Sytuacja w Egipcie jest w centrum uwagi uczestników trwającego w piątek w Brukseli szczytu Unii Europejskiej. Najostrzej zachowanie egipskiego reżimu potępił brytyjski premier David Cameron i zagroził wycofaniem wsparcia. "Jeśli zobaczymy dzisiaj na ulicach Kairu przemoc organizowaną przez państwo albo wykorzystanie chuliganów, żeby atakowali manifestantów, to Egipt i jego reżim stracą resztę wiarygodności i wsparcia, jakie jeszcze mają ze strony Zachodu, w tym Wielkiej Brytanii" - powiedział jeszcze przed rozpoczęciem szczytu w Brukseli Cameron. "Czekamy, by egipskie siły bezpieczeństwa zapewniły, że ten decydujący piątek wolnych i pokojowych manifestacji mógł się odbyć" - powiedziała z kolei kanclerz Niemiec Angela Merkel. W piątek na placu Tahrir w Kairze zebrały się wczesnym popołudniem dziesiątki tysięcy ludzi, by kolejny raz zaprotestować przeciwko rządzącemu w Egipcie od 30 lat prezydentowi Hosniemu Mubarakowi; masowe manifestacje mają przebiegać pod hasłem "piątek odejścia". Według obserwatorów demonstrować mogą setki tysięcy ludzi. Organizatorzy protestów obawiają się ponownie agresywnych działań ze strony zwolenników prezydenta Hosniego Mubaraka. W starciach pomiędzy antyrządowymi demonstrantami i zwolennikami prezydenta od środy zginęło 13 ludzi, a setki zostały ranne. Według obserwatorów, w odpowiedzi na te trwające już 10 dni protesty społeczne, UE jako całość oraz szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton jak dotąd nie zareagowały z odpowiednią siłą. W czwartek, przywódcy pięciu największych krajów (Niemiec, Francji, Wielkej Brytanii, Hiszpanii i Włoch) przyjęli niezależnie od Ashton własną deklarację, w której potępili użycie przemocy i zaapelowali, by proces przekazywania władzy w Egipcie rozpoczął się "bez zwłoki". Podobnej treści deklaracje mają przyjąć przywódcy wszystkich państw UE na szczycie w piątek. "Wydaje się, że szczyt wybierze łatwą drogę zwykłego potępienia przemocy. Muszą być twardsi i jasno powiedzieć, że Europa nie będzie tolerować Mubaraka desperacko trzymającego się swojego urzędu" - powiedział szef grupy socjaldemokratów w PE Martin Schulz. Jego zdaniem, przywódcy UE pownni jasno powiedzieć prezydentowi Egiptu, że jego czas jest skończony. "W sprawach polityki zagranicznej, Unia Europejska zbyt często zachowuje się jak +przestraszony królik w świetle reflektorów samochodu+" - ocenił. Według projektu deklaracji ze szczytu, przywódcy unijnych państw potępią "z pełną mocą" przemoc wobec obywateli i dziennikarzy, a także wezwą do "szybkiego rozpoczęcia" przekazywania władzy w Egipcie. "Jakakolwiek próba ograniczenia wolnego przepływu informacji, włączając w to agresję i zastraszanie dziennikarzy, są nie do zaakceptowania. Rada Europejska wzywa strony do powściągliwości i unikania dalszej przemocy oraz rozpoczęcia szybkiego i uporządkowanego przekazywania (władzy - PAP)" - czytamy w projekcie dokumentu. Przywódcy podkreślają, że "demokratyczne aspiracje" Egipcjan powinny być realizowane poprzez "rzeczywistą demokratyczną reformę, z pełnym poszanowaniem praw człowieka i fundamentalnych swobód, poprzez wolne i równe wybory". Jednocześnie zapewniają o "pełnym poparciu" dla procesu przemian, wymieniając m.in. Europejską Politykę Sąsiedztwa oraz Unię dla Śródziemnomorza. Szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek podkreślił podczas piątkowego szczytu UE, że Unia nie może być obojętna wobec "głosów ludzi domagających się demokratycznych zmian". "UE powinna stanowczo zażądać spokojnego dialogu w Egipcie. Nie jest możliwe stosowanie represji wobec ludzi, którzy demonstrują swoją chęć działania w demokracji i reprezentują coś, co w Europie cenimy najbardziej - aktywność obywatelską. Jeśli dzisiaj władze odpowiadają represjami wobec swojej własnej społeczności, to zamykają drogę do rozwoju Egiptu. Jestem przekonany, że ludzie w Egipcie dojrzeli do demokracji i wszystkich reguł związanych z prawami obywatelskimi i prawami człowieka" - powiedział.