1 milion i 285 tys. euro - to wynik aukcji "Pride of Poland". Znacznie niższy od średniej z ostatnich lat, która - nie uwzględniających takich klaczy jak zeszłoroczna Pepita za 1,4 miliona euro - sięgała około dwóch milionów euro. Licytowanych byłó łącznie 31 koni wyhodowanych w państwowych stadninach w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce, ale były też okazy z prywatnych ośrodków. W zeszłym roku na Pride of Poland sprzedano 24 konie za blisko 4 miliony euro. Tegoroczna aukcja nie wygląda jednak zbyt dobrze dla organizatorów. Jak informuje reporter RMF FM Krzysztof Kot, połowa z pierwszej dziesiątki najlepszych koni nie została sprzedana. W poprzednich latach konie z pierwszej dziesiątki były sprzedawane za 100-200 tys. euro, a tymczasem już 5 klaczy nie zostało sprzedanych, bo nie osiągnęły cen minimalnych. Pozostałe sprzedano za od 90 tys. do 160 tys. euro. Jak na razie 14 koni zostało sprzedanych. Tyle samo też nie znalazło nowego właściciela. Co chwilę słychać też komunikaty zachęcające do kupna. "Prosimy o zachętę kupujących do licytacji. Ta klacz jest warta o wiele więcej" - głosi jeden z nich. Najbardziej zagadkowy przypadek dotyczy klaczy Emiry, która miała być gwiazdą tego pokazu. Została sprzedana na samym początku za 550 tys. euro. Na koniec aukcji okazało się, że wraca na ring i jest ponownie licytowana. Tym razem osiąga połowę tamtej ceny, czyli 225 tys. euro. Ponownie licytowana była również Al-Dżazira, która miała być hitem aukcji. Przy pierwszej próbie nie znalazła nabywcy. Najwyraźniej nie osiągnęła ceny minimalnej, tzw. rezerwowej, założonej przez właściciela, czyli w tym przypadku - stadniny w Janowie Podlaskim. Te ceny nie są znane kupującym. Był chętny za 300 tys. euro, ale aukcjoner przez kilka minut zachęcał do oferty na 350 tys. Niestety, nie doczekał się. Powtórzona licytacja również zakończyła się fiaskiem. (az) Krzysztof Kot