Leszek Sykulski, który przed laty współtworzył w Polsce Służbę Wywiadu Wojskowego i Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, na swoim kanale na YouTube ma blisko 75,5 tys. subskrybentów, a jego audycje liczą nawet 272 tys. wyświetleń. Ramię w ramię z posłem Konfederacji Grzegorzem Braunem organizuje również spotkania, na których przedstawia zebranym swoje kontrowersyjne poglądy: o wojnę w Ukrainie obwinia USA i NATO, sprzeciwia się dostawie broni do Ukrainy czy zarzuca polskim władzom, że chcą przeprowadzić... pucz na Białorusi. Polskie służby nie mają wątpliwości - jest narzędziem propagandy Kremla w Polsce, o czym ostrzegał Stanisław Żaryn, zastępca ministra koordynatora ds. służb specjalnych. Jak Leszek Sykulski trafił pod skrzydła prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Co dokładnie robił w komisji weryfikacyjnej ds. WSI? Z jakiego powodu jeździł do Moskwy i spotykał się z Aleksandrem Duginem, który jest uważany za jednego z najbardziej wpływowych ideologów Kremla? Żeby odpowiedzieć na te i wiele innych pytań zwróciliśmy się zarówno do osób, które w przeszłości zetknęły się z Sykulskim, jak i bezpośrednio do niego. Inicjator Polskiego Ruchu Antywojennego nie unikał rozmowy z Interią. Analityk Lecha Kaczyńskiego Leszek Sykulski zapewnia nas, że nie ma nic do ukrycia. Jak mówi, do kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego trafił pod koniec stycznia 2006 r. jako "bardzo młody chłopak". Miał wówczas 24 lata. - Rekomendację otrzymałem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, tam dałem się poznać ze względu na działalność społeczną. Wtedy dostałem telefon od administracji głowy państwa. Należałem do zespołu analiz bieżących, którym kierowała pani Małgorzata Bochenek, ówczesna podsekretarz stanu - przekazał. Informacje o współpracy z prezydencką minister potwierdziło nam kilka osób. Zarówno tych, którzy pracowali wówczas w Kancelarii Prezydenta RP jak i związanych ze służbami specjalnymi. W opinii naszych rozmówców "telefon od administracji głowy państwa" jest jednak wysoce wątpliwy. Kolejne rozbieżności pojawiają się, kiedy sprawdzamy słowa Leszka Sykulskiego dotyczące okoliczności rozpoczęcia jego pracy w Kancelarii Prezydenta: - Lech Kaczyński przeprowadzał rozmowy kwalifikacyjne ze wszystkimi przyszłymi członkami zespołu (analiz bieżących - red.). Nie utrzymywaliśmy zażyłych, prywatnych relacji. Mieliśmy średnio dwie, trzy rozmowy z prezydentem i całym zespołem w ciągu roku - opowiada nam szef Polskiego Towarzystwa Geostrategicznego. Chociaż wielokrotnie próbowaliśmy się skontaktować w sprawie Sykulskiego bezpośrednio z Małgorzatą Bochenek, nie odbierała telefonu, ani nie odpisywała na SMS-y. Prowadzi obecnie blog podróżniczy i wycofała się z polityki. Udało nam się jednak dotrzeć do jednego z bliskich współpracowników Lecha Kaczyńskiego. Warunek rozmowy był jeden: zachowanie anonimowości. - Opowieść o osobistym przyjęciu Leszka Sykulskiego przez Lecha Kaczyńskiego to jakaś piramidalna bzdura. Może jeszcze witał go chlebem i solą? Na pewno takich rozmów prezydenta (z szeregowymi pracownikami - red.) nie było. Rozmawiał tylko z ministrami przyjmowanymi do pracy - zdradza nasze źródło z otoczenia tragicznie zmarłego prezydenta. - Jedyną osobą, z którą dyskutował przed przyjęciem do pracy Lech Kaczyński, był Mariusz Handzlik, który miał zostać dyrektorem biura spraw zagranicznych. Tylko to było jedno z najważniejszych biur w tamtym czasie. A Handzlik został później ministrem - usłyszeliśmy. Nasz rozmówca podaje również w wątpliwość opowieści geoanalityka o samej działalności zespołu analiz bieżących Małgorzaty Bochenek. - Zakres zadań przekraczał sprawy bieżące, prasówkę. Wszyscy musieli mieć dostęp do informacji niejawnych, klauzuli ściśle tajne. Naszym zadaniem było streszczanie materiałów, które służby przesyłały do kancelarii prezydenta. Lech Kaczyński nie miał czasu, żeby czytać sterty dokumentów, więc dostawał od nas brief - opowiada Sykulski. Wysoki urzędnik z otoczenia Lecha Kaczyńskiego: - Dział analiz bieżących to gazety, notatki. Informacje niejawne dostają ludzie z rozdzielnika. Była to pani minister Małgorzata Bochenek, a nie jej pracownik, analityk czy sekretarka. Pragmatyka urzędu jest jasna - słyszymy. Sam Sykulski mówi nam, że już w czasach pracy dla Kancelarii Prezydenta nie ukrywał swojego zdania względem polityki prezydenta i stosunków z Rosją. - W swoich raportach zwracałem uwagę Lechowi Kaczyńskiemu. Pisałem, że machanie szabelką, dokładnie to, co zrobił w Tbilisi, zemści się na Polsce - usłyszeliśmy. - To się nie podobało, jednak prezydent nie chciał mieć wokół siebie potakiwaczy, tylko porządne analizy, zaufany zespół. Zwracałem uwagę na groźbę destabilizację Europy Wschodniej - dodaje. "Chciał się zatrudnić w SKW" Faktem jest, że Leszek Sykulski pracował w komisji weryfikacyjnej ds. WSI, którą kierował bezpośrednio Antoni Macierewicz. Dlaczego tam trafił? Najpierw oddajmy głos inicjatorowi Polskiego Ruchu Antywojennego. - Dla Lecha Kaczyńskiego było istotne, żeby mieć swoich ludzi w trakcie tworzenia nowych służb: SKW i SWW. Byłem protokolantem jednego zespołu. To żadna tajemnica, że współpracowałem wówczas z Piotrem Bączkiem, późniejszym szefem SKW - opowiada Sykulski. - Weryfikowaliśmy kontrwywiad, zajmowaliśmy się m.in. nielegalnym handlem bronią. Pracowałem przez półtora roku, po czym prezydent mnie odwołał i delegował do dalszych działań analitycznych. Zajmowałem się przetwarzaniem informacji niejawnych, ale już w samej Kancelarii Prezydenta - twierdzi. Piotr Bączek, bliski współpracownik Antoniego Macierewicza i były szef SKW, który zasiadał w tej samej komisji co Sykulski, przyznaje, że analityk, podobnie jak kilka innych osób z Kancelarii Prezydenta RP, trafił do gremium "z racji umocowania w strukturach urzędu prezydenckiego". - O ile pamiętam, Sykulski posiadał poświadczenie bezpieczeństwa wydane przez ABW. Nie mogę opowiedzieć o samych pracach komisji weryfikacyjnej ds. WSI, bo są objęte niejawnością. Jednak faktem jest, że w kilku podzespołach braliśmy udział wspólnie. Ale trudno mówić, że współpracowaliśmy ze sobą - powiedział Interii Bączek. Były szef służb specjalnych wspomina też o incydencie dotyczącym Sykulskiego. - Na przełomie lat 2006-2007, nie pamiętam dokładnie daty, Sykulski zniknął na kilka miesięcy z pracy. Powrócił w drugiej połowie 2007 r. - opowiada nam Bączek. - Chciał się zatrudnić w SKW, ale ze względu na zmiany polityczne do niczego takiego nie doszło. Później mój kontakt z nim całkowicie się urwał. Chcę też podkreślić, że Leszek Sykulski nigdy nie pracował, ani nie współpracował z SKW, kiedy byłem szefem - zarzeka się. W rozmowie z Interią Sykulski nie wspominał o swoim zniknięciu czy chęci współpracy z kontrwywiadem wojskowym. Prace komisji weryfikacyjnej ds. WSI określił jako "bardzo nieprofesjonalne". - Wiem, że wielu jej członków składało później obszerne zeznania w prokuraturze, która zajmowała się wyciekiem informacji niejawnych z komisji. Problem był duży, jeśli chodzi o ludzi z zewnątrz - przekazał Interii Sykulski. - Różne dziennikarki, jak Dorota Kania, wchodziły do strefy przetwarzania informacji niejawnych, gdzie nie powinno ich być. Komisja była dość słabo przygotowana, bo nie było na to czasu - usłyszeliśmy. Dorota Kania to obecnie redaktor naczelna Polska Press, grupy wydawniczej, która od 2021 r. należy do państwowego PKN Orlen. W przeszłości publikowała m.in. w "Super Expressie", "Wprost" czy "Życiu Warszawy". W swoich materiałach wielokrotnie podejmowała tematy służb specjalnych. Jak odnosi się do zarzutów Leszka Sykulskiego? - Nigdy nie wchodziłam do strefy informacji niejawnych, to kompletna bzdura. Nie mam pojęcia, o czym opowiada Leszek Sykulski. Co ważne, kiedy razem z innymi dziennikarzami opisywaliśmy działalność komisji weryfikacyjnej ds. WSI, nie wiedzieliśmy, kto jest jej członkiem - mówi Interii Kania. - Te informacje przez dłuższy czas były utajnione. Wiedzieliśmy jedynie, że przewodniczącym jest ówczesny wiceminister obrony narodowej, Antoni Macierewicz - dodaje. "Podawał, że skopiował dane" Sławomir Cenckiewicz, przewodniczący Komisji ds. Likwidacji WSI, a obecnie szef Wojskowego Biura Historycznego mówi Interii, że nie przypomina sobie Leszka Sykulskiego. - Wydawało mi się, że w ogóle nie podjął działalności w komisji weryfikacyjnej ds. WSI, ale potem powoływał się na kontakty i współpracę z kolegami z tego gremium - mówi nam historyk, który na bieżąco śledzi internetowe publikacje lidera Polskiego Ruchu Antywojennego. - Kiedyś na swoim blogu opowiadał, jak nabrał przekonania o tym, że proces likwidacji WSI był czymś w rodzaju amerykańskiej hucpy, której celem jest zniszczenie polskich służb. Trzeba byłoby aktywność Sykulskiego zweryfikować, zaglądając do dokumentów komisji - dodaje. Leszek Sykulski: - Sławomir Cenckiewicz nie może wiedzieć, ile razy byłem na posiedzeniach komisji weryfikacyjnej ds. WSI. Nie miał tam wstępu, to była druga strefa, jeśli chodzi o materiały kwalifikowane, niejawne - usłyszeliśmy. - Komisje były trzy: weryfikacyjna z Antonim Macierewiczem, likwidacyjna kierowana przez Sławomira Cenckiewicza i kwalifikacyjna, której szefem był Andrzej Kowarski z ABW. To zaufany człowiek Macierewicza - opowiada. Nie ulega jednak wątpliwości, że ze względu na pracę dla komisji weryfikacyjnej były analityk Lecha Kaczyńskiego posiadał dostęp do wrażliwych danych wywiadu wojskowego. W rozmowie z Interią zwraca na to uwagę płk Maciej Matysiak, były oficer WSI z Fundacji Stratpoints. - Praca Sykulskiego w Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI polegała na tym, co praca innych. Spotykali się i decydowali, który z byłych oficerów ma otrzymać pozytywną weryfikację albo nie. Tym samym miał dostęp do pełnej dokumentacji komisji. Biorąc pod uwagę jego widoczną prorosyjskość, należy domniemywać, że te informacje zostały udostępnione stronie rosyjskiej - przekazał Interii Matysiak. Były oficer kontrwywiadu wojskowego uważa, że Sykulski mógł przekazać wrażliwe dane "komukolwiek, kto był nimi zainteresowany". - Na Telegramie czy innym portalu pojawiły się informacje dotyczące jego maili czy korespondencji z innymi osobami, gdzie podawał, że skopiował jakieś dane. Że je przesłał, szyfrował. To informacja powszechnie dostępna. Więc kontekst analityczny w stosunku do Leszka Sykulskiego bardzo podaje w wątpliwość jego działanie w interesie Polski - mówi Matysiak. Rozmówca Interii z Fundacji Stratpoints zwraca również uwagę, że prezes Polskiego Towarzystwa Geostrategicznego jeździ do Moskwy. Spotykał się tam m.in. z Aleksandrem Duginem nazywanym najbardziej wpływowym ideologiem Kremla. Co na to Sykulski? Powiedział nam, że jako naukowiec badający rosyjską myśl geopolityczną byłby "nieprofesjonalny", gdyby nie próbował dotrzeć do Dugina. - Do stolicy Rosji poleciałem w ramach wymiany, którą podpisał Uniwersytet Jana Długosza w Częstochowie z Uniwersytetem Pedagogicznym w Moskwie. Jeżeli Aleksander Dugin jest wrogo nastawiony wobec Polski, powinniśmy zebrać jak najwięcej informacji na jego temat - opowiada Sykulski. - Nie jestem optymistycznie nastawiony do Dugina, nie wierzę w jego zapewnienia o miłości do Polski. Wręcz odwrotnie, uważam, że jego myśl jest dla naszego kraju niebezpieczna - dodaje. Jak przekazał nam Leszek Sykulski, jeszcze jako student miał poglądy "piłsudczykowskie" i "romantyczne". Wszystko miało się zmienić po lekturze "klasyków geopolityki". - Obecnie moja postawa, działalność czy narracja musi budzić kontrowersje, bo jest sprzeczna z oficjalną linią rządu - uważa Sykulski. Jakub Szczepański