Liczący cztery miliony mieszkańców kraj od niedzieli jest 20. członkiem strefy euro. Okres przejściowy pomiędzy obecną walutą - kuną - a euro jest krótki. Od września sprzedawcy i handlowcy są zobowiązani podawać ceny w obydwu walutach po stałym kursie wynoszącym 7,53 kuny do euro. Od 1 stycznia przez dwa tygodnie bankomaty będą wydawać jeszcze kuny i euro, od 14 stycznia - już tylko wyłącznie euro. Rząd zapowiedział nałożenie kar na tych, którzy mają zawyżać koszt przewalutowania. Chorwacja przyjęła euro. Obywatele niemile zaskoczeni podwyżkami Jednak rządowe zapowiedzi nie odstraszyły chcących zarobić na przechodzeniu z krajowej waluty na euro. Okazuje się bowiem, że niektórzy handlowcy znacząco podnieśli ceny produktów i usług. Podrożały np. ważne artykuły spożywcze, jak chleb i kawa. Droższe są też papierosy. Zjawisko, z którym mają do czynienia Chorwaci było widoczne z różną intensywnością także w innych krajach, które w przeszłości zdecydowały się na przyjęcie euro. Niektórzy przedsiębiorcy "zaokrąglali" ceny, podnosząc je. Niektóre sieci handlowe podniosły ceny produktów o 10, a nawet 20 proc. Fala podwyżek nad Adriatykiem spotkała się - co zrozumiałe - z oburzeniem obywateli. Lokalne media rozpisują się o cenach w sklepach, porównując kwoty za poszczególne produkty u różnych handlowców. Dziennikarze portalu największego chorwackiego dziennika "Jutarnji list" porównali koszyk dziesięciu produktów zakupionych w słoweńskim mieście Brežice z cenami w Zagrzebiu. Okazało się, że za podstawowe produkty - m.in. masło, chleb tostowy, wodę mineralną, szynkę gotowaną, ser cheddar, budyń, tuńczyka w puszce - zapłacili o 7,56 euro mniej niż w Zagrzebiu (18,9 wobec 26,46 euro). Rząd reaguje i zapowiada kary dla handlowców Do akcji wkroczył rząd. Związany z centroprawicą premier Andrej Plenković już w poniedziałek spotkał się z przedstawicielami instytucji finansowych i zapowiedział wprowadzenie środków, które uchronią obywateli przed nieuzasadnionymi podwyżkami cen. Rękę na pulsie trzyma także minister gospodarki Davor Filipović. Wobec niezadowolenia Chorwatów, FIlipović nie gryzł się w język i dodał nawet, że "handlowcy próbują oszukać obywateli". Lokalne media zwracają uwagę, że rząd mógł lepiej przygotować się na spodziewane podwyżki cen. W tym kontekście przypomina się działania innych państw, które przyjęły euro. Np. w sąsiedniej Słowenii rząd w ramach przygotowań do przyjęcia wspólnotowej waluty w 2007 r. stworzył tzw. "czarne listy" sieci handlowych, które zdecydowały się podnieść ceny. Chorwaci obawiają się, że podwyższone ceny zostaną na stałe. Kilka fal podwyżek w Chorwacji Na wtorkowej konferencji prasowej minister Filipović podkreślił, że obecnie "wszystkie opcje działania są na stole" i nie można wykluczyć, że rząd zamrozi ceny podstawowych produktów lub na wzór innych państw sporządzi "czarną listę" sieci handlowych. Sektor detaliczny w ramach Chorwackiego Związku Pracodawców odpowiedział, że jest "niemile zaskoczony" groźbami ministra. Według index.hr, do wtorku odnotowano 1738 przypadków naruszeń ustawy o przyjęciu euro. Jak pisze "Jutarnji list" w sklepach już od września na etykietach widniały ceny w euro i w kunach tak, by Chorwaci mieli czas się przyzwyczaić do nowej waluty. W ostatnich miesiącach ceny zaś poszły w górę kilka razy: po wybuchu wojny w Ukrainie do końca roku łącznie nawet o 25 proc. ceny. Największe podwyżki obserwowane były jednak na krótko przed wejściem kraju do strefy euro w listopadzie i grudniu.