Gen. Breedlove chce wzmocnienia sił NATO w Polsce, Rumunii i krajach bałtyckich
Po kontrowersyjnych wyborach we wschodniej Ukrainie Kijów grozi "odbiciem" regionów okupowanych przez separatystów. Wobec zaostrzenia sytuacji naczelny dowódca NATO w Europie żąda wzmocnienia sił Sojuszu na wschodzie.
Jedynie Kreml uznał kontrowersyjne wybory we wschodniej Ukrainie za legalne. Unia Europejska i USA grożą w odpowiedzi dalszymi sankcjami i domagają się od Rosji konsekwentnego przestrzegania porozumień z Mińska. Tymczasem naczelny dowódca sił NATO w Europie Philip Breedlove zwrócił się do Pentagonu z prośbą o więcej wojska i uzbrojenia na wschodniej granicy Sojuszu. Breedlove ostrzegł, że w konflikcie ukraińskim NATO zbliża się do "strategicznego punktu zwrotnego" w konfrontacji z Moskwą. Jak powiedział, rozważa się rotacyjne wysyłanie dodatkowych wojsk do krajów bałtyckich, między innymi do Polski i Rumunii.
Rosyjskie wojska zbliżyły się do granicy z Ukrainą i nadal od 250 do 300 rosyjskich żołnierzy trenuje separatystów i dba o ich zaopatrzenie - stwierdził Breedlove. Siedem rosyjskich oddziałów niemal całkowicie zlikwidowało granicę z Ukrainą.
Koniec procesu pokojowego?
Rząd Ukrainy ostrzegł po kontrowersyjnych wyborach przed rozpadem kraju. Kijów "odbije" wschodnie regiony państwa - powiedział w wywiadzie dla "Bild-Zeitung" szef ukraińskiego MSZ Paweł Klimkin. - Rzeczywiście niektóre regiony na wschodzie kraju są kontrolowane przez prorosyjskich separatystów i rosyjskie wojsko. Są to jednak ukraińskie terytoria i odbierzemy je stwierdził Klimkin. - Trudno wprawdzie jeszcze mówić, że proces pokojowy został całkowicie zniweczony, ale uznanie "wyborów" przez Rosję znacznie utrudnia dalszą realizację porozumień z Mińska - powiedział szef ukraińskiej dyplomacji.
Wypowiedzeniem warunków rozejmu zagroził separatystom prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Rozważa przede wszystkim cofnięcie ustawy, zapewniającej separatystom na trzy lata częściową autonomię i amnestię. Celem ustawy było wspieranie procesu pokojowego. - Niedzielne wybory zagroziły całemu temu procesowi - powiedział Poroszenko.
Zaostrzenie sankcji?
Paweł Klimkin wezwał Zachód do zaostrzenia sankcji wobec Rosji. - Uznaniem "niby-wyborów" we wschodniej Ukrainie Rosja ponownie naruszyła swoje zobowiązania wobec prawa międzynarodowego, zwłaszcza te zawarte w porozumieniu z Mińska. Postępowanie Kremla wobec UE i całego Zachodu świadczy o braku respektu - stwierdził Klimkin na łamach "Bild-Zeitung".
Zwiększenie presji na Kreml zapowiedziały USA. Jeżeli Moskwa będzie w dalszym ciągu lekceważyć uzgodnienia z Mińska, musi się liczyć z dalszymi sankcjami - zagroził Waszyngton.
Także Unia Europejska, w tym Niemcy potępiły "wybory" i stanowisko Rosji, grożąc nowymi sankcjami. Szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini poddała jednak w wątpliwość skuteczność takich kroków. Mają one wprawdzie wpływ na rosyjską gospodarkę, w dalszym ciągu otwarte jest jednak pytanie, czy skłoni to Moskwę do zmiany polityki - powiedziała Mogherini "Sueddeutsche Zeitung". Natomiast dziennik "Die Welt", powołując się na opinie dwóch unijnych dyplomatów, pisze, że zaostrzenie sankcji wobec Rosji nie jest planowane.
Przebywający w Indonezji minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier ostrzegł Moskwę, by nie zachęcała dalej separatystów. - Mam nadzieję, że poza swoimi oświadczeniami Moskwa nie podejmie niczego, co spowoduje, że wyniki "wyborów" staną się pretekstem do zachęcania separatystów, by rzeczywiście kontynuowali swoją drogę do niezależności - stwierdził Steinmeier. Stanowisko Rosji jest obciążeniem dla procesu odprężenia na Ukrainie. - Będziemy oceniać Rosję według jej obietnic, co prezydent Putin powtórzył też w Mediolanie: że opowiada się za jednością Ukrainy i Rosja nie będzie poddawała jej w wątpliwość - dodał Steinmeier.
Od kwietnia w konflikcie na wschodzie Ukrainy zginęło według szacunków ONZ cztery tysiące osób. Niemal milion ludzi musiało opuścić domy. Walki toczyły się także w poniedziałek.
dpa, afp, rtr / oprac. Elżbieta Stasik, Redakcja Polska Deutsche Welle