Ustawa o in vitro. "Zapisy stwarzają ryzyko związków kazirodczych"
Wczoraj Sejm uchwalił budzącą kontrowersje ustawę "o leczeniu niepłodności". - To wielki sukces polskiej wolności - powiedziała po głosowaniu premier Ewa Kopacz. - Projekt jest źle sformułowany. To ranienie wielu ludzi, nie tylko wierzących - skomentowała z kolei prof. Jadwiga Staniszkis.

Ustawa o in vitro - bo tę kwestię w dużej mierze reguluje rządowy projekt "ustawy o leczeniu niepłodności" - podzieliła posłów. Za jej przyjęciem głosowało 261 deputowanych, przeciwko było 176, a 6 osób powstrzymało się od głosu. Głosowanie poprzedziła burzliwa dyskusja.
Premier Ewa Kopacz zaznaczyła w rozmowie z dziennikarzami, że choć ustawa nie jest obligatoryjna, stanowi szansę, dla ludzi, którzy "mają wielki problem", jest dla nich "zbawieniem i szansą, żeby mieć kawałek szczęścia."
Jednak kwestie związane z tą sprawą wciąż budzą kontrowersje i wiele wątpliwości. Najczęściej poruszaną sprawą jest tworzenie nadprogramowych zarodków. Jeszcze przed głosowaniem w Sejmie Jarosław Gowin przekonywał: "Zarodki są zamrażane, żeby sięgnąć po nie później, pod warunkiem, że rodzice zdecydują się na takie zapłodnienie. Nie może być tak, że zarodki mają warunkowe prawo do życia"
"Zarodek nie jest osobą! Nie ma na to żadnych dowodów" - ripostował Janusz Palikot.
Tworzenie nadliczbowych zarodków to nie jedyna kwestia podnoszona przez przeciwników wprowadzenia ustawy o leczeniu niepłodności w jej dzisiejszym brzmieniu.
W wątpliwość podawane są m.in. zapisy o anonimowości dawców komórek i zarodków.
Ryzyko związków kazirodczych
- Konsekwencja tego (anonimowości dawców - red.) jest bardzo prosta. Brak możliwości poznania swojej tożsamości biologicznej, czyli brak wiedzy na temat tego, kto jest biologiczną matką a kto ojcem, rodzi niebezpieczeństwo nawiązania w przyszłości związków kazirodczych, bo nie ma się informacji o potencjalnym rodzeństwie - tłumaczy w rozmowie z Interią mec. Rafał Dorosiński, prawnik z Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.
Według ustawy, dawcy komórek rozrodczych lub zarodka w przypadku dawstwa innego niż partnerskie (dawstwo partnerskie ma miejsce w związku małżeńskim albo we "wspólnym pożyciu, potwierdzonym zgodnym poświadczeniem dawcy i biorczyni"), pozostają anonimowi. Ich identyfikację umożliwia rejestr, zawierający wybrane informacje (art. 37 ustawy), m.in. rok i miejsce urodzenia dawcy komórek rozrodczych lub dawców zarodka, informacje na temat ich stanu zdrowia i ich dane fenotypowe.
Zdaniem eksperta, karygodne jest też to, że dziecko urodzone w wyniku tej procedury nie może poznać swoich biologicznych rodziców. - To, że ktoś jest formalnie rodzicem, tworzy relacje prawną, ale nie jest rozwiązaniem tej sprawy - podkreśla.

Rodzic prawny a rodzic biologiczny
Uwaga ta została przedstawiona ustawodawcy. Ten jej jednak nie uwzględnił, odpowiadając, że: "dzieci urodzone w wyniku zastosowania procedury medycznie wspomaganej prokreacji będą znały swoich rodziców, nie będą miały jedynie wiedzy na temat dawców komórek rozrodczych lub zarodka", a "po osiągnięciu pełnoletności będą mogły zapoznać się z pewnymi danymi zamieszczonymi w rejestrze. Zdaniem Dorosińskiego, to unik ministerstwa. - Osoby, wychowujące dziecko, będą jego rodzicami, ale nie rodzicami biologicznymi, a dane zawarte w rejestrze nie pozwalają za poznanie biologicznego rodzica - podkreśla.
Jego zdaniem, dla ustawodawcy ważniejszy jest komfort dawcy, który chce pozostać anonimowy. - To nie koresponduje z powagą aktu, jakim jest stworzenie nowego życia - zaznacza mec. Dorosiński.
W opinii prawnika, nie można też mówić o jakimkolwiek uregulowaniu innych metod niż metoda in vitro. - Nie waham się powiedzieć, że nazwa tej ustawy jest jawnym kłamstwem - podkreśla i zaznacza, że, co prawda metody takie jak poradnictwo medyczne czy zachowawcze leczenie farmakologiczne są wymienione, ale nie są rozwinięte ani uregulowane.
Pełną treść projektu ustawy zobacz TUTAJ
Kluczowy podpis prezydenta
Dziś wicemarszałek Senatu, szef sztabu wyborczego PiS Stanisław Karczewski, zapowiedział, że jeśli PiS przejmie władzę, to zmieni brzmienie ustawy o in vitro. Uchwaloną w czwartek przez Sejm ustawę o leczeniu niepłodności nazwał "wielką klapą".
"W Senacie będę głosował przeciwko. Chociaż mam pełną świadomość, że w Senacie zostanie przyjęta, bo tam jest olbrzymia większość Platformy Obywatelskiej, więc nie będzie problemu z przepchnięciem tej ustawy. No i pan prezydent Bronisław Komorowski podpiszę tę ustawę" - powiedział na antenie w TVN24.
Nadzieję na zmianę ustawy w Senacie mają natomiast polscy biskupi. Wczoraj w oświadczeniu przekazanym mediom napisano: "Prezydium Konferencji Episkopatu Polski z wielkim smutkiem i rozczarowaniem przyjmuje wynik dzisiejszego głosowania Sejmu".
Według biskupów posłowie popierający projekt ustawy o leczeniu niepłodności w wersji rządowej pozostają w niezgodzie z nauczaniem papieża Franciszka. Więcej na ten temat TUTAJ.
Doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego Tomasz Nałęcz, zapytany na antenie RMF FM o to, czy prezydent będzie dążył do podpisania ustawy, czy zostawi ją swojemu następcy (zaprzysiężenie Andrzeja Dudy odbędzie się 6 sierpnia), odpowiedział: "Bronisław Komorowski nie jest osobą, która rzucałaby gorący kartofel komuś innemu do ręki. Będzie tak, jak z każdą inną ustawą". I zapewnił, że "jeśli ustawa spocznie na biurku prezydenta, zostaną (wszczęte - red.) procedury konstytucyjne, (sprawdzona - red.) poprawność ustawy, wszystko będzie w porządku, zostanie ona podpisana. Jeśli nie, oczywiście będzie inna ścieżka powstępowania".
Droga ustawyPrzyjęta wczoraj przez Sejm ustawa trafi teraz do Senatu. Ten może projekt przyjąć, odrzucić w całości albo wprowadzić poprawki. Jeśli projekt zostanie przyjęty przez Sejm i Senat, trafi do prezydenta.
Głowa państwa może go podpisać, odrzucić albo wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie zgodności projektu ustawy z konstytucją. Weto prezydenckie może być odrzucone przez Sejm większością 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby deputowanych.
Zobacz też: