Jeszcze nie tak dawno temu patriotyczną pamięć o powstaniu warszawskim przekazywano głównie w prywatnych rozmowach. Wiadomo było, że gdy o powstaniu mówi się dobrze, robi się to "przeciwko PRL-owi". W wielu domach znajdował się duży album z niepokojącymi, czarno-białym zdjęciami. Po 1989 dla młodych pasjonatów historii Polski oczywiste było odkłamywanie białych plam oraz potrzeba upamiętniania ważnych wydarzeń z przeszłości. Absurdalne wydawały się jakiekolwiek spory starszych pokoleń na tym tle, szczególnie że XX wiek niczego nam nie oszczędził. Zamiatanie pod dywan czegokolwiek trąciło zresztą nową cenzurą. Tymczasem odzyskanie niepodległości przyniosło nam wolność słowa. Odrzucano skrępowanie badań naukowych. Nie przypadkiem to po upadku komuny okazało się, zresztą pod wpływem intensywnych badań, że obok historii heroicznej są także dość ciemne plamy na naszej przeszłości. Odkryliśmy, że dla niektórych z nas ważne okazało się pragnienie zachowania nabytej w dzieciństwie tożsamości. Innych natomiast do historii popychała ciekawość, gotowość do ujawniania nieheroicznych zachowań naszych przodków. Wybuchły gorące spory, niektóre zresztą ciągną się do dziś. W ostatnim czasie politycy postanowili przerzucić podziały międzypartyjne na pamięć o naszej przeszłości. To zabieg kompletnie dęty. Jednak nie dzieje się tak bez powodu. Władza nad historią najnowszą, o czym aż za dobrze wiemy po komunizmie, może służyć uzasadnieniu dowolnego bezeceństwa politycznego. Co więcej, panowanie nad niedawną przeszłością to dodatkowa legitymizacja dla naszych rozdygotanych polityków. Tym bardziej powabna, że niektórym wydaje się ona mocniejsza niż karta wyborcza. Nasi politycy zaś, jeszcze za życia, mają wrażenie zapisywania się na Kartach Historii. Duda z Trzaskowskim "Bądźmy razem w tym niezwykłym momencie" - zaapelowali powstańcy przed rocznicą. Trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że to apel do polskich polityków o opanowanie się. O umiar w odgórnym polaryzowaniu społeczeństwa. Osoby, które dobrze pamiętają czasy okupacji i stalinizmu, przypominają nam, że rzucamy się sobie do gardeł w niepodległej Polsce. W roku wyborów to zatem apel szczególnie ważny. Co ciekawe, owe apele nie zostały tak zupełnie zlekceważone. Na tle codziennego skakania sobie do oczu, fakt, że w weekend w Muzeum Powstania Warszawskiego Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski dość zgodnie wystąpili w jednej uroczystości, zasługuje na odnotowanie. Obaj prezydenci spotkali się ze wszystkimi żyjącymi powstańcami warszawskimi i uczynili to, jak gdyby znajdowali się nieco obok rozhisteryzowanej sceny politycznej. Na zapleczu uroczystości mogło być rozmaicie, niemniej przed dzisiejszą rocznicą warto ów polityczny gest docenić. Niektórzy z nas przecież sądzą, że obecnie podawanie ręki przeciwnikowi z innej partii nie jest dobrym obyczajem. Warto także odnotować, że uroczystość w Warszawie miała miejsce w czasie, gdy padły groźby śmierci pod adresem prezydenta Andrzeja Dudy ze strony nie lewicowego, ale... prawicowego publicysty (Mariusza Max Kolonki - przyp. red.). Wobec tajemnicy śmierci Powstańcy apelują do nas o chwilę opanowania. W powstaniu zginęło od 120 000 do 180 000 osób. To zatem apel o pokorę wobec tajemnicy śmierci. Ostatecznie owe dzisiejsze pisanie pod dyktando polityków Historii Polski to złudzenie. Rozwieje się tak, jak rozwiały się propagandowe wersje dziejów Polski Ludowej. Na pomnikach w Warszawie znajdują się politycy II RP, którzy szczerze siebie nienawidzili. Ironią historii jest to, jak niedaleko od siebie znajdują się w stolicy miejsca upamiętniające Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego czy Wincentego Witosa. Nie widzę, aby to unaocznienie dziejów skłaniało naszych dzisiejszych włodarzy do minimalnej choćby pokory i umiarkowania. Pisarz Kornel Filipowicz napisał kiedyś przejmująco aktualne opowiadanie: "Śmierć mojego antagonisty". To arcypolska historia stopniowego kształtowania się dwóch przeciwników światopoglądowych. "W końcu doszło między nami do takiej obcości, że na dobrą sprawę powinny były powstać dla nas dwa odrębne światy i dwie ziemie, na których moglibyśmy spokojnie żyć, i nic o sobie nie wiedząc, odkrywać, nazywać i urządzać wszystko po swojemu od początku". Autor, sam uczestnik kampanii wrześniowej i więzień obozów, demaskował patologiczne przywiązanie przeciwników światopoglądowych do siebie. Wreszcie, tu nie ma zaskoczenia, puentował ten spór w opowiadaniu: "w dniu, w którym znikły cienie mojego antagonisty - zgasły także moje światła". Banałem jest powiedzieć, że dzisiejsze spory na sto procent z czasem zblakną. I że następne pokolenia ułożą nasz panteon. Paradoksalnie, w 2023 roku nie jest jednak banałem wziąć to sobie do serca. A przecież i o tym także przypominają nam powstańcy, gdy apelują do nas o opamiętanie się dziś na jedną minutę.