Skoro dało się połączyć najmłodszą i najstarszą partię na polskiej scenie na bazie umiarkowanego światopoglądu, to być może naturalnym koalicjantem na wybory dla skręcającej w lewo Koalicji Obywatelskiej jest właśnie Nowa Lewica. Bez dobrego wyniku nowej centrowej koalicji opozycja nie ma co marzyć o przejęciu władzy, ponieważ musi wygrać nie tylko z PiS-em, ale także z D’Hondtem, czyli systemem dzielenia mandatów w parlamencie. Jeśli jednak Hołownia i Kosiniak-Kamysz będą robić wszystko oddzielnie; jeśli tylko jeden z nich z racji doświadczenia będzie uprawiać poważną politykę, a drugi odpuści; jeśli polityczne fochy, dąsy i fumy zastąpią program - wówczas nic z tego nie będzie. Pakt o nieagresji Na razie ze strony lewicy płyną propozycje, by opozycja zawarła pakt o nieagresji, a napięcia między partiami demokratycznymi - zwłaszcza między Platformą Obywatelską a Polską 2050 - raczej narastają, a nie słabną, czego dowodem jest absurdalny spór o manifestację 4 czerwca. Nie wiadomo też, czy na zbliżenie do Platformy pozwoliłby Czarzastemu Adrian Zandberg, który jest silnie uczulony na wszelkie przejawy liberalizmu. W Święto Pracy warto zresztą odnotować, że to uczulenie jest wyjątkowo natarczywym symptomem znacznej części współczesnej lewicy, której klasyczne postulaty społeczne zostały przejęte i w jakiejś części zrealizowane przez PiS. I choć programy socjalne są w przypadku tej partii rozdawniczym motorem walki o władzę, bo nie idą za nimi kompleksowe propozycje premiujące aktywność obywateli, to suweren jednak czuje, że ktoś realnie o niego zadbał. O ludzi pracy - zwłaszcza tych najmłodszych, którzy od razu chcą krócej pracować i solidnie zarabiać - upomina się wprawdzie Razem i deklaratywnie politycy innych formacji tego nurtu, ale dziś lewica kojarzy się przede wszystkim z wojnami kulturowymi, które przegrywa ze zdrowym rozsądkiem. Tzw. elektorat socjalny lewicy nie widzi, co budzi jej frustrację. "Zamordystyczny nurt lewicowy" Jeszcze dwie dekady temu racjonalne partie socjaldemokratyczne - zdaje się, że Czarzasty jest najbliżej tego nurtu - miały na sztandarach wolność w wersji socjalliberalnej, demokrację i instytucjonalne rozwiązania dla słabszych. Aktualnie coraz częściej zwycięża jednak zamordystyczny nurt lewicowy, który chciałby wychowywać dorosłych ludzi poprzez system nakazów i zakazów, a nie poprzez edukację czy kompleksowe rozwiązania w polityce państwa. W tym sensie takiej lewicy, która - przywołując najbardziej trywialne przykłady - najchętniej wprowadziłaby prohibicję, jak najbardziej utrudniła życie kierowcom samochodów i reglamentowała życie obyczajowe, znacznie bliżej do autokracji, niż do liberalnej demokracji, odwołującej się do indywidualnej odpowiedzialności każdego człowieka. Wypaczona poprawność polityczna, która dała współczesnej wersji lewicy ideologiczne paliwo, każe jej wierzyć, że można ludzi uszczęśliwiać na siłę, zamiast stwarzać im systemowe możliwości dobrowolnego sięgania po szczęście. Kultura wymazywania nieprawomyślnych idei czy postaci, tak chętnie uznana przez młodą lewicę za objawienie, stoi na antypodach wolności i odpowiedzialności. Nowy purytanizm zaś, który z jednej strony ignoruje irracjonalne zamazywanie różnicy płciowej, a z drugiej dewastuje uniwersalną obyczajowość, nie ma nic wspólnego z równością. Wygląda to tak, jakby pod wpływem zmian społeczno-kulturowych ostatnich lat współczesna lewica stała się karykaturą samej siebie. Lewica na zakręcie? Współczesna lewica ma zestaw swoich obelg - "libek", "dziaders", "boomer" to niektóre z nich - którymi jej szermierze chętnie żonglują w publicystyce, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób nigdy nie zerwą z przeszłością, lecz raczej wyróżnią ją jako oazę rozsądku. Były premier Leszek Miller, z którym niedawno rozmawiałem dla Tygodnika Interii, przedstawiciel tak nielubianej przez młodą lewicę rozsądnej socjaldemokracji, zwrócił uwagę, że lewica nie umie już od dłuższego czasu porwać tłumów, ponieważ odcięła się od tzw. trzeciej drogi, czyli łączenia socjalizmu z kapitalizmem. Być może porywa tak mało wyborców także dlatego, że zupełnie zgubiła ideową busolę, zamieniając marzenie o wolności w histeryczną dyktaturę nieżyciowych absurdów. Dziś opozycja, która usiłuje odzyskać wyborczy wigor po zimowej depresji, nie ma głowy to takich refleksji. Jednak w przyszłości klasyczna idea wolności - która znalazła się w klinczu między pseudopostępową radykalną lewicą a obskurancką radykalną prawicą - zasługuje na polityczną reanimację. Pod nieznanym jeszcze szyldem.