Jakub Szczepański, Interia: Co należy zrobić, żeby podobnie jak pani, z 2. miejsca na liście do Parlamentu Europejskiego, uzyskać blisko 102,5 tys. głosów i wyprzedzić wszystkich kandydatów Trzeciej Drogi? A przy okazji przeskoczyć lidera własnej listy? Ewa Zajączkowska-Hernik, europosłanka Konfederacji: - Razem z Krystianem Kamińskim włożyliśmy mnóstwo wysiłku, czasu i siły w swoje kampanie. Zaangażowaliśmy mnóstwo ludzi, więc do ostatniej chwili nie było wiadomo, kto zdobędzie mandat. Z pewnością walka w trakcie kampanii była bardzo wyrównana. Konkurencja mobilizuje wszystkich kandydatów, dlatego Konfederacja ma ponad 12 proc. wyborców. Udało nam się zmobilizować elektorat. To prawda, że najwięksi wrogowie są na tej samej liście? - Graliśmy czysto. Moja kampania nie polegała na budowaniu wyłącznie własnego rezultatu. Jeździłam po całym kraju, budując wynik Konfederacji. Krystian skoncentrował się na własnym okręgu. Krystian Kamiński nie miał do pani żalu? - Podejście było proste: niech wygra lepszy. Tym razem udało się mnie. Dziękuję wszystkim moim wyborcom, którzy dali mi kredyt zaufania. Jeśli chodzi o Trzecią Drogą, sytuacja jest zupełnie inna. Żeby przeskoczyć całą listę ugrupowania uchodzącego za trzecią siłę na polskiej scenie politycznej, trzeba umieć to zrobić. Zdaje się, że udało się państwu "pójść po Trzecią Drogę", staliście się trzecią siłą. Jaki jest przepis na sukces w tej rywalizacji? - Trzecia Droga sprawiła, że już sama nazwa ich koalicji jest pejoratywnie nacechowana. Wolałabym w ten sposób nie określać Konfederacji. Jesteśmy jedyną realną alternatywą dla układu PO-PiS. Politycy PSL i Polski 2050 są kompletnie niewiarygodni. Mieli być rozwiązaniem dla wyborców niechętnych duopolowi partyjnemu, a sami stali się częścią układanki. Mistrzowskie rozegranie Donalda Tuska. Co ma pani na myśli? - Najpierw rozegrał Szymona Hołownię, teraz Władysława Kosiniaka-Kamysza. Tylko, jeśli chodzi o granicę, chyba sam Tusk nie spodziewał się, że sytuacja zajdzie tak daleko. Niemniej, wywołując do tablicy szefa PSL, wpuścił go w kanał. Strategia szefa PO jest prosta: kanibalizuje mniejsze ugrupowania, by wyeliminować potencjalne zagrożenie dla swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Robi to już teraz, bo po co ma czekać? Wróćmy do wiarygodności w wyborach do Parlamentu Europejskiego. - Trzecia Droga wystawiła chociażby Różę Thun, która uchodzi za antypolskiego polityka. Kogoś, kto głosuje za wszystkim, co jest dla Polski szkodliwe. Wprost mówili, że chcą przyjąć euro, transakcji bezgotówkowych. Polacy zdecydowali: nie chcą mieć takich reprezentantów w Brukseli. Najwyraźniej Polacy z Warszawy chcą za to Ewy Zajączkowskiej-Hernik w Europarlamencie. - Udało mi się przeskoczyć całą listę Trzeciej Drogi i zyskać więcej głosów niż jakikolwiek kandydat PiS. Zdobycie czwartego wyniku w całym okręgu, tak prestiżowym jak Warszawa, to nie lada wyczyn. Jedyne, co mi pozostaje, to być wdzięczną moim wyborcom za to, że mi zaufali. Jak pani ocenia delegację Konfederacji, którą udało się wyłonić w wyborach? - Będzie bardzo ciekawa. Zresztą, jak pojedynki wyborcze. Przecież Dobromir Sośnierz przegrał na Śląsku mandat z Marcinem Sypniewskim o włos, ledwie 49 głosów. Sytuacja ważyła się praktycznie do ostatniej chwili. Czekam na pierwsze "szczęść Boże" z mównicy Parlamentu Europejskiego. Mandat dla Grzegorza Brauna budzi chyba największe kontrowersje. Pani należy do Nowej Nadziei, a pani kolega jest szefem Konfederacji Korony Polskiej. Nie będzie zbyt radykalnie? Nie obawia się pani kolejnej gaśnicy? - Powiem tak: jeżeli Grzegorz Braun jako europoseł będzie zaangażowany w różne akcje, trzeba pytać jego. Niech sam komentuje własne dokonania. Każdy z nas ma inny sposób na uprawianie polityki. Wierzę, że będziemy stanowili spójną część jakiejś frakcji, jeszcze nie wiadomo jakiej. Z pewnością będziemy jednolitym głosem w Parlamencie Europejskim. Przecież państwo nie zawsze się zgadzacie, to żadna tajemnica. - To jest piękne w Konfederacji. Ma pani poglądy zbliżone do Grzegorza Brauna? - Różnimy się, ale w sprawach kluczowych dla bezpieczeństwa kraju będziemy mówić jednym głosem. I to jest najważniejsze. Chcemy być siłą, która będzie uświadamiać społeczeństwo w Polsce. Poza tym, że chcemy być słyszalni w Europie, mamy zamiar zwracać uwagę Polaków na to, co dzieje się w Parlamencie Europejskim. Chcemy blokować implementację szkodliwych pomysłów. Mirosław Piotrowski, niedoszły kandydat Konfederacji z Lublina, powiedział mi, że w Parlamencie Europejskim będzie chcieli dołączyć do grupy Tożsamość i Demokracja - ID, która jest znana ze zrzeszania skrajnej, antyunijnej i prorosyjskiej prawicy. - Deklaracje kandydata, który nie dostał się do Parlamentu Europejskiego, były zdecydowanie przedwczesne. Nawet ostatnio, kiedy byłam na strajku rolników w Brukseli, odbyłam wiele rozmów. Wewnątrz pojawiło się mnóstwo podziałów, więc to wcale nie jest takie oczywiste. A gdyby pani miała wybrać najlepszą dla państwa grupę? - Nie wskazuję w ciemno. Muszę sprawdzić ludzi. Jako dziennikarka mam rozbudowany research, mam nadzieję, że to będzie pomocne. Widzi pani scenariusz, w którym europosłowie Konfederacji rozbijają się na różne frakcję w Europarlamencie? - Nie wiem. Odpowiem jak rzecznik: będziemy o tym dyskutować na posiedzeniu klubu. Jeśli podejmiemy decyzję, zakomunikujemy ją. Duże pieniądze, przywileje - pani życie mocno się teraz zmieni. Ma pani już na oku jakieś mieszkanie w Brukseli? - Absolutnie! Do oficjalnej konferencji PKW nie chciałam w ogóle słyszeć o swoim mandacie. Wolałam, żeby wynik był absolutnie pewny. Dlatego europosłanką jestem w praktyce ledwie kilka godzin. Poczekam na zaprzysiężenie. Podchodzę do sprawy rzetelnie i z pokorą. Jakub Szczepański ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!