Chiny nie uznają decyzji trybunału arbitrażowego w sprawie Morza Południowochińskiego - oświadczyła rzeczniczka chińskiego MSZ Mao Ning. To komentarz do słów szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, który podczas wizyty w Azji mówił o konieczności poszanowania prawa międzynarodowego. Sikorski, który w ubiegłym tygodniu odwiedził Malezję, Singapur i Filipiny, państwa położone nad Morzem Południowochińskim, podkreślił, że nie można ustanowić precedensu, w wyniku którego rezultaty arbitrażu, umowy i prawo międzynarodowe musiałyby ustąpić wobec siły gospodarczej i zbrojnej. Rzeczniczka chińskiego MSZ poproszona przez PAP o komentarz do tych słów podkreśliła w poniedziałek podczas briefingu prasowego, że "Chiny zawsze opowiadały się za rozwiązywaniem sporów z krajami bezpośrednio zaangażowanymi w sprawę w drodze pokojowych negocjacji". Jak dodała, rząd w Pekinie "wielokrotnie przedstawiał swoje stanowisko, że orzeczenie sądu (trybunału arbitrażowego z 2016 roku) jest nieważne". Radosław Sikorski o żądaniach Chin. "Wojna nie jest rozwiązaniem" Minister spraw zagranicznych odbył wizytę w azjatyckich państwach w dniach 2-5 września. Podczas podróży spotkał się m.in. z prezydentem Filipin, premierem Malezji i szefem dyplomacji Singapuru. Sikorski wyraził obawy Polski dotyczące konfliktów w rejonie Indo-Pacyfiku i powiedział, że ich rozwiązanie musi nastąpić bez użycia siły. Przypomniał, że dla miliardowego rynku ważna jest stabilizacja, która obecnie przez roszczenia Chin jest zachwiana. - W świecie, w którym żyjemy większość granic ustalona została sztucznie w wyniku różnych okoliczności historycznych. Nawet jeśli nam się to nie podoba, musimy je honorować. Wojna nie jest rozwiązaniem - mówił na spotkaniu z przedstawicielami regionu. - Nasilenie konfliktów może mieć wpływ na globalny łańcuch dostaw i bezpieczeństwo na całym świecie - przekonywał Sikorski. Chiny wysuwają roszczenia. Stawką szlak o wartości kilku miliardów Chiny roszczą sobie prawo do niemal całego Morza Południowochińskiego, w tym obszarów, do których pretensje zgłaszają m.in. Tajwan, Indonezja, Malezja i Filipiny, co jest źródłem regionalnych napięć. W 2016 roku Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy w Hadze jednomyślnie orzekł, że roszczenia Chin do obszarów na tym akwenie nie mają podstaw w prawie międzynarodowym. Od lat region Morza Południowochińskiego jest uznawany za jeden z najbardziej zapalnych punktów Azji Południowo-Wschodniej. Przez akwen ten prowadzi szlak dla handlu o wartości ponad 3 mld dolarów rocznie, jest on też potencjalnie bogaty w złoża ropy i gazu. Napięciu między krajami nie pomagają ostatnie zdarzenia do jakich dochodzi na Morzu Południowochińskim. Pod koniec sierpnia nieopodal Ławicy Sabina zderzyły się dwa okręty należące do straży przybrzeżnej. Ławica Sabina znajduje się ok. 75 mil morskich od zachodniego wybrzeża Filipin i 630 mil morskich od Chin, jednak nie przeszkadza to Chińczykom w roszczeniu sobie prawa do tego terytorium. Do zderzenia doszło w momencie, gdy chińska straż przybrzeżna wezwała Filipiny do wycofania swojego statku z tamtego terenu. Filipińska jednostka stwierdziła, że została kilkukrotnie uderzona przez statek chiński. Podobne stanowisko przyjął przebywający w Filipinach ambasador USA, który potępił "niebezpieczne naruszenie prawa międzynarodowego przez Chiny". Pekin jednak nie przeprosił za incydent, a winą za niego obarczył Filipiny i USA, które ma "eskalować napięcia". ----