"Przegląd": Eksperymenty na granicy bioetyki
Przekroczeń etycznych się nie zauważa.

Bronisław Tumiłowicz rozmawia z profesorem Pawłem Łukowem, etykiem i kierownikiem Zakładu Etyki Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.
Prof. dr hab. Paweł Łuków jest autorem książek: "Zrozumieć śmierć człowieka", red., Warszawa 2015, "Etyka medyczna z elementami filozofii", współautor T. Pasierski, Warszawa 2014, "Moralność medycyny. O sztuce dobrego życia i o sztuce leczenia", Warszawa 2012, "Granice zgody: autonomia zasad i dobro pacjenta", Warszawa 2005.
Świat obiegła wiadomość, że japoński biolog prof. Hiromitsu Nakauchi otrzymał zgodę nie tylko na wszczepienie do zarodka myszy komórek ludzkich, ale także na podtrzymywanie zwierzęco-ludzkiej ciąży powyżej dopuszczalnego okresu standardowego wynoszącego 14 dni. Jakie konsekwencje może mieć ten eksperyment, uwzględniając także szczytny cel przyświecający temu działaniu - wyprodukowanie ludzkiej trzustki do przeszczepów?
- Dotychczas naukowcy w Japonii byli zobowiązani do przerywania rozwoju zarodków zwierzęcych zawierających komórki ludzkie przed upływem 14 dni od zapłodnienia. Obecnie zezwala się na przenoszenie takich zarodków do macicy zwierzęcia i donoszenie ciąży przez to zwierzę. Naukowcy starali się o zgodę na takie eksperymenty już wcześniej.
Po długiej debacie japońskie Ministerstwo Edukacji i Nauki ogłosiło, że w uzasadnionych przypadkach możliwe jest wydanie zgody przez odpowiednie gremia, co oznacza, że każda decyzja o dopuszczeniu do realizacji konkretnego projektu badawczego będzie podejmowana oddzielnie. Ocenie poddaje się w takich przypadkach np. to, czy ryzyko nie jest większe niż w przypadku poprzednich podobnych eksperymentów, czy nie pojawiły się nowe informacje o możliwych zagrożeniach itd.
O jakim ryzyku może być mowa w manipulacjach prowadzonych na embrionach?
- To w dużej mierze kwestia wiedzy fachowej. Najczęściej mówi się o niekontrolowanej proliferacji ludzkich komórek wszczepionych do organizmu zwierzęcego, a więc przeniknięciu ich np. do układu nerwowego i mózgu zwierzęcia, co - jak się obawiają niektórzy - mogłoby istotnie zmienić status etyczny tak zmodyfikowanych genetycznie organizmów. Nie sądzę, by w tym przypadku były podstawy do obaw.
Jeśli w układzie nerwowym myszy zagnieździ się kilkaset czy nawet kilka tysięcy komórek nerwowych pochodzących od człowieka, nie będzie to zmiana, która uczyniłaby z tej myszy człowieka lub istotę znacząco do człowieka podobną. Obawy co do tego, że przeniknięcie ludzkich komórek nerwowych do układu nerwowego myszy może powodować uczłowieczenie myszy, świadczą o uproszczonym wyobrażeniu o tym, czym jest człowiek i człowieczeństwo, a także o tym, co jest moralnie istotne.
Standardy etyczne do wymiany?
Wspomniał pan o japońskim gremium, które długo rozważało, czy dać przyzwolenie na taki eksperyment. Czy w Polsce mamy podobną strukturę etyczną?
- W wielu rozwiniętych krajach istnieją narodowe komitety czy komisje bioetyczne, które zajmują się kwestiami etycznymi w badaniach naukowych oraz formułowaniem stosownych standardów i rekomendacji. Polska takiego komitetu nie ma. Istnieje u nas Komitet Bioetyki przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk. Komitet powstał z inicjatywy polskiego środowiska naukowego i omawia ważne problemy bioetyczne oraz formułuje stanowiska.
Istnieje też Komitet Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk, który zajmuje się szeroko pojętą etyką akademicką, a więc nie tylko zagadnieniami etyki prowadzenia badań naukowych, ale również etycznymi aspektami np. awansu zawodowego czy relacji w miejscu pracy. Oprócz tego niektóre uczelnie wyższe, jak m.in. Uniwersytet Warszawski, powołują własne komisje ds. etyki badań naukowych, których zadaniem jest ocena etycznych aspektów badań naukowych prowadzonych w tych uczelniach. Nie mamy natomiast w Polsce krajowego komitetu bioetycznego powołanego na mocy ustawy.
Naukowcy muszą tylko spełniać wymogi odpowiednich ustaw, np. o ochronie zwierząt?
- Nad przestrzeganiem standardów w badaniach naukowych, w których wykorzystuje się zwierzęta, czuwają lokalne komisje etyczne do spraw doświadczeń na zwierzętach. Działają na podstawie Ustawy o ochronie zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych lub edukacyjnych z 2015 r. Natomiast badania medyczne z udziałem człowieka muszą uzyskać aprobatę komisji bioetycznych, które działają na podstawie Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty z 1996 r. Komisje zaś kierują się odpowiednimi standardami etycznymi, co w praktyce oznacza, że badacze muszą równocześnie spełniać odpowiednie wymogi etyczne i prawne.
Wracając do opisywanych badań japońskich - jeśli ich rezultat będzie pozytywny i uda się wyprodukować odpowiedni narząd do przeszczepu, to standard 14 dni utrzymywania przy życiu zarodka zwierzęco-ludzkiego zostanie zmodyfikowany?
- Zapewne obecny eksperyment jeszcze nie przyniesie gotowej trzustki. Nie wiemy, jak to będzie przebiegało oraz czy nie pojawią się nowe trudności lub ryzyka. W przypadku powodzenia tego eksperymentu i następnych podobnych najpierw zapewne dojdzie do dyskusji o ewentualnym zmodyfikowaniu standardu w innych krajach. Z pewnością wielu pacjentów i transplantologów czeka na pozytywny rezultat, ale nic tutaj nie następuje błyskawicznie, bo mogą się pojawić nowe informacje i zagrożenia. Na razie przeszczepianie narządów pochodzących z ciał zwierząt natrafia na barierę immunologiczną. Nie mówiąc o tym, że niektóre osoby mogą mieć zastrzeżenia etyczne, ideowe, estetyczne itp. dotyczące przeszczepiania narządów odzwierzęcych ludziom.
Obowiązujące u nas standardy etyczne w sprawach związanych z życiem i ciałem człowieka są więc sukcesywnie, chociaż dosyć powoli, rozluźniane. Czy system tych zasad i geneza obowiązujących standardów wywodzą się z chrześcijańskiej cywilizacji europejskiej?
- Nie powiedziałbym, że dochodzi do rozluźnienia standardów. Niektóre stają się łagodniejsze, a inne surowsze. Powiedziałabym raczej, że standardy stają się coraz bardziej precyzyjne. To prawda, że większość standardów etycznych w nauce wywodzi się z tradycji zachodniej czy judeo-chrześcijańskiej. Czy wszystkie są zgodne z tym, co głoszą chrześcijanie? To ustalają sami wyznawcy lub przywódcy danego wyznania. To zaś, że obowiązujące standardy etyczne wywodzą się z naszego kręgu kulturowego, jest następstwem między innymi tego, że intensywne i zakrojone na dużą skalę badania naukowe najwcześniej rozwijały się głównie w kulturze zachodniej i siłą rzeczy tu najwcześniej dochodziło do nieprawidłowości etycznych.
Do otwartego łamania standardów dochodziło w nazistowskich Niemczech. Są też przykłady nieetycznych badań prowadzonych po II wojnie światowej. Spora część tych etycznych naruszeń była spowodowana brakiem odpowiedniej świadomości. A to sprawia, że przekroczeń etycznych się nie zauważa. Mimo różnych reform edukacji uniwersyteckiej wciąż widać ogromną potrzebę kształcenia z zakresu etyki badań naukowych przyszłych i już pracujących badaczy. Jako recenzent projektów badań naukowych widzę, że cały czas istnieje potrzeba uzupełniania wiedzy etycznej.

Sklonować Einsteina?
Zapewne w związku z postępami nauki i intensyfikacją badań związanych z fenomenem życia pole do dyskusji o etyce nieustannie się poszerza. Jesteśmy po dobrej stronie mocy?
- Badacze z kręgu euroatlantyckiego odgrywają w nauce wiodącą rolę, ale dołączają też nowe podmioty. Prace na gigantyczną skalę prowadzone są w Chinach. Informacje, które do nas docierają, mogą świadczyć o tym, że badania tam prowadzone nie zawsze są zgodne z obowiązującymi standardami międzynarodowymi. Na przykład dr He Jiankui ogłosił, że metodami inżynierii genetycznej doprowadził do tego, że jedna z niedawno urodzonych bliźniaczek, których genom został poddany w momencie zapłodnienia modyfikacji dokonanej w warunkach in vitro, jest odporna na zakażenie wirusem HIV.
Wątpliwości etyczne związane z tym eksperymentem spowodowały, że władze chińskie wszczęły śledztwo w tej sprawie. Mała jest szansa, by He Jiankui mógł opublikować wyniki badań w szanującym się czasopiśmie naukowym. Ostracyzm środowiska naukowego najczęściej jest skuteczny.
Ostracyzmem w naszym kraju objęta jest np. metoda in vitro.
- Na ogół nie jest to ostracyzm naukowców. Zapłodnienie pozaustrojowe nie jest eksperymentem i znajduje się w głównym nurcie uznanej przez naukę terapii niepłodności. Od strony wiedzy medycznej nie ma tutaj specjalnych kontrowersji, co nie znaczy, że nie ma takich, którzy zgłaszają zastrzeżenia natury moralnej. Kościół katolicki ma poważne zastrzeżenia. Aktualne spory dotyczą spraw takich jak liczba komórek, które można jednorazowo zapłodnić, co robić z zarodkami niewykorzystanymi w leczeniu albo jak długo można je przechowywać i kto ma decydować o ich dalszym losie.
Sprawa jest ważna, bo dotyczy ludzkiego życia. Choć potrzeba leczenia wydaje się oczywista, to leczenie niepłodności metodą uznaną na świecie i w świecie medycznym nie jest objęte finansowaniem Narodowego Funduszu Zdrowia. Zamiast tego niektóre samorządy decydują się wspomóc finansowo pacjentów starających się o potomstwo.
Coś podobnego mogło się zdarzyć tylko w Polsce?
- Niekoniecznie. Przepisy i podejście do tej sprawy są bardzo zróżnicowane w różnych krajach. Są kraje podchodzące do sprawy dość liberalnie i takie, których prawo jest bardziej restrykcyjne.
Czy można się spodziewać, że postęp pójdzie w kierunku klonowania osób szczególnie silnych i uzdolnionych, włączając w to nawet geny słynnych postaci historycznych z dalekiej przeszłości?
- To są bajki. Przede wszystkim klonowanie - zakładając, że byłoby bezpieczne i wystarczająco niedrogie - to bardzo mało efektywna metoda rozmnażania ludzi. Ale zasadnicze pytanie dotyczy tego, po co ktoś miałby to robić. Jeśli ktoś myśli, że wystarczą komórki Einsteina, aby stworzyć nowego geniusza, jest bardzo naiwny i niewiele wie o człowieku, a jeszcze mniej rozumie sprawy ludzkie. O rozwoju i potencjale człowieka decydują nie tylko geny, ale warunki życia, doświadczenie, edukacja itd.
Ostrożność bioetyków
Wydaje się, że takich bajek czy legend krąży w naszej przestrzeni publicznej znacznie więcej. Co jakiś czas odżywają pogłoski o porywaniu dzieci w celu uzyskania narządów do przeszczepów. A tymczasem drastycznie spadła liczba transplantacji. Czy rzeczywiście działa nielegalny rynek narządów?
- W Europie i Ameryce Północnej to mało prawdopodobne. W opiekę nad pacjentem jest zaangażowanych tak wiele osób i wyspecjalizowanych ośrodków, że handlu narządami właściwie nie dałoby się ukryć. Bardziej rozpowszechnionym zjawiskiem w tej części świata jest turystyka transplantacyjna, tj. wyjeżdżanie przez obywateli krajów zamożnych do krajów uboższych w celu poddania się przeszczepowi.
Czy jednak popularyzacja osiągnięć współczesnej nauki i powszechna edukacja przełamie ideologiczne blokady w rozważaniu zwłaszcza kwestii początków życia, łączenia się komórek rozrodczych, jak też zakończenia życia, czyli śmierci. Edukacja seksualna zdaje się być równie napiętnowana jak np. eutanazja.
- Edukacja seksualna była od dawna zideologizowana, co się wiąże z szerszym zagadnieniem kwestionowania reprodukcyjnych praw człowieka przez środowiska konserwatywne, które mają dominujący wpływ na edukację seksualną w Polsce. Środowiska te bardzo dobrze rozpoznają ten wymiar sprawy i kwestionując prawa reprodukcyjne, wyrażają swoją niechęć do zmian społecznych.
A eutanazja? Jest całkiem spora grupa ludzi, którzy domagają się prawa do zakończenia życia w jakiejś granicznej sytuacji.
- Ta kwestia należy do bardzo kontrowersyjnych. Nie ma globalnego czy kontynentalnego konsensusu, także wśród etyków. Wspomagane samobójstwo jest legalne np. w Holandii, Belgii, w kilku stanach USA, w Kanadzie. W Belgii, Holandii i w Kanadzie dopuszczalne jest też spowodowanie śmierci nieuleczalnie chorego przez lekarza na wyraźne żądanie tego pacjenta. Kwestia ta jest kontrowersyjna m.in. dlatego, że zmienia wyobrażenia o tym, co należy do powinności lekarzy. Tradycyjnie mówiło się, że lekarz ma obowiązek przywracać zdrowie, zmniejszać gwałtowność chorób i zapobiegać przedwczesnej śmierci. Wspomagane samobójstwo i dobrowolna eutanazja kwestionują to wyobrażenie lub przynajmniej każą je istotnie przeinterpretować.
Obszar zagadnień, którymi muszą się zajmować bioetycy, jest ogromny i wymaga zarówno kolosalnej wiedzy, jak i odpowiedzialności. Czy są gremia międzynarodowe, a może międzykulturowe, które wypracowują jakiś konsensus?
- W ramach programów finansowania badań naukowych ze środków Unii Europejskiej działa zespół do spraw oceny aspektów etycznych projektów badań naukowych. Istnieją organizacje ponadnarodowe, jak np. CIOMS (Council for International Organizations of Medical Sciences), parasolowa organizacja zajmująca się zagadnieniami etycznymi w badaniach naukowych z udziałem człowieka afiliowana przy UNESCO i współpracująca z WHO. W ramach UNESCO powstała Powszechna Deklaracja o Bioetyce i Prawach Człowieka.
Rada Europy, do której należy Polska, ma Konwencję o ochronie praw człowieka i godności istoty ludzkiej w dziedzinie zastosowania biologii i medycyny. Jest więc sporo gremiów, którym na sercu leżą kwestie etyczne w badaniach naukowych i w medycynie i które biorą udział w wypracowywaniu konsensusu etycznego w badaniach naukowych.
Bioetycy są więc w znacznej mierze sami sobie żeglarzem i okrętem. Czy dominuje w ich środowisku postawa zachowawcza i konserwatywna, czy pełna zrozumienia dla postępu w naukach?
- Środowisko etyczne jest zróżnicowane. Dominuje jednak postawa ostrożności. Niewielu bioetyków reaguje na nowe technologie na zasadzie "nie ma problemu". Przeważa świadomość, że większość zmian technologicznych, organizacyjnych, społecznych itp. może coś poprawić, ale może też coś zepsuć lub kogoś skrzywdzić. Zastanawiając się nad takimi zmianami, etyk zadaje sobie pytanie "Co tu może pójść nie tak?". Na tym polega znaczna część społecznej roli etyka: zidentyfikować problemy etyczne, zanim się one pojawią.
Bronisław Tumiłowicz