Na początek mam kilka pytań. Pytanie pierwsze: Jeśli PiS rządził "na rympał", to jak nazwać poczynania ich następców? Gigarympał? Turborympał? Turbo-giga-megarympał? Pytanie numer dwa. Jeśli partia Kaczyńskiego w nosie miała wszelkie "bezpieczniki" albo "prawa mniejszości", to gdzie (tylko poważne propozycje proszę!) mają je ministrowie Sienkiewicz i Bodnar? I pytanie trzecie. Oto poprzedni reżim przez długich osiem lat był dzień w dzień (tak w kraju, jak i za granicą) oskarżany o noszenie w sobie "genu autorytarnego". Mówiono, że PiSowcy władzy raz zdobytej nie oddadzą nigdy, że nie uszanują wyniku wyborów, że powsadzają przeciwników do więzienia i odbiorą opozycji ostatnie medialne przyczółki. Tak było, a kto nie pamięta, niech sobie przypomni, poczyta, poogląda. Jak w tej sytuacji i na tle tamtych oskarżeń nazwać tych, co rządzą obecnie? Jak w ogóle komentować deklaracje takie jak "przywracamy konstytucyjność i szukamy podstawy prawnej, żeby to zrobić" (Adam Bodnar)? Albo "praworządne jest to, co my rozumiemy jako praworządne" (Donald Tusk). Albo "konstytucja jest pułapką, którą PiS zastawia na demokrację" - jak był łaskaw skomentować to, co się dzieje prawnik i zatwardziały krytyk PiSu Wojciech Sadurski. Jak konstytucja - która jest kotwicą demokracji zwłaszcza w jej liberalnym (czyli wyznawanym przez Sadurskiego) rozumieniu - może być pułapką na demokrację? Niechby jeszcze było tak, że ten zły PiS zmienił nam konstytucję - odbierając jej moc, świętość i autorytet. Ale nic takiego się przecież nie wydarzyło. To jest dokładnie ta sama ustawa zasadnicza, na którą jeszcze parę miesięcy temu ten sam Sadurski się powoływał, walcząc z PiSem. Wczoraj była dla niego tarczą w walce z wrogami demokracji. Dziś go (i cały obóz rządowy) ta sama konstytucja ewidentnie uwiera. Więc politycy ją obchodzą, a prawnik Sadurski jeszcze im za to głośno klaszcze. Po owocach ich poznamy. Opcje są dwie Godzi się zapytać: Czy ci ludzie są faktycznie "demokratami" na jakich przez lata pozowali? Czy może tylko powoływali się na demokrację, gdy im było wygodnie. A jeśli tak jest, to kim są naprawdę? Dobra wiadomość jest taka, że czas przyniesie nam odpowiedź na to ostatnie pytanie. W ciągu paru najbliższych lat dowiemy się, jaki jest prawdziwy stosunek wyżej wymienionych do demokracji, praworządności, praw człowieka czy wolności słowa. Po owocach ich poznamy. To pewne. Opcje są z grubsza dwie. Pierwsza - optymistyczna. Pocieszają się nią już dziś niektórzy zniesmaczeni sympatycy tzw. obozu demokratycznego. Jeszcze niegotowi, by się rozczarować i dać temu otwarcie wyraz. Oni myślą sobie, że to tylko taki teatr. Takie polityczne igrzyska. Odreagowanie po latach upokorzeń. Do pewnego stopnia nawet uzasadnione. W końcu jednak zwycięży rozsądek. Wyczyści się TVP, TK i inne PiSowskie instytucje i będzie gitara. Teraz może i nie wygląda to zbyt ładnie, ale w końcu spokój powróci do miasteczka. A to, co jest teraz? No cóż - w najgorszym razie Sienkiewicz, Bodnar i nieszczęśni likwidatorzy mediów publicznych będą robić za zderzaki, po czym się ich wymieni na nowsze modele. Ale niestety jest też druga ewentualność. Moim zdaniem bardziej prawdopodobna. Obym się mylił, ale obawiam się, że obecnie rządzący nie będą się umieli w tej swojej antyPiSowskiej krucjacie zatrzymać. Droga siły, zemsty i rozliczeń będzie zbyt łatwa. A przekonanie o własnej moralnej słuszności zbyt słodkie i upajające. A potem będzie już za późno. Potem nie będzie już można zawrócić. To jak z kłamaniem. Z jednej nieprawdy idzie się w kolejną, która rodzi kolejną. I tak dalej. Powstają coraz bardziej piętrowe struktury, gdzie wyciągnięcie jednego klocka grozi zawaleniem i utratą wiarygodności. Trzeba będzie brnąć i brnąć. A na pewno nie się nie cofać. Przeciwnie! Cała naprzód. To już z resztą widać. Już dziś wątpliwości wobec polityki medialnej kiełkujące we własnym obozie przykrywane są śmiałymi ofensywami na innych frontach: wojną z sygnalizującym gotowość do kompromisu prezydentem Dudą albo intrygami przeciw NBP prezesa Glapińskiego. To stary i sprawdzony sposób działania. Charakterystyczny zwłaszcza dla środowisk autorytarnych właśnie. Zawsze znajdzie się jakaś "ostatnie niepodbita wioska Gallów", po której zajęciu można będzie złożyć broń. Ale nie wcześniej, o nie! Zawsze znajdzie się jakiś PiSowski niedobitek grożący recydywą PiSizmu. I tak to się będzie nakręcać. Aż do końca. Sieć Sorosa przeciwko PiS Ta druga droga jest tym bardziej prawdopodobna, że nowej władzy nikt (albo prawie nikt) nie patrzy na ręce. PiS miał przeciw sobie potężną zagranicę - Unię Europejską, liberalne zachodnie media, sieć Sorosa. A w kraju silną opozycję, sprzyjające jej media i opiniotwórcze elity. Paradoksalnie to PiS-owi służyło. To ich stawiało do pionu. Gwarantowało, że nawet jeśli mają ów gen autorytarny, to będą go stale zwalczali. I nigdy nie przejmie on pełnej kontroli. AntyPiS tego nie ma. Im nie będzie patrzeć na ręce ani zagranica, ani nie będą tego robiły liberalne media do spółki z Agnieszką Holland. A po przejęciu mediów publicznych z ręki PiSu tych bezpieczników będzie jeszcze mniej. I to jest dramat naszych nowych władców. To jest ich przekleństwo. To już czyni z nich tyranów. Prawdziwych - nie wyimaginowanych. Oraz szalenie niebezpiecznych. Rafał Woś