O tym kto stanie na czele partii Torysów, a w konsekwencji zostanie premierem Zjednoczonego Królestwa, zadecydowały głosy partyjnych członków. Choć dokładna liczba osób upoważnionych do udziału w głosowaniu jest nieznana, wiadomo, że wynosi ona niewiele więcej niż 0,3 proc. brytyjskich obywateli. Dzięki ostatnim badaniom mogliśmy też lepiej poznać przekrój demograficzny tej grupy, w której skład wchodzą głównie biali mężczyźni po 60., zamieszkujący bogatsze, południowe rejony Anglii. To właśnie oni woleli zobaczyć w roli premiera Liz Truss, niż byłego finansistę Riskiego Sunaka. Nowa premier zostanie zaprzysiężona we wtorek, wyjątkowo nie w historycznym Pałacu Buckingham, gdzie królowa Elżbieta II od lat w prywatnej audiencji podejmowała nowych premierów, ale w Pałacu Balmoral w Szkocji, gdzie aktualnie przebywa monarchini. Decyzja o zmianie tradycji została podjęta z uwagi na trudności w poruszaniu się 96-letniej królowej. Prawdziwa Liz Truss, proszę powstać Liz Truss czeka niewiarygodnie trudna kadencja, w której problemy i pogarszające się prognozy ekonomiczne zdają się mnożyć z każdym dniem. Akcje protestacyjne paraliżujące kraj, rosnąca inflacja, kulejąca gospodarka i kryzys energetyczny, to tylko niektóre z oczywistych pozycji. Truss ma także ogromny problem wizerunkowy. O prywatnym życiu nowej premier niewiele wiadomo, głównie dlatego, że w świetle dużych, politycznych reflektorów, jest stosunkowo od niedawna. Problem z rozpoznaniem jej mają nawet mieszkający niedaleko parlamentu Londyńczycy, jak Sara, z którą rozmawiała Interia. - Nie znam jej wcale. Wiem jak wygląda, więc poznałabym ją na ulicy, ale to tyle. Nie znam jej pochodzenia, nie wiem co osiągnęła. Nie mam o niej żadnego zdania - mówi kobieta. Truss urodziła się w Oxfordzie, jej ojciec był wykładowcą matematyki, a mama pielęgniarką. Rodzina przeniosła się najpierw do Paisley w Szkocji, a później na północ Anglii, do Leeds. Liz Truss wróciła do Oxfordu dopiero jako studentka, gdzie uczyła się na interdyscyplinarnym kierunku filozofii, ekonomii i polityki. Studia ukończyła w 1996 roku, następnie rozpoczęła pracę jako księgowa w firmie Shell. O pasjach nowej premier dowiedzieliśmy z kilku niefortunnych wystąpień. Zdradziła w nich m.in. swoją obsesję na punkcie sera. Jej pełna emocji wypowiedź na partyjnym kongresie o haniebnym imporcie sera do Anglii, który bezpodstawnie konkuruje ze świetnej jakości serem brytyjskim, zyskała dużą popularność. W kwestiach ideologiczno-politycznych Truss wydaje się być jednak mniej stanowcza niż w kwestiach dotyczących nabiału. W przeciwieństwie do Sunaka, który konsekwentnie komunikował swój plan i poglądy, Truss nie daje się łatwo zaszufladkować. Widać to chociażby w tym, jak reaguje na nią środowisko dziennikarskie. Dla Martina Wolfa, zastępcy redaktora naczelnego "The Financial Times", Liz Truss to niebezpieczna fanatyczka, która będzie chciała wskrzesić "kompletnie wyimaginowaną wersję Thatcheryzmu". Dziennikarka Kay Burley natomiast zdemaskowała ją jako "niestabilną hipokrytkę", wymieniając jakiś czas temu na antenie Sky News długą listę postulatów, z których nowa premier zdążyła się wycofać, takich jak przynależności do Unii Europejskiej, czy obalenie monarchii parlamentarnej. Dziennikarka zakończyła swoją litanię parafrazując słowa z piosenki Eminema: "Czy prawdziwa Liz Truss mogłaby w końcu powstać?" Nawet w kwestiach skandali, które uwielbia opinia publiczna, przewodnicząca partii Torysów ma niewiele do zaoferowania. Jeden pozamałżeński związek z jej ówczesnym politycznym mentorem gaśnie przy romansach i wpadkach Johnsona. Rząd według nowej premier Truss i Johnson są podobni pod jednym względem - optymizmu. W niedzielnym, ostatnim przed ogłoszeniem wyników wywiadzie dla BBC, Truss uspokajała, że aktualna dekoniunktura to pestka w porównaniu z problemami poprzednik epok. - Mamy przerażającą wojnę wywołaną przez Putina, wciąż borykamy się konsekwencjami pandemii covid, która była ogromnym szokiem gospodarczym. Mamy też do czynienia z poważnym kryzysem energetycznym. Nie mam złudzeń, że jest to trudny okres. Ale jako kraj już wcześniej stawialiśmy czoła trudnym wyzwaniom i daliśmy radę. Jestem absolutnie przekonana, że jako przyszły premier mam wszystko czego potrzeba, aby sprostać tym wyzwania - mówiła Truss. Umiejętność rozpoznania zagrożeń to jednak dopiero połowa sukcesu. Przez większą część trwania kampanii, którą premier sama nazwała "najdłuższą rozmową kwalifikacyjną" jej życia, Truss proponowała głównie długoterminowe rozwiązania. Mniej chętnie mówiła o doraźnej pomocy, takiej jak dodatki do pensji, czy rent, które przyniosłyby natychmiastową ulgę najbardziej potrzebującym. Na takie rozwiązania zdecydowały się m.in. inne duże gospodarki, na przykład Niemcy. Dopiero pod koniec kampanii pojawiły się głosy o ewentualnym zamrożeniu cen gazu, co znaczyłoby, że koszty przestałyby rosnąć w nieskończoność a wizja zimy, w której rachunki horrendalnie wystrzelą, oddaliły się, chociaż na moment. Inaczej od jej rywala wygląda też jej wstępny plan na politykę fiskalną, który opiera się w dużej mierze na wycofaniu wprowadzonego przez Sunaka dodatkowego podatku dochodowego, w celu odbudowania dziury budżetowej po covidzie oraz podatku dochodowego od przedsiębiorstw. Według dostępnych analiz ulgi podatkowe zapowiadane przez Truss oszczędzą przeciętnie zarabiającym mieszkańcom Wielkiej Brytanii niespełna 59 funtów rocznie. Na pomyśle znacznie więcej mają zaoszczędzić ci, których kryzys gospodarczy aż tak bardzo nie dotyka, czyli zamożniejsze grupy społeczne i przedsiębiorstwa. Dla Martina Wolfa z "The Financial Times" brak przemyślanego planu na miarę potrzeb to zwiastun kolejnych problemów. Dziennikarz na sobotnim wystąpieniu w Hampstead Heath w Londynie mówił: - To jest okropna sytuacja i mówię to teraz z prawdziwym przerażeniem. Myślę, że będziemy mieli niedługo tego żałować. I to w tym przypadku dość wcześnie. Niezależnie od tego, jak niesamowicie zły był jej poprzednik, ona go przeskoczy. Niskie oczekiwania, wysoka stawka Według analizy sondażowni YouGov zajmującego się badaniem rynku i analizą danych w internecie, tylko 12 proc. Brytyjczyków spodziewa się, że Liz Truss będzie dobrym premierem, a ponad 52 proc. zdaje się podzielać zdanie sceptycznych dziennikarzy wróżących szybki koniec jej kadencji. Jeśli nowa premier nie sprosta stawianym jej wyzwania, może szybko stać się ofiarą gorącego sprzeciwu ze strony partii, z jakim niedawno zmierzył się Boris Johnson. - Konserwatyści potrafią być pod tym względem brutalni - tłumaczy mi Harry, który od lat głosuje na partię Torysów. Podobnego zdania jest Helen McDonough, również wspierająca Konserwatystów. - Na podstawie tego, co do tej pory widziałam i słyszałam, to nie jestem jej fanką. Wolałbym Rishi’ego Sunaka, on przynajmniej ma głowę ekonomisty - mówi Interii kobieta. Kapitał Rishiego Sunaka, którego pokonała w głosowaniu Truss, polegał właśnie na różnicach w doświadczeniu zawodowym. Była minister spraw zagranicznych, tak jak Sunak, ma bogate doświadczenie zarówno w polityce, jak i sektorze prywatnym, ale budzi mniejsze zaufanie, jeśli chodzi o zarządzanie krajowym budżetem. Mimo tego upoważnieni do głosowania członkowie Partii Konserwatywnej zdecydowali się wybrać na nowego lidera Truss. Za źródło niepowodzeń Sunaka podaje się jego spory majątek, który według krytyków sprawia, że polityk jest "oderwany" od rzeczywistości. Nie pomogły mu też plotki o unikaniu płacenia podatków przez jego żonę, jak i te o tym, że ma ona udziały w firmie, która nadal działa na terenie Rosji. Za wadę Sunaka uznaje się również brak mocnych więzów z krajem - polityk urodził się w rodzinie indyjskich imigrantów i przez pewien czas mieszkał w Kalifornii, gdzie studiował na Uniwersytecie Stanford. Truss zostaje czwartym premierem w przeciągu ostatnich sześciu lat. Poza bezpośrednim kręgiem otaczających ją ministrów trudno jest znaleźć przychylne jej osoby. Być może jednak fakt, że oczekiwania społeczeństwa są tak niskie, sprawi, że Truss będzie pierwszym premierem, którego Brytyjczycy nie będą nienawidzić, gdy kadencja dobiegnie końca, tak jak było to w przypadku Tony’ego Blaira, Davida Camerona, Theresy May, a ostatnio również Borisa Johnsona. - Pogubiłem się całkowicie w tych wszystkich premierach. Moim ulubieńcem jest wciąż Winston Churchill, nie wiedziałem zbyt wiele o nim, bo byłem młody, ale udało się nam wtedy przetrwać i to było najważniejsze - mówi mi Derek, spotkany przed ogłoszeniem wyborów nieopodal domu premiera przy Downing Street.