Irańskie tankowce zaczęły "znikać" z terminala naftowego na wyspie Chark - informowała 4 października stacja CNBC, powołując się na dane z analizy zdjęć satelitarnych. Infrastruktura na Chark obsługuje 90 proc. eksportu irańskiej ropy naftowej. Teheran obawia się ataku Izraela na kluczową infrastrukturę dla swojej gospodarki. Wcześniej terminal pracował bardzo intensywnie. Ropa to główne źródło dochodu Iranu. Przed 2018 rokiem kraj eksportował dwa miliony baryłek dziennie. W tym samym roku administracja Donalda Trumpa nałożyła sankcje gospodarcze na Teheran za rozwój programu nuklearnego i działania zmierzające do pozyskania broni jądrowej. Eksport rzeczywiście spadł, do poziomu niecałych 300 tysięcy baryłek dziennie w 2019. Jednak w kolejnych latach Iran ponownie zaczął sprzedawać ogromne ilości ropy. Jak podaje niezależny od władz w Teheranie serwis Iran International, w 2023 roku było to 1,3 mln baryłek dziennie, a w pierwszym kwartale 2024 już 1,5 mln. Jak to możliwe, skoro sankcje wciąż obowiązują? Iran: Sprzedajemy, gdzie chcemy - Tak to jest z prawem, że teoretycznie funkcjonują jakieś zakazy i nakazy, ale ostatecznie weryfikuje to rynek. Nie inaczej jest w przypadku Iranu - mówi w rozmowie z Interią dr Łukasz Gołota z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW. Sankcje na Iran nałożyła również Unia Europejska. Tymczasem latem tego roku półoficjalna agencja Mehr przekazała stanowisko irańskiego ministra odpowiedzialnego za eksport paliw, który stwierdził, że Iran sprzedaje ropę do 17 krajów, w tym europejskich. "Sprzedajemy naszą ropę, gdziekolwiek chcemy" - podkreślał w lipcu Dżawadż Owji. - Największym odbiorcą są Chiny, biorą około 90 proc. irańskiej ropy. Eksperci szacują, że dla nich to od 10 do 15 proc. importu. Natomiast Ameryka jest bezradna, bo może wywierać presję na swoich sojuszników, Unię Europejską, natomiast nie maja przełożenia na rynki azjatyckie, zwłaszcza na Chińczyków - wyjaśnia Gołota. Chiny amerykańskich sankcji nie uznają, więc kupować mogą do woli, ale nie do końca wiadomo, kto jeszcze nabywa irańską ropę. Minister Owji konkretnych państw wskazać nie chciał. Czy zatem mijał się z prawdą, mówiąc o 17 krajach, w tym europejskich? Niekoniecznie. Irańska ropa w Europie? Mechanizm omijania sankcji Na początek należy zaznaczyć, że irańska ropa jest atrakcyjna pod względem ceny. Rada Rozeznania Celowości Systemu, która nieformalnie nadzoruje rządu Iranu, publicznie poinformowała, że stosuje zniżki w wysokości średnio 20 dolarów za baryłkę. Obecna cena na światowych rynkach to około 80 dolarów. Kolejne kraje korzystają z oferty. Jak podaje Reuters, surowiec kupuje między innymi Syria. Są też państwa, które import z Iranu próbują maskować, tak by nie psuć relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Reuters powołuje się na ustalenia Claire Jungman z organizacji United Against Nuclear Iran. Wynika z nich, że w czerwcu 2024 do portu Sohar w Omanie wpłynął tankowiec, który odebrał ropę z innego statku. Druga jednostka z kolei pobrała ropę na początku roku na irańskiej wyspie Chark. Dokładnie taką samą operację Irańczycy zrobili z Bangladeszem, gdzie tankowiec Golden Eagle wpłynął do portu Chittagong na początku 2024. Jeszcze ciekawszą trasę irańskiej ropy wskazuje włoski serwis analityczny Decode 39. W maju 2022 roku tankowiec ARC 1 pod banderą Panamy i należący do firmy zarejestrowanej na Wyspach Marshalla wpłynął do portów w Chorwacji i we Włoszech. Statek z ładunkiem wypłynął z Malezji. Problem w tym, że ładunek nie był malezyjski. Wspomniana organizacja UANI powołuje się na zdjęcia satelitarne, które wskazują, że 2 kwietnia statek spotkał się z tankowcem o nazwie Vigor u wybrzeży Malezji. Prawdopodobnie wtedy przepompowano ropę z Iranu, bo zdjęcia satelitarne pokazują, że 14 marca Vigor cumował... na wyspie Chark. To tylko kilka przykładów, które pokazują model działania. Z Iranu wypływa statek z ropą. Następnie dochodzi do spotkania z neutralną jednostką. Ropa jest przepompowywana lub mieszana w docelowym tankowcu i do kraju odbiorcy płynie już towar z fałszywą deklaracją pochodzenia produktu. Dr Gołota podkreśla, że taki sposób na omijanie sankcji to powszechna praktyka na świecie. - Jeśli jedno państwo nakłada sankcje na drugie, to zamazuje się szlak pochodzenia towaru. Polska też to stosuje. Wysyła jabłka do Rosji przez Serbię i te jabłka mają opis "made in Serbia", co jest dziwne, bo Serbia nie posiada sadów. Tak samo największym producentem owoców morza jest w Europie Białoruś, która nie ma dostępu do morza. Importują produkty z innych krajów, przepakowują to u siebie i wysyłają do Rosji jako wyprodukowane na Białorusi - tłumaczy nasz rozmówca. Gra o rynek ropy naftowej. Iran handluje, USA się przyglądają Wracając do irańskiej ropy, trudno uwierzyć, że amerykańskie służby nie wiedzą o procederze omijania sankcji. Dlaczego wciąż trwa? Gregory Brew, analityk polityki Iranu i energii w amerykańskiej firmie konsultingowej Eurasia Group, twierdzi, że skuteczniejsza walka ze sprzedażą irańskiej ropy wywołałby wahania na rynkach. - Oprócz wpływu, jaki takie działanie miałoby na cenę ropy, która ma znaczenie polityczne i ekonomiczne dla prezydenta Joe Bidena w roku wyborczym, agresywne egzekwowanie sprowokowałoby zarówno Iran i Chiny w czasie, gdy Stany Zjednoczone próbują zarządzać ryzykiem eskalacji zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Azji Wschodniej - mówił Brew, cytowany w maju przez Radio Wolna Europa. Dr Gołota wskazuje, że "zachodni politycy są zakładnikami cen ropy". - Starają się kreować długofalową politykę oddziaływania na Bliski Wschód, ale z drugiej strony mają bat w postaci wyborców we własnych krajach, którzy zawsze bardzo negatywnie reagują na zmiany cen ropy. Nie jesteśmy w stanie sankcjami zastąpić prawdziwego rynku - diagnozuje nasz rozmówca. Najgorszy scenariusz, czyli "trzęsienie ziemi" na rynkach Łukasz Gołota dodaje też, że istnieje jeszcze gorszy scenariusz, który zagroziłby rynkom. Iran produkuje około 4 proc. światowej podaży ropy i - zdaniem naszego rozmówcy - możne te potrzeby zaspokoić poprzez niewielkie zwiększenie wydobycia ropy, co jednak wymagałoby podniesienia limitów produkcji ustalanych przez OPEC, czyli Organizację Krajów Eksportujących Ropę Naftową. Według analizy CNBC blokada 4 proc. światowej podaży wystarczy, żeby zdestabilizować rynek ropy naftowej. Jednak nawet gdyby udało się zaspokoić potrzeby poprzez podniesienie limitów, wciąż istnieje ryzyko eskalacji działań wojennych na Bliskim Wschodzie. - Co będzie jak Izrael zbombarduje wyspę Chark? Iran mógłby w odpowiedzi zablokować cieśninę Ormuz, przez którą płynie 20 proc. światowej podaży. To byłoby trzęsienie ziemi na światowych rynkach. Nie jestem pewien czy Iran stać na taką eskalację. Chyba, że nie będzie mieć nic do stracenia - wskazuje w rozmowie z Interią Łukasz Gołota. Jakub Krzywiecki Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!