy partiami. Okazało się jednak, że jakieś porozumienie z AfD zawarło aż troje europosłów z jednego z ugrupowań, które współtworzą Konfederację (Nowa Nadzieja). Przypomina się owo porozumienie, bo - chociaż epizodyczne - jednak wciąż z trudem mieści się w głowie. Właśnie w niemieckich wyborach w Turyngii (pierwsze miejsce na podium) i Saksonii (drugie miejsce) niemiecka partia skrajnie prawicowa odniosła sukces. Niewątpliwie ugrupowanie jest na wznoszącej fali wyborczej. Wystarczy jednak rzut oka na hasła i działalność tej partii, żeby przecierać oczy ze zdumienia, że KTOKOLWIEK z Polski chce się z nią dogadywać. Liderzy AfD, a Höcke w szczególności, flirtują z hasłami budowniczych III Rzeszy ("Alles für Deutschland", będące hasłem SA), relatywizują członkostwo do Schutzstaffel (SS). A nawet spotykają się na narady w sprawie imigracji w miejscach tak symbolicznych dla nazistowskiej przeszłości, jak Wannsee (gdzie zimą 1942 roku pod przewodnictwem Reinharda Heydricha zapadła decyzja o "ostatecznym rozwiązaniu"). Nic tu nie jest przypadkiem. Höcke przecież wprost skrytykował berliński pomnik Holokaustu jako "pomnik hańby". AfD i wymowne aluzje Wielu ludzi uważa, że słusznie nie mamy do czynienia z powrotem do lat 30. XX wieku. Ostrzeganie przed nazizmem czy nowym Hitlerem stało się zbyt rytualne. Wielu polityków w Europie, zamiast rozwiązywać realne problemy ludzi, woli straszyć ekstremistami. Dlatego łatwo takie hasła obśmiewać jako przesadzone. Czy zatem nie ma tematu groźnego AfD? Owszem, jest. Otóż mamy do czynienia z pogrywaniem z dziedzictwem hitleryzmu. Pan Höcke znajduje wyraźną przyjemność w drażnieniu przeciwników aluzjami do III Rzeszy. Chodzi jednak o coś więcej, skoro lider AfD jest gruntownie wykształconym człowiekiem. Studiował prawo, później historię. Gorzej, nawet UCZYŁ dzieci historii. Wobec niego upada argument, że wyższa czy głębsza edukacja historyczna odmieniłaby jego poglądy. To nieprawda. Ten niemiecki polityk dwuznaczne zabawy z przeszłością wyczynia z premedytacją. Przypomina i popularyzuje hasła z czasów hitleryzmu nie przypadkiem, lecz właśnie dlatego, że są z czasów hitleryzmu. Drażnienie konkurentów czy orzeczenia sądów wyłącznie zagrzewają go do boju - aby osiągnąć status polityka tak teflonowego i "niegrzecznego" jak Donald Trump - polityka, któremu kolejne wyroki sądów wyłącznie podbijają popularność w sondażach. Każdy kraj ma swój populizm. Populizm niemiecki najwyraźniej bez odniesień do III Rzeszy obyć się nie może. Przy czym dane pokazują, że poziom przemocy fizycznej w polityce niemieckiej tylko rośnie. Zaś relatywizowanie lekcji z przeszłości odbywa się na bieżąco. Żartami, aluzjami, grami z publicznością. Czy Höcke zafunduje Europie neohitleryzm - w tej chwili niepodobna powiedzieć. Niemniej mamy dostatecznie dużo materiału, aby powiedzieć, że polscy politycy z AfD współpracować nie powinni. Jeśli to zrobili z niewiedzy czy głupoty, niech posypią głowy popiołem i zerwą niewczesne alianse. Gdyby ktoś zapomniał, właśnie minęła rocznica 1 września 1939 roku. Jarosław Kuisz