- Zarzut, który się najczęściej pojawia, to przyjmowanie roli solisty i to na pewno coś, co premier powinien sobie wziąć do serca. Jest takie latynoskie przysłowie, że jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś pijany, to możesz zignorować. Ale kiedy mówi ci to trzecia, to choćbyś czuł się najtrzeźwiejszy, idź i połóż się do łóżka - mówi Interii socjolog, profesor UJ Jarosław Flis. Premier w mediach społecznościowych publikuje posty, które determinują działania rządu. Osobiście, w obecności kamer, zarządza sztabami kryzysowymi. O priorytetach Rady Ministrów dowiadujemy się z Facebooka albo X. Czy tak przekazywana informacja skutecznie trafia do obywateli? - Polityka informacyjna w Polsce często bywa całkowicie podporządkowana interesowi partyjnemu. Informacja dociera do przeciętnego obywatela nie w całości i pewnie niedoskonała. Jest za to odpowiedzialna częściowo kwestia strukturalna, czyli nie ma rzecznika rządu i nie ma osoby, która mówi w imieniu rządu do opinii publicznej - komentuje politolog, profesor SWPS Mikołaj Cześnik. Rząd nadal funkcjonuje bez rzecznika prasowego i to mimo wypowiedzi Tuska z sierpnia, kiedy zapowiadał zmiany w polityce informacyjnej. Nasi rozmówcy wskazują na kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze to warunki, w jakich Tusk rządzi. - Fundamentalnie zmienił się rynek medialny. Dzisiaj czerpiemy informacje zupełnie inaczej, niż 10 lat temu. Druga rzecz, że poza zmianą technologiczną zmieniło się otoczenie medialne, zmiana pokoleniowa wśród dziennikarzy i poszczególne redakcje mają inne znaczenie, niż dekadę temu. Trzecia rzecz, zmienił się sam Tusk. Jest człowiekiem starszym, przeszedł przez osiem lat PiS-u, kiedy był atakowany. Być może on nie jest w stanie znaleźć kogokolwiek, kto spełniałby jego wyobrażenie o rzeczniku rządu i robi to sam - mówi Interii Cześnik. Braki kadrowe to jednak tylko jeden z problemów premiera. Donald Tusk w koalicji musi "krzyczeć najgłośniej" - Koalicyjny charakter tego rządu sprawia, że rząd mówi bardzo różnymi głosami, bardzo różne rzeczy. Natomiast premier, które jest zdecydowanie hegemonem w całym układzie, stara się monopolizować przekaz albo przynajmniej krzyczeć najgłośniej. Po to, żeby chociaż w części nad komunikatem do obywateli zapanować - wskazuje Cześnik. Flis dodaje, że Tusk obecnie jest w zupełnie innej sytuacji, niż w czasach rządów 2007-2014. - Wtedy współpraca z koalicjantem - PSL-em, układała się dużo łatwiej, dlatego że w opozycji czekało SLD, które w każdym momencie było skłonne wskoczyć na miejsce PSL-u. Teraz nie ma nikogo, kto chciałby wskoczyć za Lewicę czy PSL. Wtedy też PSL nie miał szans na stworzenie większości z PiS, a teraz? Oferty były na stole. Trudno ofertę PiS-u uznać za wiarygodną po tym, co przez osiem lat robił PSL-owi, ale niemniej to już nie jest taki komfort jak wtedy, że w każdej chwili można zmienić koalicjanta - podkreśla profesor. Talent premiera do komunikacji ekstraordynaryjnej Kolejny aspekt to predyspozycje samego Tuska. - Nie można panu premierowi odmówić talentu do komunikacji z wyborcami. Pytanie czy chcemy płacić naszemu premierowi za to, że jest rzecznikiem naszego rządu. Prawdopodobnie jeśli premier zajmuje się pisaniem tweetów, to jednocześnie nie zajmuje się czymś innymi. Problemów jest bardzo dużo. Służba zdrowia, edukacja, sytuacja emerytów, tanie mieszkania, energetyka - wymienia Cześnik. Wskazuje też, że z perspektywy interesu politycznego, duże znaczenie ma dobór tematów i czas, w którym są komunikowane. - Taka polityka ma też blaski. Rozgrywanie poszczególnych tematów, żonglowanie nimi, na przykład zatrzymanie Janusza Palikota, w momencie kiedy nadeszły chłodniejsze dni i powodzianie zaczynają marznąć, nie wiem czy jest przypadkiem. Chyba była pokusa, żeby trzymać taką mocną kartę i zagrać nią w odpowiednim momencie - mówi Interii Cześnik. Natomiast zatrzymania Palikota nie komunikował sam premier. Za to we wtorek osobiście zajął się alko-tubkami. Przypomnijmy, jeden z producentów wypuścił alkohol w opakowaniach przypominających produkty dla dzieci. "Ten numer nie przejdzie" - ogłosił Tusk, opublikował nagranie. Na Radzie Ministrów wyprosił z posiedzenia ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego i polecił mu załatwić sprawę. Ostatecznie producent sam wycofał produkt, zanim urzędnicy zdążyli cokolwiek zrobić. Sprawa została załatwiona. Ekspertów pytamy czy taka strategia rozwiązania problemu trafia do odbiorców. - Tutaj mamy dosyć ciekawe połączenie z jednej strony czegoś, co pachnie wschodem, a z drugiej czegoś, co pachnie populizmem, fascynacją sprawczością. Pan premier może powiedzieć: Czesławie, idź to załatwić, Czesław wstaje i wychodzi, kiedy ma masę innych obowiązków jako członek Rady Ministrów. To faktycznie może się niektórym podobać, natomiast to nie jest normalne, dlatego że rząd nie powinien działać, jeśli nie ma takiej konieczności, w sposób ekstraordynaryjny, tylko normalny. Pewnie dobrze, że tym konkretnym przypadku stało się tak, jak się stało, ale lepiej, żeby państwo w ogóle nie dopuściło, by ktoś wdrażał taki model biznesowy - zaznacza Mikołaj Cześnik. Polacy chcą strategii pospolitego ruszenia? Politolog wskazuje też na specyfikę odbiorcy komunikatów premiera. - Polacy lubią akcyjność. Doskonale pokazują to sukcesy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Robienie czegoś ad hoc, tradycja pospolitego ruszenia jest bardzo głęboko polską tradycją. Działania Tuska mają charakter idealnie trafiający w to, czego potrzebuje przeciętny Polak, który chodził do polskiej szkoły i nasiąkł polskością. Tylko jak któregoś dnia Tusk dostanie migreny, to coś nie będzie działało. Przerabialiśmy to w przypadku marszałka Piłsudskiego. Donald Tusk się w tym odnajduje, ale na dłuższą metę to może być dysfunkcyjne - zaznacza Cześnik. Z kolei Flis uważa, że interwencyjny charakter komunikacji Tuska ma swoje ograniczenia. - Operacja pt. "Donald się wściekł" zaczyna być śmieszna. To też jest rzecz, która się zużywa - wskazuje. Profesor dodaje, że to było widoczne już pod koniec drugiego rządu Tuska. Wówczas charakterystyczne były widoczne również dzisiaj dymisje, kiedy opinia publiczna żyła daną aferą. Mimo to, premier odchodził z nie najlepszymi notowaniami i jak wynika z badań CBOS-u, wiele osób początkowo postrzegało objęcie urzędu premiera przez Ewę Kopacz jako zmianę na lepsze. Marny los partyjnego "półboga" Ryzykiem dla Tuska jest też bezkrytyczność wewnątrz Platformy Obywatelskiej. - To, że Donald Tusk jest w partii postrzegany jak półbóg, to nie jest coś, co podnosi skuteczność działania. Tak samo było z Kaczyńskim. Jak po wyborach w 2019 roku okazało się, że jego słowo jest święte, to cała kadencja była pasmem jego kompletnie chybionych decyzji, które kosztowały PiS utratę władzy. Nieudane wielkie przedsięwzięcia, o których nikt nie wspominał, bo było im głupio. Werdyktem aborcyjnym też się nikt nie chwalił. Polski Ład, Piątka dla zwierząt. Na wszystkie rzeczy, które były inicjatywami Kaczyńskiego, została spuszczona zasłona milczenia - wymienia Flis. - Pytanie czy Donald Tusk też jest na takiej ścieżce, to znaczy, że najbliższe otoczenie wpada w zachwyt i mdleje z wrażenia. Jak długo tak da się ciągnąć? PiS też cały czas opowiadał, że w zasadzie wszystko zależy od Jarosława Kaczyńskiego i bez niego by się pożarli, że wspaniale rozgrywa konflikty między Morawieckim i Ziobro. Jak wspaniale, jeśli przegrali wybory? - pytana w rozmowie z Interią Jarosław Flis. Jakub Krzywiecki Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!