Pierwszy odcinek zapowiadanego jako serial dokumentalny "Resetu" wyemitowano na antenie TVP Info i TVP1 w poniedziałek o 21:30. Pracowali nad nim m.in. dziennikarz Michał Rachoń i historyk Sławomir Cenckiewicz kojarzeni z prawicowymi poglądami. Poświęcony był politycznym zbrodniom Władimira Putina. Punktem wyjścia było morderstwo Aleksandra Litwinienki. Pokazano też biznesy przywódcy Rosji oraz proces jego "wzrastania". Znalazła się w nim też część o "polsko-rosyjskim resecie z lat 2007-2015" w kontekście relacji Donalda Tuska z Władimirem Putinem. Przypomniano między innymi dokument MSZ przygotowany na spotkanie Radosława Sikorskiego z Siergiejem Ławrowem w 2008 roku. "Polacy chcą i potrafią 'wczuć się w Rosję' oraz życzliwie ją zrozumieć", "doceniamy rolę Władimira Putina w obecnej fazie rozwoju Rosji", czy "Rosja jest sojusznikiem Zachodu" - z takimi tezami miał pojawić się wówczas Sikorski, wymieniają autorzy serialu. Odcinają się od "Resetu" Politycy różnych opcji wyrazili skrajne opinie o produkcji. Odniosły się do niej również dwie osoby, których wizerunek i nazwisko wykorzystano w "Resecie". "Jestem bardzo rozczarowany, że polski dokument zatytułowany 'Reset', w którym udzielałem wywiadu, jest wykorzystywany do atakowania Radosława Sikorskiego, określania go mianem prorosyjskiego i próby wykluczenia go z polskiej polityki. Nie przypominam sobie wielu ludzi, którzy byli bardziej skuteczni w kontrowaniu Putina niż Radek" - podkreślił Bill Browder, amerykański finansista, inwestor, autor książek. Uznanie na arenie międzynarodowej zdobył jako założyciel Hermitage Capital Management - funduszu inwestycyjnego specjalizującego się w rosyjskim rynku. W 2006 roku wpisano go zaś na czarną listę osób "zagrażających bezpieczeństwu narodowemu". Wydalano go z kraju i otrzymał zakaz wjazdu na jego teren. Po tym stał się jednym z najzagorzalszych krytyków Putina. Browder walczy o prawa człowieka w Rosji oraz przeciwstawia się korupcji. "Tej opinii pomysłodawcy ustaw Magnickiego, które nakładają sankcje na Rosję, w TVPiS nie pokażą" - odpowiedział na jego post Sikorski. "Jestem przerażony, widząc, jak moje poglądy i nazwisko są wykorzystywane jako 'dowód' w polskich krajowych atakach politycznych na Sikorskiego i inne osoby. Dzieje się to bez mojej wiedzy i zgody" - zaznaczył z kolei dziennikarz i publicysta specjalizujący się we wschodnioeuropejskiej tematyce Edward Lucas. "Znam Radosława Sikorskiego osobiście od lat 80. Można się nie zgadzać z jego stanowiskiem politycznym - to normalne w demokracji. Twierdzenie, że jest 'rosyjskim agentem' jest równie absurdalne, co godne pogardy" - podkreślił we wpisie w języku polskim. Ustawa Magnickiego. Co to jest? Wspomniana w twittcie Sikorskiego ustawa Magnickiego to dokument przyjęty w 2012 roku przez amerykański Senat. W 2007 roku Siergiej Magnicki - prawnik Billa Browdera - natrafił na trop ogromnej afery podatkowej. Ujawnił też nadużycia w organach skarbowych Rosji. W ich wyniku sprzeniewierzono nawet 230 milionów dolarów. Po nagłośnieniu sprawy mężczyzna trafił do więzienia. Rok później zabili go więzienni strażnicy, czego Browder nie może sobie wybaczyć po dziś dzień. Ustawa Magnickiego zabraniała udzielania wiz wjazdowych do USA rosyjskim funkcjonariuszom rządowym oskarżonym o współodpowiedzialność za śmierć prawnika. Odnosi się również do innych podejrzanych o łamanie praw człowieka.