Od kilku tygodni opozycyjni deputowani nie mogą wejść do siedziby Zgromadzenia Narodowego, nie wpuszczają ich tam policja i tzw. kolektywy - grupy uzbrojonych cywilnych zwolenników rządu Maduro. Juan Guido na 27 lutego zapowiedział demonstracje i protesty uliczne opozycji "z udziałem wszystkich gremiów i organizacji pod zjednoczonym dowództwem", zaś na 10 marca marsz na parlament. "Pomaszerujemy z mocą i zdobędziemy wolność! (...) Nadszedł decydujący moment, aby otworzyć wrota do demokracji". Guaido, jako legalny przewodniczący parlamentu zablokowanego przez siły rządowe, zapowiedział też, że "wywrze w stopniu, który będzie niezbędny, presję na rząd Nicolasa Maduro". "Mamy zdecydowane wsparcie prezydenta USA Donalda Trumpa" - powiedział. Podczas spotkania w Białym Domu na początku lutego Trump i amerykańscy sekretarze stanu, obrony i handlu opracowali plany zmuszenia Maduro do oddania władzy. Guaido powiedział, że o szczegółach planu wciąż jeszcze nie może mówić. "Presja dyplomatyczna i finansowo na skorumpowanych polityków i osoby naruszające prawa człowieka wzrasta'' - dodał. "Definitywny kres" władzy Maduro? W Europie, przed spotkaniem z Donaldem Trumpem, Juan Guaido, którego uznaje za prawowitego prezydenta Wenezueli ok. 50 krajów na świecie, spotkał się m.in. z brytyjskim premierem Borisem Johnsonem, prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Guaido dodał, iż wydarzenia zapowiedziane przez niego na 10 marca nie będą jednak stanowiły "definitywnego kresu" władzy Maduro. Niemniej jednak staną się ważnym wydarzeniem w walce z tzw. rewolucją boliwariańską w Wenezueli. Wenezuela pogrążona jest w głębokim kryzysie politycznym, odkąd w styczniu 2019 r. Maduro, po nieuznanych przez opozycję wyborach, rozpoczął nową kadencję jako prezydent kraju, a przewodniczący parlamentu i przywódca krajowej opozycji Juan Guaido ogłosił się tymczasowym prezydentem. Rząd Maduro wspierają m.in. Rosja, Chiny, Kuba, Iran i Turcja