Arkadiusz Mularczyk o zakazie wypowiadania się na forum RE: To odwet
Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk dostał trzymiesięczny zakaz zabierania głosu na forum Rady Europy. Kara ma związek z oskarżeniami, jakie miał wysuwać pod adresem innych parlamentarzystów. Sam Mularczyk decyzję określa mianem absurdalnej i twierdzi, że postępowanie "jest odwetem inspirowanym także przez polską opozycję w RE za ujawnienie i upublicznienie wpływu Fundacji Otwarty Dialog na proces legislacyjny w Radzie Europy i ich bliskich relacji z szeregiem wpływowych polityków Rady". - Komisja regulaminowa w tajnym głosowaniu stosunkiem głosów 11 do 3 wezwała mnie do przeprosin, a ja nie mam za co i kogo przepraszać - mówi w rozmowie z Interią.

- Takie metody działania przypominają raczej sądy kapturowe. Sprawa nie przynosi chwały organom Rady Europy. Zamiast przyjrzeć się i rozwiązać problem lobbingu w RE postanowiono ukarać sygnalistów - uważa poseł Arkadiusz Mularczyk, pytany o nałożoną karę.
Decyzja zapadła 2 czerwca podczas posiedzenia komisji regulaminowej - potwierdził w rozmowie z Interią senator Aleksander Pociej, wiceprzewodniczący delegacji polskiego parlamentu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
Poseł Arkadiusz Mularczyk jest przewodniczącym polskiej delegacji. Pełni też funkcję wiceprzewodniczącego zgromadzenia.
Kara ma związek z listem, który szef Sojuszu Europejskich Konserwatystów i Demokratów, Brytyjczyk Ian Liddell-Grainger napisał do przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Rika Daemsa. Domagał się w nim wyjaśnień w sprawie "kontrowersyjnych działań Fundacji Otwarty Dialog (FOD)". Chodziło m.in. o poprawki fundacji do rezolucji w sprawie niezawisłości sędziów w Polsce.
Poseł Arkadiusz Mularczyk uważa, że sam projekt rezolucji został przygotowany w sposób nierzetelny, a włoski poseł Andrea Orlando, który był jego sprawozdawcą, opierał się na opiniach m.in. Fundacji Otwarty Dialog, czy "stowarzyszeń sędziowskich znanych z tego, że atakują rząd i reformy w wymiarze sprawiedliwości". Stanowisko strony rządowej - jego zdaniem - w ogóle nie zostało wzięte pod uwagę.
- W czasie prac nad rezolucją zgłaszałem liczne poprawki. Przyjęto raptem kilka. Natomiast poprawki kolegów z opozycji PO w większości były przyjmowane. Wtedy FOD otwarcie pochwaliła się na Twitterze swoim udziałem w pracach - mówi Mularczyk.
"Komisja Zag. Prawnych i Praw Człowieka Rady Europy zaakceptowała większość z naszych pięciu poprawek do rezolucji dotyczącej (braku) niezależności sędziów w Polsce" - napisano. W tweecie zawarto podziękowania dla: Kamili Gasiuk-Pihowicz, Krzysztofa Śmiszka, Marka Borowskiego, Barbary Nowackiej oraz Killiona Munyamy.
Posłowie opozycji, z którymi rozmawiała Interia, przekonywali, że była to standardowa procedura. - Zwróciliśmy się do wielu organizacji pozarządowych, w tym do Fundacji Otwarty Dialog, z prośbą o konsultacje projektu. Żadne zasady nie zostały naruszone - usłyszeliśmy.
Arkadiusz Mularczyk: Sytuacja jest kuriozalna
Innego zdania jest poseł Arkadiusz Mularczyk. - Sytuacja jest kuriozalna. FOD, którego szefowa ma zakaz wjazdu do Polski, przygotowuje poprawki dla polskich posłów, które następnie są przyjmowane. I tu rodzą się pytania, czy nie doszło do naruszenia zasad etyki lub braku transparentności w działaniu komisji RE i czy tych okoliczności posłowie nie powinni ujawnić w odpowiednich rejestrach RE - mówi Interii Arkadiusz Mularczyk.
O swoich wątpliwościach poinformował szefa konserwatystów, który napisał list do przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Stwierdził w nim, że "Fundacja Otwarty Dialog o wątpliwej reputacji miała bezprecedensowy dostęp do członków i pomieszczeń Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy".
W liście Ian Liddell-Grainger sugerował, że posłowie, nie tylko polscy, wykonują "polecenia podejrzanej organizacji". Pojawiła się także sugestia, że mogło dojść do korupcji.
To wywołało oburzenie. Sprawa trafiła do komisji regulaminowej. W przypadku posła Arkadiusza Mularczyka pojawiło się oskarżenie, że upublicznił i rozpowszechniał list Brytyjczyka.
Ultimatum dla obu polityków
Komisja postawiła ultimatum zarówno Ianowi Liddell-Graingerowi jak i Arkadiuszowi Mularczykowi: albo przeproszą, albo otrzymają zakaz zabierania głosu na forum Rady Europy. Przeprosił jedynie Brytyjczyk.
"Komisja wysłuchała pana Arkadiusza Mularczyka, zapoznał się z jego pisemnymi uwagami. (...) Po naradzie i głosowaniu stwierdzono, że doszło do poważnego naruszenia zasad postępowania określone w paragrafie 7 Kodeksu Postępowania; postanowiono, zgodnie z paragrafami 25 i 27.1 Kodeksu Postępowania, że Pan Mularczyk wycofa swoje oświadczenia i publikacje oraz przeprosi zainteresowanych członków, a jeśli zdecyduje się tego nie robić, zostanie tymczasowo pozbawiony prawa do zabierania głosu na okres trzech miesięcy od 2 czerwca do 2 września 2021 r." - brzmi treść postanowienia komisji regulaminowej Zgromadzenia Parlamentarnego RE, do którego dotarła Interia.
Posłanka Kamila Gasiuk-Pihowicz, która wchodzi w skład delegacji polskiego parlamentu, uważa, że poseł został słusznie ukarany.
- W tej sprawie twardej reakcji domagał się m.in. senator (Aleksander - red.) Pociej - szef frakcji EPP w ZPRE. Pan Mularczyk najwyraźniej przyzwyczaił się, że w Sejmie, którym kierują ludzie PiS, może pleść dowolne bzdury, atakować innych parlamentarzystów i opowiadać o nich androny, natomiast w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy obowiązują inne standardy. Dostał alternatywę - albo przeprosi tych, których oczernił, albo dostanie trzymiesięczny zakaz wypowiedzi. Wybrał to drugie rozwiązanie. To tylko potwierdza brak elementarnej kultury i klasy z jego strony - komentuje posłanka KO w rozmowie z Interią.
"Nie ma za co przepraszać"
- To absurd - mówi sam Mularczyk. - Komentując w mediach zarzuty zawarte w liście posła Iana Liddell-Graingera, do którego dostęp miała cała grupa konserwatystów oraz wielu urzędników w RE, zwróciłem uwagę na wpływ Fundacji Otwarty Dialog na proces legislacyjny w Radzie Europy i ich poprawki przygotowywane dla posłów PO, a Prezydium RE w którym zasiada pan senator PO Aleksander Pociej, uznało, że należy wszcząć postępowanie, także wobec mnie - mówi Interii Arkadiusz Mularczyk.
W jego ocenie decyzja komisji zapadła z naruszeniem wszelkich procedur. - Wniosek powinien być skierowany przez 21 posłów, a to nie miało miejsca. Postępowanie wobec mnie zostało więc wszczęte bez żadnej podstawy formalnej i materialnej, bez żadnych dowodów. Po wysłuchaniu mnie 2 czerwca, w głosowaniu tajnym uznano, że jestem winny. Choć jednocześnie nie przedstawiono żadnych dowodów na złamanie jakichkolwiek regulacji RE. Tak kiedyś działały sądy kapturowe. Traktuję te sprawę jako polityczny odwet związany z ujawnieniem wątpliwych praktyk w RE, co do których nie wyciągnięto, jak na razie żadnych konsekwencji - mówi Mularczyk.
- Nie mam za co przepraszać - dodaje. Zapowiada, że dalej zamierza przyglądać się kwestii współpracy polityków PO z organizacjami pozarządowymi, szczególnie z Fundacją Otwarty Dialog. Złożył pismo do marszałek Sejmu Elżbiety Witek o "zbadanie oddziaływania FOD na polskich parlamentarzystów w Radzie Europy i jej wpływu na uchwalanie rezolucji i poprawek niekorzystnych dla państwa polskiego".
Jak mówi Interii, skieruje też sprawę do komisji etyki w polskim parlamencie. - Komisja powinna to zbadać. Poza tym parlamentarzyści powinni w specjalnych deklaracjach, jakie obowiązują w Radzie Europy, wskazać, że kooperują z FOD i innymi organizacjami mającymi wpływ na proces ustawodawczy w RE - przekonuje.