Czerwińska przyznała: "nikt z nas nie jest święty, każdy ma coś za uszami, i Wielicki (kierownik wyprawy - przyp. red.) i ja również, ale są jakieś granice. Jeżeli decydujesz się być w zespole, którym ktoś dowodzi, to powinieneś podporządkować się decyzjom szefa, a przede wszystkim mieć na uwadze kolegów, mających tak samo jak ty, ten sam cel. Zespół musi działać jak jeden mechanizm, w którym efekty działań jednostki przekładają się na rezultaty pracy całej grupy" - podkreśliła w rozmowie z PAP pierwsza Polka, która zdobyła Koronę Ziemi (wszystkie najwyższe szczyty każdego kontynentu). Jej zdaniem niekoleżeńska i mało odpowiedzialna decyzja Urubki, który bez uzgodnienia z kierownikiem wyprawy ruszył samotnie w górę, jest dla niej niezrozumiała, tym bardziej, że jest... żołnierzem i wie, jakie są konsekwencje niepodporządkowania się poleceniom dowódcy. "W głowie mi się nie mieści" "Dziwię się bardzo, bo przecież Denis nie jest początkującym alpinistą. W głowie mi się nie mieści, że tak bardzo doświadczony wspinacz podejmuje tak ogromne ryzyko. W dodatku nie bierze jeszcze ze sobą radiotelefonu, wiedząc z prognoz, jak trudne warunki panują na wysokości powyżej 7000 metrów, co potem po zejściu do bazy potwierdził, że był silny wiatr, dużo śniegu, zero widoczności. Taka postawa nie jest normalna, owładnęła nim jakaś obsesja z tym końcem zimy 28 lutego" - powiedziała Czerwińska. Czerwińska dopiero co wróciła z Ameryki Południowej, gdzie wspinała się w Andach Środkowych na Ojos del Salado (6893 m), najwyższy wulkan na Ziemi (drzemiący). Wybitna alpinistka, mająca tytuł doktora nauk farmaceutycznych, przygotowuje się bowiem do kolejnego wyzwania. W październiku ma dowodzić jedną z 20 grup, które w ramach projektu Polskie Himalaje 2018 wspinać się będą do bazy pod Mount Everestem. Zapytana, jak by zareagowała, gdyby jakiś uczestnik samowolnie, bez uzgodnienia z nią, zaczął realizować swoje cele? "Nie wyobrażam sobie, aby ktoś nagle opuścił grupę i sobie gdzieś poszedł, bo ma takie fanaberie. Rozumiem podtekst tego pytania, co bym zrobiła na miejscu Wielickiego. Po zejściu Urubki do bazy postawiłabym na dyskusję w zespole i głosowanie, jaką podjąć decyzję. Natomiast gdybym wyczaiła, że Denis szykuje się do wyjścia w górę, kazałabym jemu napisać oświadczenie, że idzie na własne ryzyko" - odpowiedziała warszawianka. Jak wyjawiła, nie jest sama "taka czysta", podając za przykład swoją niesforność z roku 1986, w którym to w wyprawie mającej dokonać pierwszego przejścia filarem południowym K2 (8611 m), tzw. Magic Line, dotarła do wysokości 8200 m. Wtedy to wspólnie z Dobrosławą Miodowicz-Wolf (dla przyjaciół - Mrówka) odmówiły napisania oświadczenia o przejściu do innej ekspedycji, jakiego zażądał kierownik Janusz Majer, który obecnie jest szefem komitetu organizacyjnego narodowej wyprawy na K2. Urodzona 10 lipca 1949 roku w Warszawie Czerwińska przyznała, że w swej karierze osiągnęła wiele, ale kończyć ją będzie z wielkim niedosytem "tak jak sportowiec, który ma medale ze wszystkich możliwych zawodów, jednak nie ma tego najważniejszego - olimpijskiego złota". "Moim marzeniem, ba, moją obsesją stała się najpiękniejsza według mnie góra Ziemi jaką jest K2, którą próbowałam zdobyć w czterech próbach - w latach 1982 (z Wandą Rutkiewicz), 1984 (cztery baby w składzie z Mrówką), 1986 z Leszkiem Cichym i Darkiem Załuskim oraz w 2010 z Bogusławem Ogrodnikiem" - wyliczyła. Przyznała też, że kilkakrotnie otarła się o śmierć, a jednym z tych, który podał jej rękę był... Urubko. "Denis twierdzi, że uratował mi życie na Lhotse (8516 m) w 2001 roku, chociaż wydawało mi się wtedy, że zeszłabym do namiotu o własnych siłach, mimo ogromnego zmęczenia, wyczerpania. On się zerwał, widząc w jakim jestem stanie, no i faktycznie mi pomógł. Potem była balanga, że się wszystko dobrze skończyło, a z pierwszego spotkania z Denisem mam bardzo dobre wspomnienia, był przesympatyczny" - wspomniała zdobywczyni sześciu ośmiotysięczników. Kierownik wyprawy o zachowaniu Urubki "Denis ze mną nie rozmawiał, nie przeprosił i nie podał ręki. No cóż, jakoś to muszę przeboleć, bo przecież to ja zaprosiłem go do naszej ekipy. Jutro, czyli w środę, ma opuścić bazę, w której są już wszyscy koledzy. Warunki na górze nie pozwalają na jakąkolwiek działalność. Musimy czekać na poprawę pogody" - powiedział Wielicki w komentarzu do decyzji Urubki. Urubko komentuje Przypomnijmy, że Denis Urubko zdecydował się na samotną wspinaczkę na szczyt K2. Skłoniło go do tego przekonanie, że zima kończy się ostatniego dnia lutego. W marcu 2015 roku Urubko, mający w dorobku m.in. dwa zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stwierdził, że zima w Himalajach i Karakorum to okres od 1 grudnia do końca lutego. Według niego takie założenia spełnia jedynie okres zimy meteorologicznej. 9 lutego 2009 roku wraz z włoskim alpinistą Simone Moro zdobył Makalu (8481 m), a 2 lutego 2011 - Gaszerbrum II (8035 m) razem z Moro i amerykańskim wspinaczem Corym Richardsem. Teraz przyznał, że musiał podjąć decyzję o ataku szczytowym, bo bez tego byłby wściekły i nieusatysfakcjonowany. Ocenił też, że w górze panowały bardzo złe warunki, a jego posunięcie było wielce ryzykowne. Po nieudanej próbie ataku wrócił do bazy i zdecydował o rezygnacji z dalszego udziału w wyprawie na K2.