Szacuje się, że ponad 2 tys. osób uczestniczyło w wiecu i przemarszu partii Lewicy. Jednocześnie w bezpośrednim sąsiedztwie protestowało około tysiąca zwolenników ugrupowań prawicowych, takich jak mała partia Wolna Saksonia. Jak poinformowała policja, kontrdemonstranci wielokrotnie próbowali zablokować i zakłócić przemarsz prawicowych ekstremistów w centrum miasta. Mundurowi musieli interweniować, by oddzielić obydwie grupy. Rzecznik policji potwierdził, że doszło do kilku starć. Policję w Lipsku w zabezpieczeniu demonstracji wspomagała - zgodnie z niedzielnymi zapewnieniami szefowej MSW Nancy Faeser (SPD) - policja saksońska i policja federalna. "Naszym prawem jest przeniesienie protestu na ulice" Przemawiający na lewicowej demonstracji skrytykowali politykę energetyczną federalnego rządu, w skład którego wchodzą SPD, Zieloni i FDP. - Wyższe ceny gazu pogorszyły sytuację społeczną wielu ludzi ze względu na rosnące koszty energii i życia - mówiła Amira Mohamed Ali, liderka parlamentarnej frakcji Lewicy. - Naszym podstawowym demokratycznym prawem jest przeniesienie naszego protestu przeciwko obecnemu rządowi na ulice - przekonywał Soeren Pellmann, organizator demonstracji, lewicowy poseł do Bundestagu. Polityk podkreślił też, że jego partia "nie chce niszczyć, ani nadużywać demonstracji". Jak przypomina "Spiegel", demonstracje, których kulminacją była pokojowa rewolucja w NRD w 1989 roku i upadek muru berlińskiego, były w ostatnim czasie wykorzystywane, szczególnie przez ugrupowania prawicowe, jako pretekst do organizowania protestów przeciwko polityce rządu związanej z walką z epidemią koronawirusa.