W gabinecie Jerzego Muzyka, wiceprezydenta ds. zrównoważonego rozwoju znajduje się makieta nowego miasta. - To wizja co najmniej na miarę budowy Nowej Huty, jeśli nie większa - mówił kilkanaście tygodni temu urzędnik. Spoglądając na makietę od góry, widzimy miniaturowe budynki, które w rzeczywistości miały liczyć nawet 150 metrów wysokości. Niektóre z nich mają zielone dachy. Obiekty oddzielone są od siebie pasami zieleni i przecinającymi się drogami. Całość nowego miasta otoczona jest terenem zielonym z licznymi drzewami. Na stronie krakowskiego magistratu można znaleźć też liczne wizualizacje. Na jednym z nich w centrum widzimy niewielką sadzawkę, po bokach znajdują się szpalery drzew, wszystko otaczają nowoczesne budynki. Najprawdopodobniej bloki mieszkalne i biurowce. W tle widać wysokościowiec. To architektoniczna wizja, która pokazuje, jak za 20 lat miała wyglądać południowo-wschodnia część Krakowa. Chodzi o obszar liczący 700-hektarów pomiędzy drogą ekspresową S7, linią kolejową a ulicami Śliwiaka i Christo Botewa. Urzędnicy chcieli przekształcić ten przemysłowy teren w dzielnicę wysokościowców, gdzie mieszkać i pracować miało nawet 100 tys. osób. Nowa dzielnica, miasto w mieście, zostało przez media nazwane krakowskim Manhattanem. "Nie" dla planu powiedzieli krakowscy radni. Za odrzuceniem projektu było 25 z nich, a 15 było przeciw. - Bardzo żałuję tego projektu oraz pracy, która została w niego włożona. Odbieram to w kategoriach porażki idei, do której ciężko będzie wrócić - mówi wiceprezydent Jerzy Muzyk. Grzech pierwszy: brak spójności Żeby zrozumieć złożoność sytuacji, musimy cofnąć się do stycznia 2013 r. To właśnie wtedy radni przegłosowali przygotowany przez władze miasta plan zagospodarowania przestrzennego dla Rybitw, czyli terenu, na którym obecnie chcieli budować "nowe miasto". Miastem rządził wtedy od 11 lat prezydent Jacek Majchrowski (nadal pełni tę funkcję - przyp. red.), a za przygotowanie planu odpowiadała jego zastępczyni Elżbieta K. (w 2021 r. usłyszała korupcyjne zarzuty - przyp. red.). Plan "Płaszów-Rybitwy" zakładał, że w południowo-wschodnia część miasta ma stać się terenami przemysłowymi. Władze miasta przez ostatnie lata zachęcały przedsiębiorców do lokowania swoich biznesów właśnie na Rybitwach. Obecnie firmy działające na tym terenie zatrudniają 10 tys. osób i wytwarzają rocznie produkty warte 10 mld zł. Szkopuł w tym, że w momencie wprowadzania w 2013 r. planu zagospodarowania urzędnicy pracowali nad nowym studium. To bardzo ważna kwestia dla tej opowieści. Plany zagospodarowania powinny być zgodne z obowiązującym studium. To najnowsze przyjęto w 2014 r. i zakładało ono, że teren Rybitw ma nie być przemysłowy, a mieszkaniowo-usługowy. W praktyce oznacza to, że ci sami urzędnicy przygotowali plan i studium, które wzajemnie się wykluczały. Grzech drugi: brak komunikacji W praktyce oznaczało to, że urząd będzie musiał przygotować nowy plan zgodny ze studium. Urzędnicy przystąpili do działań w 2019 r., jednocześnie dalej wydając pozwolenia na budowę kolejnym przedsiębiorstwom i nie informując ich o trwających pracach. Efekt był taki, że według urzędniczej wizji przez środek Kolejowych Zakładów Nawierzchniowych "Bieżanów" (jedyny producent rozjazdów kolejowych i tramwajowych - przyp. red.) ma przechodzić nowa droga. Z kolei teren firmy Platinet (dystrybutor elektroniki użytkowej - przyp. red.) został podzielony na trzy części: usługową, oświatową i sportową z elementami zieleni. CZYTAJ TEŻ: Kraków. Złote pierożki i kimona. Spółka od telewizji założyła sklep - Przez środek mojego zakładu miałoby przebiegać torowisko tramwajowe. Ten plan jest wręcz szkodliwy nie tylko dla nas, ale dla wielu przedsiębiorców - mówił w poniedziałek Mieczysław Jakubowski, właściciel firmy MIKI. Przedsiębiorcy podkreślali, że wejście w życie planu oznaczałoby dla nich brak możliwości dalszego rozwoju (brak możliwości rozbudowy i dalszego inwestowania). Dla wielu przedsiębiorców oznaczałoby to konieczność przeniesienia firmy, a to z kolei wiązałoby się z ogromnymi kosztami. Według ostrożnych szacunków urzędników odszkodowania dla przedsiębiorców mogły wynieść 2 mld zł. Grzech trzeci: brak informacji Pomimo że prace nad planem trwały od 2019 r., nikt z urzędników nie poinformował radnych o kwestiach związanych z bezpieczeństwem powodziowym. Dopiero w poniedziałek (dwa dni przed obradami sesji - przyp. red.) na obradach komisji planowania przestrzennego rady miasta niespodziewanie wyszło na jaw, że wody opadowe z terenu Rybitw mają być odprowadzane do Serafy i Drwiny Długiej, a nie bezpośrednio kolektorem do Wisły. Już teraz podczas gwałtowniejszych deszczów dochodzi do zalewania Starego Bieżanowa (sąsiaduje z terenami, gdzie miało powstać "nowe miasto" - przyp. red.). Sytuację ma poprawić budowa pięciu zbiorników retencyjnych na Serafie, ale do tej pory udało się uruchomić tylko jeden. - Woda z Drwiny Długiej nie będzie odprowadzana do Wisły, co może spowodować nie tylko zalanie Starego Bieżanowa, Prokocimia, ale również "nowego miasta" - mówiła podczas komisji radna Grażyna Fijałkowska. Grzech czwarty: brak konkretów Władze miasta podczas debaty przekonywały, że przyjęcie nowego planu pozwoli rozwiązać problem smrodu, jaki obecnie odczuwa część mieszkańców Małego Płaszowa (sąsiaduje z terenami, gdzie miało powstać "nowe miasto" - przyp. red.). Urzędnicy przekonywali, że sortownie śmieci, które działają na terenie Rybitw, po przyjęciu planu będą przeniesione, ponieważ ich koncesje maksymalnie za 10 lat wygasną. Podano nawet wstępną lokalizację: Nową Hutę. Szkopuł w tym, że trzy firmy sortujące śmieci mają bezterminowe koncesje. W praktyce oznacza to, że niezależnie czy plan zostałby przyjęty czy też nie, mogłyby nadal działać. Tę informację ujawnił radny Grzegorz Stawowy, szef komisji planowania. To nie wszystko. Na granicy Rybitw i Małego Płaszowa działa miejska oczyszczalnia ścieków. Plan "Nowe Miasto" nie obejmuje jej swoim zasięgiem. - W praktyce oznacza to, że oczyszczalnia będzie funkcjonować i nie ma mowy o jej przeniesieniu - mówi radny Stawowy. Grzech piąty: zmiana danych Radny Stawowy zwrócił uwagę na jeszcze jedną rzecz: zmianę wysokości opłaty planistycznej. W pierwotnym planie jej wysokość wynosiła 30 proc., a w ostatecznej wersji już tylko 15 proc. Dlaczego to takie istotne? Opłata planistyczna to jednorazowa opłata dla miasta. Właściciel terenu musi ją zapłacić gminie, jeśli: wprowadzony plan spowoduje wzrost wartości terenu, a transakcja zostanie dokonana w przeciągu pięciu lat od zmiany przepisów. Czyli w praktyce zmniejszenie przez urzędników opłaty planistycznej powodowało mniejsze wpływy do budżetu miasta. - Wygląda to na niegospodarność - mówił radny Stawowy. Samorządowiec zwrócił też uwagę na zmianę kwot związanych z wykupem terenów pod zieleń przez miasto. W 2021 r. Kraków za przejęcie terenów w "nowym mieście" chciał zapłacić 80,4 mln zł. W 2023 ta kwota wynosiła już 292 mln zł. Koniec "nowego miasta", co z kombinatem? - Chcemy odwrócić dotychczasową filozofię tworzenia takich dzielnic. Nie może być jak w przeszłości, że najpierw budował deweloper, a dopiero później my martwiliśmy się, gdzie ma być szkoła, przystanek autobusowy, tramwajowy - mówił kilka dni temu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" prezydent Jerzy Muzyk. Na przestrzeni ostatnich 20 lat, czyli w okresie rządów prezydenta Jacka Majchrowskiego, nie było drugiego tak kompleksowego planu zagospodarowania przygotowanego przez władze Krakowa. Jednocześnie popełniły po drodze wiele błędów, które doprowadziły do tego, że projekt trafił do kosza. - Żałuję tego projektu, żałuję pracy, która została włożona. Być może należałoby rozważyć w inny sposób kwestię komunikacji pomiędzy magistratem a przedsiębiorcami - powiedział podczas czwartkowej konferencji prasowej wiceprezydent Muzyk. Tymczasem odrzucenie projektu "nowego miasta" stawia pod znakiem zapytania plan "Kombinat". Sprawa dotyczy obszaru liczącego ponad 911 hektarów, na którym znajduje się huta im. Tadeusza Sendzimira. Właścicielem terenu jest Skarb Państwa, ale w wyniku podpisanych porozumień ponad 90 proc. ziemi ma w posiadaniu wieczystym firma ArcelorMittal. To właściciel krakowskiej huty i największy producent stali w Polsce. Pod koniec sierpnia 2018 r. przedstawiciel firmy wysłał pismo do prezydenta Krakowa. Poprosił on Jacka Majchrowskiego o wsparcie w działaniach zmierzających do rozpoczęcia prac nad planem zagospodarowania dla obszaru, na którym znajduje się huta. Walka o czyste powietrze Władze Krakowa liczyły, że jeśli zostanie uchwalony plan zagospodarowania "Nowe Miasto", firmy śmieciowe zostaną przeniesione na teren kombinatu. Warunek był jeden: musi zostać przyjęty plan obejmujący teren Nowej Huty. W najbliższych tygodniach nowy plan zagospodarowania, już z poprawkami, ma trafić pod głosowanie radnych. Jeśli dokument zostanie uchwalony, da możliwość firmie ArcelorMittal utworzenie strefy przemysłowej, a to może wpłynąć na jakość życia mieszkańców. Dlaczego? Zgodnie z ustawą Prawo ochrony środowiska stworzenie takiego specjalnego obszaru pozwali na emitowanie do atmosfery większej ilości zanieczyszczeń czy możliwość przekraczania norm hałasu. W praktyce jeśli radni dadzą zielone światło, taka strefa najprawdopodobniej powstania. Zgodę co prawda musi wyrazić jeszcze sejmik województwa, ale tam większość radnych uważa pomysł strefy za dobry. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl