- Uzależniłem się od wojny, uzależniłem się od frontu. Coś mnie tam przyciąga. Wiem, że to jest złe, ale tam czuję większy spokój i zrozumienie sytuacji niż tu, w Warszawie, wśród ludzi, którzy mówią jedno, robią co innego, oszukują na każdym kroku - mówi Piotr Mitkiewicz. Były bokser i restaurator w maju 2022 roku dołączył do Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy. Walczył między innymi jako zwiadowca i operator dronów. O sobie i innych walczących w ukraińskich wojskach mówi: wojownicy. Wojna na Ukrainie. Wrócił z pola walki do Polski Jakiś czas temu wrócił do Polski. Przekonała go do tego rodzina - żona i dwie córki. Przyznaje, że choć wrócił, nadal czuje, że jest na rozstaju dróg. - Tam są proste zasady: Tu wróg, tam przyjaciel. Były takie momenty, gdy głowa mówiła mi: Mam dosyć, chcę wrócić. Wracałem do Polski, po trzech tygodniach znowu przychodziły demony i nie dawały spać - przyznaje. Od ukraińskich żołnierzy słyszał to bardzo często: - Opowiadali, że w okopie śpią jak dzieci, a gdy wracają do domu, mają z tym problemy. Stres pourazowy jest wszechobecny. Oczywiście każdy odbiera to inaczej. Ale dużo chłopaków wraca do domów i sięga po alkohol, wszczyna bójki - mówi. - Czasem wchodzisz do lokalu, rozglądasz się i myślisz: Ci wszyscy ludzie to, za przeproszeniem, p.... Nie wytrzymaliby tego, co my - dodaje. Mitkiewicz czuje potrzebę powrotu do Ukrainy, bo - jak mówi - sytuacja jest niedokończona. Czuje to choćby wtedy, gdy dostaje wiadomości o śmierci kolejnych kolegów. - Naprawdę nie chodzi o adrenalinę. Sytuacja, która tam panuje, robi coś dziwnego. Odnajdujesz siebie w tych ludziach - przyznaje. Ukraina. Piotr Mitkiewicz o "turystyce wojennej" Wśród obcokrajowców walczących na Ukrainie są tacy, których Piotr Mitkiewicz nazywa "turystami". - Przyjeżdżają na dwa miesiące szkolenia, robią sobie zdjęcia, potem opowiadają, jakimi są bohaterami, ilu ludzi zabili. A w rzeczywistości byli na jednym zadaniu albo i na żadnym - podkreśla. To duży problem dla wojska ukraińskiego, dlatego wprowadzono zmiany. Od maja 2024 roku członkowie międzynarodowego legionu mają zakaz rozwiązywania kontraktów przed upływem sześciu miesięcy służby. - Z takich osób i tak nie było żadnych korzyści. Narażali innych, na przykład publikując zdjęcia w mediach społecznościowych czy na Tinderze - mówi. Dodaje, że zdarzało się, że Rosjanie namierzali pozycje żołnierzy właśnie dzięki tej aplikacji. Polak na Ukrainie. Złamał obojczyk na polu walki Piotr Mitkiewicz najwięcej czasu spędził w obwodzie charkowskim. Charków to jego ukochane miejsce w Ukrainie. Od kilku miesięcy zajmuje się dronami FPV. Jak mówi, na wojnie najtrudniejsze są wszystkie pierwsze razy: - Pierwszy ostrzał artyleryjski, strzał do żywego celu, wyjście z nową bronią. Potem w kółko to się powtarza. Na wojnie chciał nauczyć się jak najwięcej. - Mam z tyłu głowy, że może przydać się to w Polsce, może będę mógł przekazywać moją wiedzę dalej - przyznaje. W 2023 roku gdzieś w lesie między Bachmutem a Kliszczijiwką, Polak złamał obojczyk. - Dowództwu w tamtym czasie bardzo zależało na zdobywaniu pozycji. To była ciężka walka. Nie zapomnę zapachu rozkładających się ciał po naszej stronie - wspomina. Zdarzało się wtedy, że wymiany ognia odbywały się między ukraińskimi żołnierzami. Panował duży chaos. Trwało to kilka tygodni. Mitkiewicz nie wie dokładnie, kiedy uszkodził obojczyk. Może, gdy uchylając się przed artylerią, padł na ziemię. A może wtedy, gdy samochód, którym wracał, wjechał w lej po bombie. - Usłyszałem, że źle przeprowadzona operacja obojczyka spowoduje duże ograniczenia w ręce. Pracowałem wtedy pod HUR-em, czyli ukraińskim wywiadem, więc przysługiwało mi miejsce w szpitalu w Kijowie. Poprosiłem oficera, by wysłał mnie tam - wspomina. Pierwsza operacja się nie udała, druga była już sukcesem. - Widziałem tam wielu chłopaków po amputacjach nóg. 20-kilkulatek po czymś takim nie chce już żyć - mówi Mitkiewicz. - Motywacją takich osób nigdy nie są pieniądze. Takie same pieniądze mogą zarobić u Niemca na polu. Ale gdy służą, są żołnierzami - mogą chodzić dumnie po ulicach w mundurze, z podniesioną głową. Czują się kimś ważnym. Gdy taki młody chłopak traci nogę - czuje, że stracił wszystko. Polak w ukraińskiej armii: Chcę walczyć o pokój Motywacja Mitkiewicza po drodze się zmieniała. Od potrzeby udziału w wojnie dobra ze złem, przez nienawiść do całej Federacji Rosyjskiej, po chęć zemsty za śmierć przyjaciół. - Amerykańscy żołnierze i inni obcokrajowcy dołączający do legionu często robią to po to, żeby móc dopisać to do CV - uważa Polak. - Gdy wyjaśniają swoje motywacje, mówią: Rosja jest zła, my jesteśmy światem zachodu, trzeba się temu przeciwstawić, trzeba bronić dzieci i kobiet. Tylko gdy front stoi, nie widzisz już tych kobiet i dzieci. Widzisz te same błota, zniszczone drzewa. Idziesz wykonać zadanie, wracasz, idziesz, wracasz. Podkreśla, że sam chciałby walczyć dziś o pokój. - Czuję się jednak w tym samotny. Nie widzę ludzi, którzy chcieliby walczyć o pokój. Cywile mówią często: jak skończymy teraz wojnę, oni i tak za kilka lat do nas wrócą - przyznaje. - Gdy rozmawiam z żołnierzami, słyszę od wielu z nich, że za pokój byliby w stanie oddać Donbas, oddać Krym. Ale nie widzę żadnej woli politycznej, która dążyłaby do tego pokoju. Mitkiewicza boli to, że ludzie na zachód od Ukrainy na co dzień nie zauważają, ile ginie tam żołnierzy. Po jednej i po drugiej stronie. - Śmierć piątki cywili potrafi wywołać wielką złość. A nie czujemy tego samego, gdy każdego dnia umiera 300 żołnierzy. Boli mnie też to, że my, na zachodzie, daleko od Ukrainy, traktujemy to, co się dzieje na froncie trochę jak mecz w piłkę nożną. Anna Nicz Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!