"Ale numer wycięli", tak można podsumować pierwsze komentarze o wkroczeniu do przygranicznego obwodu biełgorodzkiego, walczących po stronie ukraińskiej armii, Rosjan. Wiele osób dopiero teraz odnotowało fakt istnienia takich jednostek, jak Rosyjski Korpus Ochotniczy i Legion Wolna Rosja. Wsie i rosyjskie miasto nagle znalazły się pod obcą władzą. Kreml utracił zwierzchność nad częścią terytorium państwa. Po ostatnich wiadomościach o sytuacji na froncie, po próbach otrąbienia tryumfu w Bachmucie, to nieoczekiwany dla Moskwy zwrot akcji. Ukraińcy przykryli narracyjną czapką radość. Warto odnotować, że polityczne odwracanie kota ogonem było specjalnością Rosjan. Praktykę, w której dawnym treściom nadaje się nową treść, rozwinęli bolszewicy. Prezydent Putin i jego ludzie skwapliwie sięgnęli po ten dorobek, aby rozwinąć go w czasach nowych technologii. Rzecz opisał Peter Pomerantsev w znakomitej książce o politycznym nihilizmie Rosjan "Jądro dziwności" (Wydawnictwo Czarne). Nieoczekiwanie w porównaniu ze specjalistami od mass mediów XXI wieku bolszewicy zaczęli się jawić jako dyletanci. I tak oto, zamiast wojska po prostu atakującego sąsiedni kraj, na Krymie pojawiały się tajemnicze "zielone ludziki". Zamiast dostaw broni dla armii rosyjskiej, na ekranach oglądano humanitarne "białe konwoje" ciężarówek dla separatystów. I tak dalej. Ktoś powie, że robiono z ludzi na Zachodzie głupców. Nie do końca. Chodziło przede wszystkim o to, aby odbiorcy przekazu propagandowego przełknęli nowe wydarzenia w ramach starego systemu pojęć. Jeśli agresję, hen, gdzieś daleko, nazwie się np. pomocą humanitarną, obywatele państw takich, jak Niemcy, Francja czy USA machną na to ręką. W każdym razie na to liczono. Do 24 lutego 2022 roku wydawało się, że tak militarny, jak i propagandowy walec Rosji jest nie do powstrzymania. Przekraczanie czerwonych linii I oto zwrot akcji. W tej chwili wojska związane z Ukrainą wkroczyły na terytorium Rosji. Wielu powie: "nareszcie, ile można tolerować bezkarne ostrzeliwanie cywilów rakietami". Słusznie. Jednak Kijów dokonuje na naszych oczach manewru lustrzanego w stosunku do rosyjskich działań. Dokonuje się nowych działań militarnych pod starą nazwą. "Wyzwalanie" terenów drugiego państwa do obiegu ostatnio wprowadzał przecież prezydent Putin w Donbasie i innych miejscach. Teraz ów termin wraca do niego, tyle że użyty na korzyść Ukrainy. Oto kreatywna obrona. Pamiętajmy jednak, że tak oto przesuwa czerwoną linię z napisem "nieatakowania terytorium Rosji" i nie wszyscy przywitają to z entuzjazmem. Deklaracje, aby w państwie Putina rozpoczęła się wojna domowa, to pragnienie wielu Ukraińców. Jednak po stronie wielu liderów państw Zachodu, ów scenariusz to horror, skok w nieznane z bronią jądrową w tle. Boją się tego, jak kiedyś w USA bano się rozpadu ZSRR. Wbrew naszym nadziejom, może okazać się, że w tej chwili właśnie z Zachodu do Kijowa w panice wydzwania się z prośbami o militarne "opanowanie się". Cóż, nawet jeśli tak się stanie, niech nikt nie zapomina, że w tej wojnie kolejna czerwona linia została JUŻ przekroczona: chwilowo Kreml utracił władzę na częścią terytorium państwa. I to jest fakt.