Prigożyn trafił na czarną listę Putina. "Na jego miejscu nie spałbym spokojnie"
Jewgienij Prigożyn swoim niedoszłym puczem bardzo mocno podkopał autorytet i majestat Władimira Putina. I chociaż urzędujący prezydent Rosji poniósł wskutek tego buntu dotkliwe i poważne straty wizerunkowe oraz polityczne, to szef Grupy Wagnera tylko teoretycznie jest zwycięzcą tej potyczki. - Prigożyn wygrał w ten weekend, ale takiej zdrady Putin nie zapomni - mówi w rozmowie z Interią Igor Sokołowski, dziennikarz "Interwencji" Polsatu oraz autor książek o Białorusi i Rosji.
- Nie chcieliśmy wcale obalić rosyjskiej władzy - zarzekał się Prigożyn w 11-minutowym nagraniu opublikowanym późnym popołudniem 26 czerwca na Telegramie. To pierwszy raz, gdy przywódca Grupy Wagnera zabrał głos po zbrojnym buncie przeciwko Władimirowi Putinowi. - Celem marszu było zapobieżenie rozwiązaniu Grupy Wagnera. Zawróciliśmy jednak, żeby uniknąć rozlewu krwi rosyjskich żołnierzy - podkreślił w swojej przemowie Prigożyn.
Buntownik czy ofiara?
Prigożyn w swoim nagraniu starał się przedstawić jako ofiara niesprawiedliwej i błędnej polityki Ministerstwa Obrony i ktoś, kto został zmuszony do zdecydowanego działania. - Żaden rosyjski żołnierz nie zginął. Żałujemy, że musieliśmy uderzać w rosyjskie lotnictwo, ale zrzucało na nas bomby i rakiety - podkreślił "kucharz Putina".
Teoretycznie 62-latek jest wygranym trwającego kilkadziesiąt godzin zbrojnego buntu. Pokazał siłę swojej formacji, która zachowała wobec niego całkowitą wierność, zmusił Putina do ustępstw, a ponadto obnażył słabość rosyjskiej władzy wobec realnego i poważnego wyzwania.
Nie wiadomo jednak, czy Prigożyn osiągnął swoje dwa główne cele. Pierwszym była dymisja ministra obrony Siergieja Szojgu oraz szefa Sztabu Generalnego Walerija Gierasimowa. Drugim - zachowanie kontroli nad Grupą Wagnera i ocalenie jej od wcielenia w szeregi rosyjskiej armii. Jak na razie i Szojgu, i Gierasimow pozostali na swoich stanowiskach, natomiast los Grupy Wagnera nie jest jeszcze przesądzony.
Herbatka z polonem i seryjny samobójca
Tyle że tutaj lista sukcesów Prigożyna się kończy. Zaczyna się natomiast lista problemów. Na jej czele jest kwestia nieuniknionej zemsty Putina. Tajemnicą poliszynela jest, że rosyjski dyktator wszelkie przejawy krytyki i otwartego sprzeciwu karze z największą surowością, nie wspominając już o próbie siłowego przewrotu na szczytach władzy.
Z czasem ci bardziej aktywni uczestnicy działań w czasie rokoszu Prigożyna będą w taki czy inny sposób ukarani
~ Michał Kacewicz, dziennikarz Biełsatu, autor książki "Putin i spółka. Historia manipulacji"
- Nawet, jeśli w ramach jakiegoś układu Prigożyn dostał gwarancje bezpieczeństwa, to na jego miejscu nie spałbym spokojnie - ocenia sytuację założyciela Grupy Wagnera Michał Kacewicz, dziennikarz Biełsatu i wieloletni korespondent polskich mediów w krajach postsowieckich.
W jego ocenie Prigożyn nie jest aż tak prominentną figurą rosyjskiej elity władzy, żeby jego wyeliminowanie rodziło ryzyko zachwiania tym środowiskiem. - Jest chyba dla wszystkich w Rosji i na całym świecie oczywiste, że to nieprzewidywalny awanturnik, a takich nieszczęśliwe i nagłe zdarzenia się trzymają. Nikt nie będzie się dziwił, jak mu się coś stanie - podkreśla autor książki "Putin i spółka. Historia manipulacji".
Przyszłości Prigożyna, który przebywa obecnie na terytorium Białorusi, w różowych barwach nie widzi również Igor Sokołowski, dziennikarz "Interwencji" Polsatu oraz autor książek o Białorusi i Rosji. - Prigożyn wygrał w ten weekend, ale takiej zdrady Putin nie zapomni - przekonuje w rozmowie z Interią. - Nawet jeśli w ciągu najbliższych dni nikt nie poda Prigożynowi umownej herbatki z polonem, to wcale nie jest powiedziane, że za pół roku czy rok nie popełni samobójstwa, wyskakując z hotelowego okna albo strzelając sobie w tył głowy. Jego dni są już policzone, ale on sam nie wie jeszcze, ile mu ich zostało - nie ma wątpliwości nasz rozmówca.
Czy jednego z bliskich do niedawna współpracowników Putina może coś ocalić? Jeśli tak, to jedynie jego wiedza o mrocznych i kompromitujących sekretach Kremla. Chodzi o tajemnice armii, służb specjalnych, a także poszczególnych prominentnych figur z otoczenia Putina. Rzecz w tym, że Putin w ten czy inny sposób eliminował już postaci, które były znacznie potężniejsze i miały znacznie większą wiedzę od Prigożyna. - Na jego los nie postawiłbym dużych pieniędzy - konkluduje Michał Kacewicz.
Bezcenni degeneraci Putina
Poza przyszłością samego Prigożyna arcyciekawe dla losów wojny w Ukrainie jest też to, co stanie się ze stworzoną przez niego formacją. Grupa Wagnera na ukraińskim froncie często wykonywała najbrudniejszą i najbardziej niewdzięczną robotę. Rekrutowana wśród wszelkiej maści skazańców i słynąca z nieludzkiej wręcz brutalności jednostka często była traktowana przez Ministerstwo Obrony i Sztab Generalny jako mięso armatnie. Mimo tego, przez 16 miesięcy wojny zyskała sobie zaskakująco dużą sympatię społeczną wśród popierających wojnę Rosjan.
Podczas zbrojnego buntu przeciwko rządowi w Moskwie wagnerowcy murem stanęli za swoim założycielem i dowódcą. To musiało dać najpotężniejszym ludziom na Kremlu poważnie do myślenia. - Wiedzieli, że to, na co się porywają, nie rozejdzie się po kościach, że to nie jest sytuacja, z której ot tak będzie można się wycofać. Mimo tego, nie zbuntowali się przeciwko swojemu szefowi. Pokazali jak cenią i szanują Prigożyna. Pokazali, jak bardzo są mu wierni. Trudno będzie ich teraz wcielić do armii rosyjskiej, ale już bez Prigożyna - uważa Igor Sokołowski.
Prigożyn wygrał w ten weekend, ale takiej zdrady Putin nie zapomni
~ Igor Sokołowski, dziennikarz "Interwencji" Polsatu, autor książek o Białorusi i Rosji
Putin w swoim orędziu z 26 czerwca dał wagnerowcom wybór - mogą podpisać kontrakty z resortem obrony i stać się żołnierzami armii rosyjskiej, mogą udać się na Białoruś jak ich lider, mogą też wrócić do cywila i rozjechać się do domów. Jak postąpią? Tego na razie nie wiadomo, ale pewne jest, że będzie mieć to istotny wpływ na sytuację rosyjskich wojsk na froncie w Ukrainie. - Z punktu widzenia Putina wagnerowcy mają o wiele większą wartość bojową niż dzieciaki z łapanek wcielane do armii wbrew własnej woli. Wagnerowcy to degeneraci bez najmniejszych skrupułów. Wykonają każdy rozkaz, nie cofną się przed niczym, są naprawdę użyteczni dla rosyjskiego dowództwa - mówi Interii Sokołowski.
Z kolei Michał Kacewicz spodziewa się, że Grupa Wagnera zostanie rozparcelowana, a jej członkowie rozesłani do różnych miejsc - m.in. specsłużb oraz innych, tworzonych obecnie, formacji paramilitarnych. Część z nich zapewne zechce dołączyć do swojego przywódcy na Białorusi. - Z czasem ci bardziej aktywni uczestnicy działań w czasie rokoszu Prigożyna będą w taki czy inny sposób ukarani - przewiduje jednak nasz rozmówca.