Po długim namyśle postanowiłam nie kandydować w 2021 r. na stanowisko kanclerza. Podejmując decyzję, kierowałam się zamiarem ustabilizowania sytuacji w CDU - oświadczyła Annegret Kramp-Karrenbauer (na zdjęciu), zwana AKK, 10 lutego na konferencji prasowej w berlińskiej centrali chadeków. Po czym dodała, że w nadchodzących miesiącach pokieruje procesem wyłonienia nowego kandydata na szefa rządu federalnego. Po znalezieniu odpowiedniej osoby AKK chciałaby również zrezygnować ze stanowiska szefowej CDU, ponieważ według niej przyszły kanclerz powinien także kierować partią. - Rozdzielenie przed rokiem funkcji przewodniczącej i kanclerza RFN oraz przeciągająca się debata o przyszłym szefie rządu osłabiają CDU w okresie, gdy Niemcy potrzebują silnej partii rządzącej - zaznaczyła AKK w Konrad-Adenauer-Haus. Tym samym przyznała, że decyzja jej poprzedniczki i mentorki Angeli Merkel była błędem. Równocześnie szefowa CDU próbowała podtrzymać pozór, że w partyjnej hierarchii nadal ważna jest lojalność. - Na życzenie pani kanclerz pozostanę federalną minister obrony - oznajmiła. Zapowiadając powrót do połączenia obu wspomnianych funkcji, AKK powstrzymała falę dalszych spekulacji na temat kandydata z ramienia siostrzanej CSU. Niemiecka prasa bowiem odnotowała, że szef tej partii i premier Bawarii Markus Söder w ostatnich tygodniach promował swoją kandydaturę. Nagła decyzja AKK jest pokłosiem politycznego trzęsienia ziemi w Turyngii. Kryzys rządowy w Turyngii Dwa tygodnie temu lokalny parlament w Erfurcie nieoczekiwanie wybrał na premiera Turyngii Thomasa Kemmericha z FDP. Jego zwycięstwo umożliwiły głosy z CDU oraz Alternatywy dla Niemiec (AfD). Odtąd szef tamtejszej chadecji Mike Mohring nie może się odkleić wizerunkowo od populistów, co położyło się cieniem na całej CDU. Skandal w Turyngii zaszkodził także FDP. Wiceszef liberałów, którzy w lokalnych wyborach do erfurckiego landtagu w październiku 2019 r. ledwo przekroczyli próg wyborczy, na początku był w euforii. "To wielki sukces dla naszego kolegi Thomasa Kemmericha. Wygrał kandydat demokratycznego centrum", cieszył się Wolfgang Kubicki na Facebooku. Spore kontrowersje budzi fakt, że politycznym lewarkiem dla Kemmericha okazał się odłam AfD, który w Turyngii jest wyjątkowo skrajny i dlatego obserwowany przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV). Na celowniku niemieckiego kontrwywiadu znalazł się przede wszystkim frontman tak zwanego Skrzydła, Björn Höcke, który w przeszłości krytykował berliński pomnik Ofiar Holokaustu i świadomie używał słów budzących jak najgorsze skojarzenia, np. Lebensraum - przestrzeń życiowa, albo Umvolkung - zmiana składu etnicznego społeczeństwa. Dzięki współpracy CDU z AfD pokonany został dotychczasowy premier Bodo Ramelow z ramienia Die Linke, która wygrała jesienne wybory w Turyngii. W niemieckich mediach wybór mało znanego polityka FDP na szefa rządu Turyngii wywołał oburzenie. Co prawda, zwycięstwo Kemmericha było demokratyczne i prawomocne, ale sam fakt, że dał on się wybrać przy poparciu partii izolowanego dotąd Höckego, wstrząsnął niemiecką sceną polityczną. Zostało bowiem naruszone tabu centrowych ugrupowań, które zakazywało tworzenia jakichkolwiek większości z AfD. Zarządzanie kryzysowe Wydarzenia w Turyngii sprowokowały we wszystkich obozach myślenie o przyśpieszonych wyborach - i lokalnych w Erfurcie, i ogólnokrajowych. Najszczerzej wyznała to współprzewodnicząca Zielonych Annalena Baerbock, która stwierdziła, że prestiżowa porażka chadeków w Turyngii może zainfekować rządy Wielkiej Koalicji. "CDU powinna się zastanowić, czy jest w stanie kierować stabilnym rządem federalnym. Niestabilna sytuacja w Turyngii nie może się przełożyć na całe Niemcy", napisała na Twitterze. Die Grünen, którzy w obliczu kolejnego kryzysu rządowego zdecydowali się na taktykę spokojnego czekania, nie mówią jeszcze wprost o rozwiązaniu Bundestagu. Natomiast podkreślają nieuchronność rozpisania nowych wyborów w Turyngii. Także komisja koalicji CDU/CSU-SPD w Berlinie wypowiedziała się za przyśpieszonymi wyborami w tym landzie. Tyle że kolejny plebiscyt może znów doprowadzić do patowej sytuacji. Szefowa CDU nadal wyklucza współpracę z Lewicą i AfD. - Każde zbliżenie do lewicowych i prawicowych populistów osłabia chadecję - powtarza AKK. A jednak niektórzy komentatorzy twierdzą, że minister obrony rzuca się do szarży, która nie przyniesie zwycięstwa. Jej przekonanie, że odcinaniem się od innych obozów poruszy swój elektorat i skonsoliduje środowiska niechętne chadekom, okazało się mylne. Już od miesięcy mnożą się głosy, że AKK nie radzi sobie z zarządzaniem kryzysowym w ugrupowaniu. Niektórzy partyjni koledzy od początku wytykali swojej nowej przewodniczącej błędy. Kiedy na dodatek latem 2019 r., po odejściu Ursuli von der Leyen do Brukseli, została federalnym ministrem obrony, zamiast komplementów spadły na nią gromy. Przejęcie tego resortu miało podreperować wizerunek szefowej CDU, ale odebrało jej resztki sympatii wyborców i zaszkodziło wiarygodności. Gdy jesienią 2019 r. zaproponowała utworzenie na północy Syrii strefy bezpieczeństwa pod parasolem ONZ, szef niemieckiego MSZ Heiko Maas (SPD) nie krył oburzenia, że AKK wolała o tym najpierw poinformować media. Kolejnym ciosem były wspomniane wybory w Turyngii, gdzie CDU przegrała z Lewicą i AfD. Po tym upokorzeniu namaszczona w 2018 r. przez Merkel na przyszłą kandydatkę na kanclerza AKK nie zamierzała jednak się poddać i wierzyła, że zaprowadzi porządek. Ignorowała sondaże, w których wypadała znacznie gorzej niż inni pretendenci do fotela szefa CDU i rządu federalnego. Wybór Kemmericha pozbawił ją złudzeń. Przyszły kurs CDU Tymczasem politycy SPD, Zielonych i Lewicy obawiają się skrętu CDU w prawo po zapowiedzianym odwrocie umiarkowanych pań Merkel i AKK. - Socjaldemokraci będą rządzić z CDU tylko pod egidą Merkel. Nikt z nas nie jest zainteresowany współpracą z chadekami, którzy przechylają się w prawo. Szefostwo CDU musi oświadczyć, w jakim kierunku zamierza iść - mówi wiceprzewodnicząca SPD Anke Rehlinger. Z kolei Michael Roth (SPD), sekretarz stanu w resorcie spraw zagranicznych, nazywa sytuację w CDU niepokojącą, bo nie wiadomo, w jakim obozie partia ta szuka sojuszników. Wątpliwości dotyczące kursu chadeków pod nowym kierownictwem zgłosiła także współprzewodnicząca Die Linke. - Jeżeli następcą AKK zostanie Friedrich Merz, to wkrótce CDU zawrze koalicję z AfD - uważa Katja Kipping. Natomiast zdaniem szefa frakcji Lewicy w Bundestagu Dietmara Bartscha odwrót AKK jest logiczny. - Rezygnacja szefowej CDU potwierdza, że Wielka Koalicja od początku była pomyłką, która wyrządziła krajowi nieopisane szkody. AKK została zmuszona przez własną partię do odwrotu, podobnie jak była szefowa SPD Andrea Nahles - przekonuje Bartsch. - Pozostaje mieć nadzieję, że CDU w przyszłości nie pozwoli się wodzić za nos skrajnie populistycznej AfD - ostrzega w podobnym tonie przewodnicząca klubu poselskiego Zielonych Katrin Göring-Eckardt. O ile przewidywanie sojuszu CDU z populistami na szczeblu federalnym wydaje się przedwczesne, o tyle prognozy dotyczące Merza jako następcy AKK są całkiem prawdopodobne. Friedrich Merz tylko nieznacznie przegrał z AKK na kongresie CDU pod koniec 2018 r. 64-letni prawnik i ekspert finansowy z Nadrenii Północnej-Westfalii jest także znakomitym mówcą, który łączy talent polityczny ze zdecydowaniem. A w CDU nie brakuje głosów domagających się powrotu starego wyjadacza. Potencjalni sukcesorzy W lutym 2000 r. odwieczny wróg obecnej kanclerz został następcą Wolfganga Schäublego na fotelu szefa frakcji CDU/CSU w Bundestagu. Dwa lata później nowa szefowa CDU Angela Merkel odwołała go z tego stanowiska i sama je zajęła. Jego rezygnację z polityki miesięcznik "Cicero" nazwał "spektakularnym upokorzeniem jednego z najzdolniejszych polityków w RFN. Z kolei w powrocie Merza w 2018 r. wielu chadeków dostrzegało początek rewolucji przy jednoczesnym zaspokojeniu tęsknoty za czymś utraconym. Po długiej przerwie były lider kojarzy się dziś zarówno z odnową, jak i z tradycją CDU. Tymczasem krytycy wytykają mu powiązania z dużymi pieniędzmi. Merz od lat zasiada w radach nadzorczych wielu wpływowych spółek. Na początku listopada 2018 r. niemieccy śledczy przeszukali biura spółki inwestycyjnej Blackrock w ramach sondowania nielegalnego schematu podatkowego, ale Merza, który jest dyrektorem rady nadzorczej niemieckiej placówki amerykańskiego potentata, uwolnili od zarzutów. Dziennikarze "Spiegla" wytropili jeszcze więcej niejasności w biznesowych relacjach chadeckiego multimilionera, ale one raczej mu nie zaszkodzą. Trzon CDU jest znów spragniony silnego faceta, który ją przeprowadzi przez rafy kryzysu. Zresztą niedawno Merz zapowiedział, że odejdzie z zarządu Blackrock, aby poświęcić się partii. Liczyć na fotel szefa CDU może także minister zdrowia Jens Spahn, przedstawiciel młodego konserwatywnego pokolenia w CDU. Jeszcze niedawno 39-letni polityk należał do najgorliwszych krytyków Angeli Merkel. Domaga się między innymi ograniczenia liczby imigrantów, zakazu noszenia burek i zniesienia podwójnego obywatelstwa. Gdy przejął tekę ministra, jego krytyka pod adresem silnych kobiet w CDU nieco ucichła. Spahn już jako 22-latek zasiadał w Bundestagu. "Jestem gotowy na większą odpowiedzialność", oświadczył w wywiadzie dla "Bilda", rozwiewając wątpliwości. Tyle że jego kandydatura nie wywołuje wśród części chadeków euforii, bo jako homoseksualista nie jest najlepszym dowodem na powrót CDU do konserwatywnych korzeni. O ile dla niektórych Merz utracił już polityczną świeżość, Spahn zaś przez wielu jest nazywany protegowanym AKK, o tyle szczęśliwym trzecim kandydatem może się okazać Armin Laschet, premier Nadrenii Północnej-Westfalii. Pytany o ambicje zawodowe 58-letni wiceprzewodniczący CDU pozostaje dyskretny, choć ma prawo zgłosić roszczenia do partyjnego przywództwa i ubiegania się o fotel kanclerski. Uchodzi raczej za kontynuatora umiarkowanej polityki Merkel, lecz potrafi też uwypuklić konserwatywne poglądy, popierając choćby zakaz noszenia burek. Polityczna przydatność Niemieckie media zgodnie zauważyły, że partia Angeli Merkel potrzebuje odnowy. "Dotychczasowy kompas CDU nie wskazuje już właściwego kierunku działania. Podstawowe problemy pozostają nierozwiązane, a jej przywództwu grozi paraliż", odnotował hamburski dziennik "Die Welt". "W berlińskim Konrad-Adenauer-Haus panuje chaos i ślepota, blokujące właściwe spojrzenie na realia we wschodnich krajach związkowych. AKK wyprowadziła na manowce wielką partię, którą była kiedyś CDU", czytamy na portalu tygodnika "Die Zeit". Natomiast dziennik "Stuttgarter Zeitung" zastanawia się, dlaczego AKK nie chce ustąpić natychmiast, nie przedłużając już politycznej agonii. "Zapowiedziana przez szefową CDU rezygnacja tworzy próżnię władzy, która jest dla jej ugrupowania ryzykowna i szkodliwa. Okresu przejściowego nie da się przedłużyć do grudniowej konwencji partyjnej. Czy nie wystarczy, że w Urzędzie Kanclerskim siedzi szefowa rządu, która wyraźnie zbliża się do daty końcowej swojej przydatności politycznej? Czy naprawdę potrzebujemy dodatkowo szefowej CDU, która w przyszłości nie odegra żadnej ważniejszej roli w polityce?", pyta badeńska gazeta. "Frankfurter Rundschau" zauważa, że korzenie zmierzchu CDU sięgają znacznie dalej niż nominacja AKK na szefową partii. "To przede wszystkim Angela Merkel przeoczyła moment, w którym urosła w siłę populistyczna AfD, a nawet częściowo jej to ułatwiła", czytamy w dzienniku, którego publicysta nie potrafi zrozumieć, dlaczego niektórzy komentatorzy coraz głośniej domagają się powrotu Merkel na stanowisko szefowej CDU. "Kto wie, może wezwie się na pomoc obecną kanclerz, w nadziei, że ponownie uda się jej zamieść rozdzierające partię konflikty pod dywan, pod którym tak pięknie i długo były one ukryte", przypuszcza Tobias Möllers. Ślepa uliczka W obronie AKK i jej decyzji występują politycy lewicowej opozycji. "Zasługą Kramp-Karrenbauer było to, że stawiała czoło pokusom populistycznym, zachowując istotę chadecji", ocenia współprzewodnicząca Die Linke Katja Kipping w rozmowie z agencją AFP. Liderka Lewicy podtrzymuje tezę, że AKK poniosła porażkę nie wskutek własnych błędów, ale raczej z powodu politycznych wygibasów Mike’a Mohringa, który jakoby celowo szukał zbliżenia z AfD. Tyle że wydarzenia w Turyngii nie wynikają z ambicji szefa regionalnej chadecji. AKK była naturalną kontynuatorką polityki stwarzania pozorów, że CDU może pozostać partią, która trwale zagospodaruje centrum. Ustępująca szefowa nadal unika wszelkich kontaktów z Lewicą i AfD w myśl zasady "wyważonej równowagi". Tyle że przyjęcie tej formuły umieściło CDU na krze, która może tylko topnieć. Odczuli to na własnej skórze chadecy w Erfurcie, którzy wykonywali rozkazy z berlińskiej centrali. Próbowali bowiem zrobić coś, co we wschodnim landzie wydaje się niemożliwe: odwojować ile się da na prawicy - co jest naturalne w przypadku ugrupowania o charakterze konserwatywnym - i zarazem odbić lubianemu w Turyngii premierowi Ramelowowi elektorat lewicowy. O ile to pierwsze częściowo się powiodło (na co wskazują niektóre aktualne sondaże), o tyle na drugim zadaniu cieniem położyła się wizerunkowa katastrofa tandemu z AfD. Fakt faktem, że znający wschodnie realia Mohring chciał współpracować z Die Linke i poprzeć Ramelowa, ale AKK wysłała jasny zakaz, który jest podtrzymywany. Przyśpieszone lokalne wybory raczej więc nie zlikwidują patowej sytuacji w Erfurcie, mogą za to ściągnąć na CDU wiecej niechęci. Prawdopodobnie zyskaliby na tym socjaldemokraci i Zieloni, którzy zapewniliby Ramelowowi stabilną większość, ale to wróżenie z fusów, tym bardziej że Höcke cieszy się w Turyngii niesłabnącą popularnością. Dwie rzeczy wydają się pewne: kobieta już nie pokieruje w przyszłości CDU, a wybory w Hamburgu za chwilę. Czas do 2021 r. będzie zatem w Niemczech jedną długą kampanią wyborczą. Wojciech Osiński Korespondencja z Berlina