Pewne jest jedno. Nie jest to zwyczajne prześcieradło. Znajduje się na nim pośmiertny obraz umęczonego mężczyzny. Jedni wierzą, że jest to autentyczne płótno, w które po zdjęciu z krzyża owinięto ciało Chrystusa, a znajdujący się na nim wizerunek jest po prostu "fotografią" Jezusa z Nazaretu. Dla nich to "niemy świadek" zmartwychwstania. Inni zaś twierdzą, że jest to jedynie średniowieczny malunek. Dla nich z kolei to dowód na istnienie niezwykle utalentowanego artysty. Zarówno jedni, jak i drudzy dążą do poznania prawdy i rozwikłania niezwykłej zagadki Całunu Turyńskiego. Człowiek z Całunu - Całun jest wyzwaniem dla rozumu. Od każdego człowieka, a zwłaszcza od uczonego, wymaga przede wszystkim wysiłku, który pozwoli mu przyjąć z pokorą głębokie przesłanie, przemawiające do jego umysłu i dotykające jego życia. Tajemniczy urok Całunu każe nam pytać o związek między świętym płótnem a historycznymi wydarzeniami z życia Jezusa - tak o próbach wyjaśnienia autentyczności Całunu mówił 24 maja 1998 roku w katedrze turyńskiej Jan Paweł II, dodając, że Kościół, nie mogąc sam poradzić sobie z tym problemem, "powierza uczonym zadanie prowadzenia dalszych badań, mających na celu znalezienie odpowiedzi na pytania związane z Całunem, w który - wedle tradycji - miało być owinięte ciało naszego Odkupiciela po zdjęciu z krzyża". Choć od co najmniej 650 lat Całun znajduje się w Europie, jego badania na dużą skalę rozpoczęły się dopiero w roku 1898. Wtedy to fotograf Secondo Pia, za przyzwoleniem włoskiego króla Humberta, wykonał pierwsze zdjęcia Całunu. Wywołując klisze, Pia dokonał niezwykłego odkrycia. Okazało się, że obrazy odciśnięte na Całunie są w negatywie. Oznacza to, że na czarno-białej kliszy fotograficznej Pia otrzymał gotową fotografię. Po wykonaniu tradycyjnej odbitki jego oczom na powrót ukazał się negatyw. Prawie natychmiast ruszyła lawina domysłów. Do tej pory niemal bezkrytycznie wierzono, że Całun jest pośmiertnym prześcieradłem Chrystusa. Odkrycie włoskiego fotografa jeszcze bardziej wzmocniło tę pewność. Z biegiem lat zaczęły powstawać też nowe hipotezy podważające tradycję. Wiemy na pewno, że przechowywane w katedrze turyńskiej płótno ma 437 cm długości i 111 cm szerokości. Znajdują się na nim zestawione głowami wizerunki - przedni i tylny - ciała zmarłego człowieka. Wiadomo, że był on wysoki, o atletycznej budowie ciała (ok. 180 cm wzrostu i 80 kg wagi), miał długie włosy i brodę. Na wizerunku widoczne są rany odpowiadające ranom z ewangelicznych opisów męki Chrystusa: liczne ślady biczowania, wycieki krwi z przebitych nadgarstków i stóp oraz prawego boku, a także ślady po koronie cierniowej. Ale czy rzeczywiście jest to Jezus? Owinięty w płótna To, że Jezus umarł na krzyżu, jest pewne. Po śmierci został pochowany przez Józefa z Arymatei w grobowcu wykutym w skale. Wcześniej ciało zostało owinięte w płótno. Mówią o tym wszyscy czterej ewangeliści. Zacytujmy jedynie świętego Jana: "Zabrali więc ciało Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania. A na miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo" (J 19, 40-41). Płótna znajdowały się też w pustym grobie, dokąd po zmartwychwstaniu pobiegli uczniowie. Mówi o tym także św. Jan, opisując moment, gdy wraz z Piotrem pobiegli do grobowca zawiadomieni o zniknięciu ciała Jezusa: "Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu" (J 20, 4-7). Co stało się z płótnem po Zmartwychwstaniu, o tym ewangeliści już nie mówią. Ewangelie apokryficzne - niewłączone do Pisma Świętego - wspominają, że płótna ukryli apostołowie. Nic więcej jednak nie wiadomo. Pierwszy historycznie udokumentowany fakt dotyczący Całunu Turyńskiego pochodzi z 1356 roku. W niewielkiej miejscowości Lirey na północy Francji po raz pierwszy zaprezentowano Całun - był on wówczas własnością wdowy po rycerzu Geoffroyu I de Charny. Czy Całun to Mandylion? O ile historycy niemal z zegarmistrzowską precyzją potrafią przedstawić losy Całunu po 1356 roku, o tyle ustalenie tego, co działo się z płótnami pogrzebowymi Chrystusa od zmartwychwstania aż do połowy XIV wieku, sprowadza się jedynie do hipotez. Większość badaczy przyjęła za pewnik tezy przedstawione w latach 70. ubiegłego stulecia przez Iana Wilsona, jednego z najbardziej znanych syndonologów. Ten angielski historyk w książce "Całun Turyński" przedstawił prawdopodobne losy płócien pośmiertnych Chrystusa. Jego zdaniem Całun to nic innego jak czczony we wschodnim chrześcijaństwie Mandylion - wizerunek twarzy Jezusa, który zaginął podczas rabunku Konstantynopola w trakcie IV wyprawy krzyżowej w 1204 roku. Jednak według tradycji Mandylion przedstawiał jedynie twarz Chrystusa - o całym ciele nie było mowy. Wilson tłumaczy, że Mandylion to Całun, ale złożony i umieszczony w gablocie, tak że widać było jedynie samą twarz. Z tezą Wilsona polemizuje niemiecki syndonolog, ks. Heinrich Pfeiffer, który wskazuje, że oprócz Całunu Turyńskiego istnieje jeszcze inne płótno pogrzebowe, czyli Chusta z Manoppello, i to ona była czczona jako praikona Chrystusa. Ponieważ poważne badania nad tą ostatnią relikwią zaczęły się dopiero niedawno, większość naukowców zajmuje stanowisko wyczekujące. Jeden z nielicznych polskich syndonologów Jerzy Dołęga-Chodasiewicz uważa, że czczonym w Bizancjum obrazem był Całun Turyński. W rozmowie z "Ozonem" powołuje się na świadectwa historyczne: - Jednym z nich jest dzieło rycerza Roberta de Clari, który wspomina, że w klasztorze Świętej Maryi Blacherneńskiej widział "Całun, w który owinięty był nasz Pan". Innym świadectwem obecności Całunu w Konstantynopolu są słowa Mikołaja Mesaritesa, strażnika relikwii w kaplicy Santa Maria del Faro, który w 1201 roku wśród przechowywanych tam relikwii wymieniał płótna pogrzebowe Chrystusa. Tajemnica templariuszy Jeśli przyjmiemy oficjalne stanowisko syndonologów twierdzące, że Całun z Turynu pochodzi rzeczywiście z grobu Chrystusa, to rodzi się pytanie: co działo się z płótnem między 1204 a 1356 rokiem? Hipoteza Wilsona głosi, że dostał się w ręce templariuszy i był skrywany w ich twierdzach. Objawił się dopiero w 1356 roku w Lirey za sprawą wspomnianego już Geoffroya I de Charny. Wilson dowodzi, że był on krewnym spalonego w 1314 roku na stosie Geoffroya de Charnay - komandora templariuszy w Normandii, nie jest to jednak pewne. Inna z hipotez mówi, że krzyżowcy wywieźli Całun do Aten. Po najechaniu Konstantynopola w 1204 r. Michele Angelos, bratanek zdetronizowanego cesarza Aleksego III Angelosa, na północno-wschodnim wybrzeżu Grecji założył despotat epirski. Jego brat, niejaki Teodor Angelo Comneno wspomina w liście do papieża Innocentego III o grabieżach, jakich dokonali w Konstantynopolu krzyżowcy. Użala się z powodu straty "płótna, w które był zawinięty po śmierci i przed zmartwychwstaniem nasz Pan Jezus Chrystus". Według niego Całun ukryto w Atenach. Miał tam trafić za pośrednictwem jednego z przywódców IV wyprawy krzyżowej Othona de la Roche, który okupował sanktuarium Matki Bożej Blacherneńskiej. Wiadomo, że przebywając w Grecji, de la Roche otrzymał tytuł księcia Aten. Geoffroy I de Charny miał z kolei za żonę wnuczkę Othona de la Roche - to tłumaczyłoby, jak wszedł w posiadanie Całunu. On sam nigdy jednak tego nie wyjawił. Kilka miesięcy po konsekracji ufundowanej przez siebie kolegiaty w Lirey we Francji - gdzie zapewne chciał zaprezentować Całun - zginął w bitwie pod Poitiers. Całun prezentuje światu dopiero wdowa po Geoffroyu.