Hezbollah włącza się w wojnę. Przeprowadził atak rakietowy na Izrael
Hezbollah wspierany przez irański reżim chwali się symultanicznym atakiem na 19 izraelskich pozycji. Miało do niego dojść po godzinie 13:30 lokalnego czasu. W drodze na Bliski Wschód jest sekretarz stanu USA, który jeszcze przed wylotem deklarował pełną determinację do "deeskalacji konfliktu". Podobny sygnał wysyła Paryż.

Wczesnym popołudniem libański Hezbollah poinformował o użyciu dwóch dronów wypełnionych materiałami wybuchowymi w ataku na stanowisko dowodzenia armii izraelskiej w spornym obszarze farm Shebaa przy granicy libańsko-izraelskiej.
W oświadczeniu grupa wspierana przez Iran stwierdziła, że drony były wypełnione "dużą ilością materiałów wybuchowych" i trafiły w cele. Później islamska bojówka podbiła stawkę i przekazała agencji Reuters informację, że w czwartek dokonała łącznie 19 symultanicznych ataków na "pozycje syjonistyczne". Siły Obronne Izraela potwierdziły, że ich kraj został zaatakowany z północy i obecnie trwa odwet na "szereg celów terrorystycznych Hezbollahu w Libanie".
Podczas konferencji prasowej w Białym Domu John Kirby przekazał, że "Biały Dom nie ma dowodów na gotowość Hezbollahu do użycia pełnej siły". - Gdyby się jednak na to zdecydowali albo rozważali to mamy krótki komunikat: nie róbcie tego. Pokazaliśmy w przeszłości, że jesteśmy w stanie bronić naszych sojuszników - powiedział doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta USA.
Na Bliski Wschód z kolejną wizytą w ostatnich tygodniach udaje się Antony Blinken. Amerykański sekretarz stanu apelował o deeskalację toczącego się konfliktu na wszystkich frontach, w tym w południowym Libanie, na Zachodnim Brzegu i w innych częściach regionu.
Francja: Liban nie potrzebuje wojny z Izraelem
W rozmowie z mediami w bazie Saint Andrews urzędnik zapewnił, że w trakcie zbliżających się rozmów omówi konkretne kroki mające na celu zminimalizowanie szkód wyrządzanych mężczyznom, kobietom i dzieciom w Gazie, ponieważ - jak powiedział - w ostatnich dniach palestyńscy cywile w dalszym ciągu ponoszą ciężar konfliktu.
Z kolei francuski minister obrony podczas wizyty korpusu sił pokojowych ONZ powiedział, że "Liban nie potrzebuje wojny z Izraelem". - Taki konflikt wywołałby potężne skutki eskalacyjne dla całego regionu - wskazał Sebastien Lecornu.
Według danych AFP w wyniku przygranicznej wymiany ognia po stronie libańskiej zginęło 66 osób, w tym 48 bojowników Hezbollahu, ale także siedmiu cywilów, w tym jeden dziennikarz Reutersa.Z kolei armia twierdzi, że po stronie izraelskiej zginęło dziewięć osób - ośmiu żołnierzy i jeden cywil.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!