Może zdobyć więcej głosów i przegrać. Tak Amerykanie wybierają prezydenta
Wybory prezydenckie w USA elektryzują cały współczesny świat. Największa gospodarka globu i mocarstwowy charakter państwa sprawiają, że obecnie wszystkie polityczne oczy skierowane są na ten kraj. Dla polskiego obywatela wybory prezydenckie w USA mogą jednak stanowić niemałą zagadkę. Wszystko przez skomplikowany system wyborczy, a najlepszym na to dowodem jest fakt, że kandydat może zdobyć najwięcej głosów obywateli, a i tak nie zasiąść w Białym Domu. Wyjaśniamy, jak wybiera się prezydenta w USA oraz kto może nim zostać.
We wtorek 5 listopada Amerykanie wybierają prezydenta na czteroletnią kadencję. Przypominamy, jak przebiega cała procedura wyboru się prezydenta USA. W tegorocznym wyścigu walka toczy się między Kamalą Harris a Donaldem Trumpem.
Wybory w USA 2024. Kto może zostać prezydentem?
Kandydat na prezydenta USA, podobnie jak w polskim systemie, musi mieć ukończone 35 lat. Do tego należy posiadać pełnię praw publicznych i amerykańskie obywatelstwo. Tu jednak liczy się to, które zostało uzyskane automatycznie w momencie narodzin (natural born citizen). Dlatego też prezydentem USA nie może być tak zwany obywatel naturalizowany, czyli taki, któremu obywatelstwo Stanów Zjednoczonych nadano w ciągu życia.
Oprócz tego musi zostać spełniony warunek mówiący o tym, że kandydat na prezydenta USA zamieszkuje w kraju od 14 lat.
Prezydentem USA może zostać osoba, która jest nominowana przez partie polityczne, ale kandydat może również zgłosić się sam. Przynależność partyjna nie jest więc obowiązkowa, ale ma ogromne znaczenie. Największe siły w amerykańskim Kongresie, czyli demokraci i republikanie, co cztery lata wystawiają swoich kandydatów z największą szansą na zwycięstwo. Kandydat na prezydenta USA bez przynależności ma na to niewielkie szanse.
Więcej informacji na temat wyborów można znaleźć w naszym raporcie specjalnym - WYBORY PREZYDENCKIE W USA 2024.
Wybory w USA 2024. Jak wybiera się prezydenta?
Wybory na prezydenta w USA są wyborami pośrednimi. W polskim systemie sprawa jest jasna - wyborcy w drodze osobistego głosowania bez żadnego pośrednictwa wybierają określonego kandydata. W Stanach Zjednoczonych jest inaczej. Wyborcy nie oddają głosu bezpośrednio na kandydatów na prezydenta.
Obywatele USA przy urnach wyłaniają elektorów, którzy następnie tworzą Kolegium Elektorskie i formalnie dopiero to ciało wyłania prezydenta USA. Jest to więc dwustopniowy system, a prezydentem USA zostaje ten kandydat, który zdobędzie większość głosów elektorskich. Procedura zakłada zdobycie minimum 270 z 538 dostępnych.
Wybory prezydenckie w USA mogą prowadzić do nietypowych z punktu widzenia polskiego wyborcy sytuacji, kiedy kandydat z największą liczbą głosów nie zostaje prezydentem. Tak było na przykład w 2016 roku, kiedy to w głosowaniu powszechnym kandydatka Partii Demokratycznej Hillary Clinton uzyskała w skali całego kraju ponad 65 milionów głosów - o blisko 3 miliony więcej niż Donald Trump. Mimo to poniosła porażkę. Dlaczego tak się stało? Choć na Clinton głosowało więcej obywateli, to o zwycięstwie Trumpa zadecydowało to, że ten zdobył większość głosów elektorskich, na które na poziomie stanów przelicza się głosy oddane w głosowaniu powszechnym przez obywateli.
Wybory w USA a Kolegium Elektorów
Chcąc zrozumieć system wyborczy USA trzeba wyjaśnić dokładnie, czym jest Kolegium Elektorów. To zostało powołane do życia jako kompromis pomiędzy zwolennikami wybierania prezydenta w głosowaniu powszechnym, a zwolennikami wyłaniania go przez kongres. Kandydaci na elektorów są wybierani przez partie polityczne zgłaszające kandydatów na prezydentów.
Konstytucyjny organ liczy dokładnie tylu członków, ilu jest kongresmenów plus trzech przedstawicieli Dystryktu Kolumbii. W Senacie wszystkie stany mają po dwóch senatorów, w Izbie Reprezentantów liczba członków z danego stanu zależy zaś od jego populacji. Najludniejszy stan, Kalifornia, ma pięćdziesięciu pięciu elektorów, a najsłabiej zaludnione stany po trzech.
Taki system prowadzi do tego, że kandydaci na prezydenta USA walczą głównie o swing states. Te to stany, w których liczba demokratycznych i republikańskich wyborców jest mniej więcej taka sama. W mniej znaczących stanach, z najmniejszą liczbą ludności, kandydaci często nie prowadzą żadnej kampanii wyborczej. Opłaca się bowiem walczyć o to, by zdobyć jak najwięcej głosów elektorskich. W praktyce oznacza to, że lepiej przegrać na przykład w Montanie (trzy głosy elektorskie) niż w Pensylwanii (20 głosów).
Wybory w USA. Wiarołomny elektor - kto to jest?
Jak wspomnieliśmy wcześniej, w dniu wyborów amerykańscy obywatele w swoich stanach oddają głos nie bezpośrednio na jednego z kandydatów na prezydenta, ale wybierają elektorów reprezentujących grupy polityczne. Następnie elektorzy oddają głos na kandydata zgłoszonego przez partię polityczną, która ich nominowała i dlatego też to oni wybierają prezydenta głosami wyborców. Elektora, który głosuje na kandydata innego, niż wynika to z jego zobowiązania, określa się mianem wiarołomnego. Przypadki takiego głosowania są jednak sporadyczne.
Kolejna zasada, która determinuje to, jak wybiera się prezydenta w USA, to "winner takes all", czyli zwycięzca bierze wszystko. To oznacza, że w danym stanie zwycięzca otrzymuje wszystkie głosy elektorskie przypadające na dany stan. Frekwencja i udział w wyborach mają więc znaczenie, bo ta zasada sprawia, że w danym stanie nawet jeden głos może przechylić szalę zwycięstwa na elektora republikanów lub demokratów. Drugi na podium nie otrzymuje żadnego głosu elektorskiego. Wyjątkiem są Maine i Nebraska, które stosują metodę okręgów kongresowych.
Co w sytuacji, kiedy kandydat na prezydenta USA nie zdobędzie wymaganej większości 270 głosów elektorskich? W takim przypadku to Izba Reprezentantów wybiera prezydenta spośród trzech najlepszych kandydatów, a Senat wybiera wiceprezydenta. Taka sytuacja miała do tej pory miejsce tylko raz w 1824 roku.