Konflikt w północnym Kosowie, który narasta od tygodni, osiągnął nowy poziom eskalacji: specjalne jednostki serbskiej policji pojmały 14 czerwca trzech kosowskich policjantów. Serbska policja twierdzi, że trzej funkcjonariusze nielegalnie wjechali na terytorium Serbii i zostali tam zatrzymani. Belgradzkie media opublikowały filmy i zdjęcia przedstawiające trzech kosowskich policjantów leżących na ziemi z opaskami na oczach i związanych, z automatyczną bronią palną oraz sprzętem radiowym i nawigacyjnym znajdującym się obok nich. Podczas konferencji prasowej szef Biura ds. Kosowa w serbskim rządzie, Petar Petković, określił trzech policjantów jako "gang terrorystyczny". Na reakcję kosowskiego rządu nie trzeba było długo czekać. Premier Albin Kurti oskarżył Serbię o porwanie i zaprzeczył, że kosowscy policjanci wkroczyli na terytorium Serbii. Powiedział, że to raczej serbska policja wkroczyła na terytorium Kosowa i uprowadziła tych funkcjonariuszy. - To stanowi akt agresji i ma na celu destabilizację - oświadczył Albin Kurti. Bojkot wyborów Wraz z aresztowaniem trzech policjantów, utrzymujący się od tygodni konflikt między Kosowem a Serbią wyraźnie się zaostrzył. Napięcia zostały wywołane przez lokalne wybory, zbojkotowane przez serbskich mieszkańców północnego Kosowa. Kosowski rząd w Prisztinie nakazał wówczas burmistrzowi albańskiego pochodzenia, wybranemu zaledwie kilkoma procentami głosów, objąć swój urząd. Wywołało to masowe i czasami gwałtowne protesty w gminach północnego Kosowa, które są zamieszkane prawie wyłącznie przez Serbów. Uważa się za tajemnicę poliszynela, że protesty te są kierowane z Belgradu na polecenie serbskiego prezydenta Aleksandara Vucicia. Podczas protestów rannych zostało m.in. wielu żołnierzy natowskich sił ochrony Kosowa. Dzień przed aresztowaniem trzech policjantów przez Serbię, kosowska policja w północnym Kosowie aresztowała mężczyznę zwanego Milun Milenković. Jest on przywódcą tak zwanej grupy strażników i jest uważany za organizatora ataków na oddziały KFOR pod koniec maja. Wzajemne oskarżenia Szef Biura ds. Kosowa Petar Petković twierdzi, że kosowska policja pobiła Milenkovicia tak dotkliwie, że musiał zostać ukryty, aby nie było widać jego rzekomych obrażeń. Petković podkreślił, że kosowscy policjanci nie byli źle traktowani. Jednocześnie oskarżył kosowskiego premiera Kurtiego o dążenie do utworzenia "czystego etnicznie" Kosowa i chęć wypędzenia z niego Serbów. Prezydent Serbii Aleksandar Vucić również skomentował aresztowanie kosowskich policjantów. W wywiadzie dla państwowego nadawcy RTS powiedział, że policjanci ci zostali aresztowani 1,8 kilometra od granicy na terytorium kontrolowanym przez serbskie policyjne. - Jesteśmy na rozdrożu: czy chcemy nadal mieć pokój, czy nie? - zapytał Aleksandar Vucić, podkreślając, że to nie Belgrad stoi na drodze do pokoju, ale Albin Kurti, będący na Bałkanach tym, "który za wszelką cenę chce sprowokować wojnę i konflikty". Z kolei premier Kosowa powiedział, że aresztowanie trzech kosowskich policjantów było zemstą Belgradu za aresztowanie Miluna Milenkovicia. - Policjanci zostali aresztowani na terytorium Kosowa, w odległości 300 metrów od granicy - powiedział Kurti. W reakcji na ten incydent premier Kosowa zarządził ograniczenia w imporcie towarów z Serbii i we wjeździe serbskich pojazdów do Kosowa. Wstęp do większego konfliktu? Kosowski dziennikarz Halil Matoshi powiedział Deutsche Welle, że incydenty takie jak aresztowanie policjantów zostały przeprowadzone celowo i miały podłoże polityczne. - Kosowscy policjanci zostali wzięci jako zakładnicy na rozkaz Vucica. Te zasadzki i pobrzękiwanie szabelką; wszystko to jest robione, ponieważ obie strony chcą pokazać, kto jest silniejszy przy stole negocjacyjnym - twierdzi Matoshi. Dziennikarz krytykuje jednak również rząd Albina Kurtiego i twierdzi, że Kosowo musi ponieść poważne konsekwencje z powodu jego błędnej polityki. Miodrag Milicević, dyrektor organizacji pozarządowej AKTIV z Północnej Mitrowicy, mówi DW, że obawia się, że obywatele północnego Kosowa będą musieli zapłacić cenę za eskalację konfliktu. - Obecna sytuacja może mieć tragiczne skutki dla i tak już zerwanych stosunków między Serbami i Albańczykami - twierdzi Miodrag Milicević. Dyrektor skrytykował obie strony, wskazując, że dialog jest jedynym sposobem na złagodzenie sytuacji. Według niego reakcja społeczności międzynarodowej jest zdecydowanie zbyt powolna. - Cała sprawa wydaje się być wstępem do większego konfliktu i będziemy mieli szczęście, jeśli nie będziemy świadkami bezpośredniej konfrontacji między Serbami i Albańczykami - ostrzega dyrektor AKTIV.