Cytowany do znudzenia niemiecki teoretyk z podłą przeszłością, Carl Schmitt, uważał, że osią polityki jest właściwe zdefiniowanie wroga, który zagraża naszej egzystencji. W świetle zamachu w Moskwie widać, że możliwe jest uporczywe wskazywanie jako wroga, który nijak nam egzystencjalnie nie zagrażał. Wróg fikcyjny Oczywiście, Kreml dawał popisy wyobraźni, przedstawiając rozmaite scenariusze atakowania Rosji przez NATO. W sposób niezamierzony sam wybuch pełnoskalowej wojny w lutym 2022 roku obnażył te zarzuty jako dowód rosyjskiej paranoi politycznej. Magazyny z amunicją w krajach Zachodu okazały się przerażająco skromne. Stan umysłów obywateli państw demokratycznych to na ogół tylko różne odcienie pacyfizmu. Dominuje skoncentrowanie na obronie socjalnego stanu posiadania, a nie marzenia o jakimś ataku. Niż demograficzny, rosnące zadłużenie, polaryzacja wewnętrzna - można wskazać wiele obiektywnych powodów, dla których żaden scenariusz ataku na Rosję nie był poważny. To po prostu Ukraina chciała skorzystać z prawa do samostanowienia o swoim losie. Tylko tyle i aż tyle. Od czasów carskiej Rosji bowiem wiadomo, że odłączenie się Kijowa od Petersburga czy Moskwy podważa realność imperialnych ambicji Rosji. Tymczasem prezydent Putin w pierwszym odruchu - po wielogodzinnym milczeniu - zasugerował, że ostatecznie winna jest Ukraina. Nie odniósł się do ostrzeżeń amerykańskich służb. Nie wspomniał o własnej kompromitacji. Gros rosyjskich komentatorów podchwyciło ten antyukraiński ton, chociaż media całego świata od dawna trąbiły o deklaracjach ISIS. Inna rzeczywistość? Oczywiście, i to produkowana przez Kreml od tak dawna, że żaden inny wróg niż "zgniły moralnie Zachód" w niej się nie mieści. Jeśli fakty temu przeczą, tym gorzej dla faktów. Cóż, jeśli to nie jest przykład politycznej paranoi Kremla, to trudno powiedzieć, co nią jest. W zamachu zginęło blisko 140 osób, Rosja zaś wskazuje, że winny jest Kijów i przemilcza, że USA ostrzegały Rosję przed terrorystycznym zamachem. Wróg prawdziwy Jednak w dobie mediów społecznościowych nawet do moskiewskiej bańki, musiało dotrzeć, że nie da się tak zupełnie ignorować faktów. Zamachu dokonali radykalni islamiści. W tej sytuacji prezydent Putin zmuszony był przemówić po raz wtóry i przyznać, że coś jest na rzeczy. Na wszelki jednak wypadek, aby klecona od lat wizja wroga się nie rozsypała, dodaje, że nitki na pewno wiodą do Kijowa. Nitki jak to nitki, są cienkie i rwą się. Jednak dla osób żywionych wizjami odbudowy imperium w granicach państwa z czasów Józefa Stalina, raczej wystarczą. Uznanie bowiem w pełni hipotezy, że atak jednak samodzielnie przeprowadziło Państwo Islamskie, kruszy dotychczasową wizję polityki Rosji. A co najmniej wprowadza w niej zamęt. Nagle mogłyby się pojawić pytania o to, czy na Kremlu poprawnie wskazano prawdziwego wroga. Czy ten "zepsuty Zachód" - który wysyła wyrazy współczucia po zamachach - jest na serio przeciwnikiem Rosji? Czy w ogóle uzasadniony był militarny atak na Ukrainę i śmierć setek tysięcy ludzi? Na Wschodzie bez zmian Tymczasem konfrontacja Rosji z częścią świata islamskiego nie jest fikcją. To krwawa gra ideologii i twardych interesów. Od wojny w Afganistanie i Czeczenii przez interwencje w Syrii aż po ostatnie serie zamachów wymierzonych w Rosjan, jak choćby w 2022 roku przed rosyjską ambasadą w Kabulu. To nam przypomina o potencjalnie jeszcze większym zagrożeniu egzystencjalnym dla Rosji. Wielu ekspertów wskazuje na potencjalne chińskie roszczenia terytorialne wobec Rosji. Na rosnącą dysproporcje sił gospodarczych, technologicznych i militarnych. W tej chwili Pekin i Moskwa wydają się iść ręka w rękę, niemniej dysproporcje zasobów pomiędzy nimi stały się gigantyczne. Ostatecznie otwarta konfrontacja - nie jest to tak fikcyjny scenariusz, skoro już po II wojnie światowej, w 1969 roku pomiędzy Chinami a Rosją doszło do otwartego konfliktu zbrojnego. Antagonizm po strzelaninie nad rzeką Ussuri ciągnął się dekadami. A Pekin nie rezygnował z żądań terytorialnych. Mało kto pamięta, że to prezydent Rosji Władimir Putin w XXI wieku (!) oddał część spornego Chinom. Jak daleko w przyszłości posuną się Chiny, pozostaje sprawą otwartą. Jednak z punktu widzenia wskazywania egzystencjalnego wroga i podejmowania adekwatnych działań, może się jeszcze okazać, że i w tej sprawie niemłody prezydent Putin się pomylił. Czy zatem zmieni się lub zniuansuje narrację polityczną? Raczej nie. Umysł Putina i jego otoczenia ukształtował koniec zimnej wojny. Zachód musi pozostać wrogiem numer jeden dla Kremla, choćby było to wizją zupełnie anachroniczną. To oczywiste, że prezydent Putin dla swoich zwolenników musi pozostać nieomylny. Cierpliwie czeka na triumf w wojnie z Ukrainą. Czeka do listopada na wybór Donalda Trumpa w USA. I udaje, że innych wrogów nie ma. Co z tymi, którzy potrzebują natychmiastowej reakcji na zamach? Im, zamiast namysłu nad kardynalnymi błędami, pokazuje się obite do krwi twarze czterech mężczyzn podejrzanych o dokonanie zamachów. I znów nagle wszystko się dopina: w końcu domniemanie niewinności czy prawo do rzetelnego procesu to także część "ideologii zgniłego Zachodu". Jarosław Kuisz *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!