Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Dwie bieda-armie. Tak wygląda wojna Ukrainy z Rosją

Często słyszę argument, że "Ukraina jest za biedna, żeby wygrać wojnę z Rosją". Trudno nie dostrzegać niedostatków ukraińskich sił zbrojnych, ale Rosjanie nie są jakoś szczególnie lepiej zaopatrzeni i wyposażeni. Armia rosyjska nadal pozostaje wojskiem "dziadów", co z tego, że licznym, skoro wciąż borykającym się z potężnymi problemami aprowizacyjnymi i żenująco niewydolną logistyką.

W Ukrainie toczy się wojna dwóch regularnych bieda-armii (zdjęcie ilustracyjne)
W Ukrainie toczy się wojna dwóch regularnych bieda-armii (zdjęcie ilustracyjne)/MLADEN ANTONOV/AFP

Był lipiec 2015 roku - przez Szyrokino, nadmorski kurort położony nieopodal Mariupola, przebiegała wówczas linia frontu. Formalnie obowiązywały tzw. porozumienia mińskie, które przewidywały, że obie strony nie będą używać artylerii. 

Tymczasem separatyści do spółki z Rosjanami strzelali po pozycjach ukraińskich ile wlezie, i to z najcięższych kalibrów. Ukraińcy nie pozostawali dłużni - i tak trwała sobie kanonada, w środku której spędziłem kilkanaście godzin.

Ukraina. Niejadalne puszki dla wojska

Ogień zmusił moich ukraińskich towarzyszy do opuszczenia okopów - schroniliśmy się w piwnicach zrujnowanego ośrodka kolonijnego "Majak". Ściany drżały, tynk sypał się na głowy, a chłopcy co rusz złorzeczyli na "watników".

- Już całkiem rozwalą drogę i kto dowiezie nam żarcie? - jeden z nich wyjaśnił mi powody złości. Przypomniałem sobie ścieżkę wiodącą ku pozycjom "mojego" plutonu. Rano, kilkanaście godzin wcześniej, była poprzecinana lejami i wymagała poruszania się slalomem. Bardzo szybkim slalomem, bo na finiszu droga wychodziła na otwarty teren ostrzeliwany przez snajpera.

Kiwnąłem głową. Nad nami, w jednym z pomieszczeń magazynowych, zgromadzono setki puszek "tuszonki", więc mogłoby się wydawać, że nie ma powodów do zmartwień. Rzecz w tym, że wieprzowiny (jeśli to rzeczywiście była wieprzowina...) przełknąć się nie dało, z uwagi na obrzydliwy smak i podłą jakość. "Tego nawet psy i koty żreć nie chcą...", mówili żołnierze, przeklinając armijną logistykę i wychwalając wolontariuszy, którzy na zapleczu przygotowywali posiłki z "normalnych produktów" i dowozili je pick-upami na front.

Bieda w armii. Skarby i śmieci Maksyma

Niedobór - jak to zwykle bywa - wykształcał zaradnych. Ostrzał trwał w najlepsze, gdy żołnierz imieniem Maksym klepnął mnie w ramię i powiedział: - Chodź, coś ci pokażę.

Zeszliśmy do czegoś, co było piwnicą w piwnicy - małym pomieszczeniem wyposażonym w łóżko, stolik, krzesło i dwie skrzynie po amunicji.

- Fajnie się tu urządziłem, prawda? - gospodarz oczekiwał aprobaty. - Patrz - był wyraźnie zadowolony. - Moje skarby - uchylił jedną ze skrzyń.

Sądziłem, że zobaczę zdobyczne artefakty - elektronikę czy inny wartościowy sprzęt - tymczasem patrzyłem na... słodycze. Czekoladę, kilka batonów, jakieś ciastka i cukierki. Były też puszki z "energetykami" i paczka kawy. - Szybko nie umrę... - Maksym puścił oczko.

Uśmiechnąłem się. Na wesoło, choć w głębi ducha na smutno. Jako "dziecko komuny" wychowałem się w gospodarce niedoboru i kulturze przezorności, nakazującej chomikowanie. Jednak większość życia spędziłem w innych realiach, a ta jego część związana z pracą i wojnami wręcz mnie "zepsuła". 

Towarzyszenie Polakom i Amerykanom w Iraku i Afganistanie oznaczało funkcjonowanie w warunkach logistycznego luksusu. Płatnik - rząd USA - robił wszystko, by żołnierz dobrze zjadł (przyswoił dziennie 4 tys. kalorii), wypoczął, miał zapewnioną rozrywkę; jako "załącznik", dziennikarz akredytowany przy wojsku, i ja byłem beneficjentem tego systemu. Lody waniliowe na pustyni? Proszę bardzo. Świeże owoce i warzywa z drugiego końca świata? Nie ma problemu. Stek? Jasne! Jak wysmażony? W takim kontekście skarby Maksyma jawiły się niczym śmieci. Ba, tak właśnie o nich pomyślałem, przypominając sobie walające się po natowskich bazach racje żywnościowe, pełne także niechcianych słodyczy.

Wtedy, w Szyrokino, w pełni uświadomiłem sobie różnicę między wojną prowadzoną przez Wschód (i na Wschodzie), a konfliktem, w który angażuje się Zachód.

Rosja. Samowystarczalny sołdat

Często słyszę argument, że "Ukraina jest za biedna, by tę wojnę wygrać". Zgadzam się z nim, i zarazem nie zgadzam. Dlaczego? Jest dla mnie oczywiste, że gdyby wsparcie dla Kijowa miało typowy zachodni rozmach logistyczny (bogactwo materiałowe), po armii rosyjskiej w Ukrainie nie zostałby marny pył. W realiach "kroplówki" zaś jest jak jest.

Wystarczy, by obronić niepodległość, ale na definitywne pokonanie wroga nie ma większych szans. Nie dlatego, że Rosjanie są jakoś szczególnie lepiej zaopatrzeni i wyposażeni. Armia rosyjska wciąż pozostaje wojskiem "dziadów", z potężnymi problemami aprowizacyjnymi i żenująco niewydolną logistyką.

Co z tego, że w siły zbrojne Rosji mają bombowce strategiczne, zdolne razić rakietami na odległość dwóch i pół tysiąca kilometrów, że wysyłają w kosmos satelity obserwacyjne, a w podziemnych silosach trzymają rakiety międzykontynentalne z głowicami jądrowymi? Co z tego, skoro zwykły żołnierz na pierwszej linii często nie ma co zjeść i nie dostarcza mu się pitnej wody, w efekcie nie dość, że jest głodny, to jeszcze trawi go czerwonka.

Ba, nierzadko zmienia się w kryminalistę. Powszechna bezkarność sprawców zbrodni to część modus operandi rosyjskiej armii nie dlatego, że Rosjanie są "z gruntu źli" - bo nie są. Po prostu, wojsko nie jest w stanie zaspokoić wielu podstawowych potrzeb żołnierza, godzi się zatem na jego bandyckie zachowania, traktując je jako cenę za dyspozycyjność. Promując wręcz jako cnotę samowystarczalność prostego "sołdata", który sam się wyżywi - rabując żywność cywilom - i jeszcze sobie dorobi - kradnąc dobra materialne okupowanej ludności.

Rzeczywistość bieda-armii...

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

"Wydarzenia": W Polsce brakuje lekarzy podstawowych specjalności/Polsat News/Polsat News
INTERIA.PL

Zobacz także