Sondaż prawdę podpowie
Zarówno politycy, jak i wyborcy deklarują zwykle, że nie wierzą sondażom. Ale nie da się ukryć, że wpływają one na ich decyzje. Tym bardziej, że przed wyborami sondaże zaczynają wyrastać jak grzyby po deszczu.
Rozbieżności między nimi, nawet jeśli wyniki są publikowane tego samego dnia, bywają nieraz podejrzanie duże.
Sondażowy zawrót głowy
Dla przykładu 23 czerwca "Gazeta Wyborcza" obwieściła, że po raz pierwszy od tygodni Platforma Obywatelska wysunęła się przed Prawo i Sprawiedliwość. Według badania PBS, przytoczonego przez "GW", PO osiągnęło 26 proc, a na PiS chciało głosować 24 proc. wyborców.
Zaledwie kilka godzin później IPSOS opublikował wyniki swojego sondażu, który wskazywał, że lider się nie zmienił i że gdyby wybory odbywały się w czerwcu na pierwszym miejscu znalazłoby się tak jak w poprzednich miesiącach PiS z poparciem na poziomie 21 proc., a na drugim PO, na którą zagłosowałoby 20 proc. wyborców.
Rozbieżność wyników PiS między dwoma opublikowanymi tego samego dnia sondażami wynosi więc 3 proc., a rezultatów PO - aż 6 proc. Największa jednak - ze względu na efekt psychologiczny - różnica jest taka, że inny jest lider obu badań. A to właśnie na lidera, nie zaś na dokładne wyniki procentowe, opinia publiczna zwraca największą uwagę.
Efekt psychologiczny
Dlaczego ogłoszenie, że ktoś prowadzi, może mieć takie znaczenie, przekonaliśmy się kilka dni temu na przykładzie Włodzimierza Cimoszewicza. 26 czerwca ogłoszono wyniki sondażu Pentora przeprowadzonego dla Polskiego Radia w dniach 21 i 22 czerwca, z którego wynikało, że marszałek Sejmu został liderem w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Cimoszewicz miał według Pentora 22,3 procent poparcia, Lech Kaczyński 19 proc., a Zbigniew Religa - 16 proc.
Wyniki te jako sensacyjne obwieszczono we wszystkich mediach. Następnego zaś dnia sondaż prezydencki na zlecenie TVP przeprowadził OBOP. I okazało się, że według tego badania Cimoszewicz ma już 27,1 proc. poparcia, Religa - 18,7 proc., a Kaczyński - 16,8 proc. Tym samym przewaga Cimoszewicza nad drugim w rankingu kandydatem nazajutrz po ogłoszeniu go liderem sondaży wzrosła z 3,3 do 8,4 proc.!
Sondaże działają bowiem nieraz na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Jeśli ktoś ogłoszony zostanie liderem w jednym z nich, zyskuje też w innych badaniach. Najlepszy to dowód na to, że sondaże nie tylko badają opinię publiczną, lecz także ją współtworzą.
Kuszenie Cimoszewicza
Sondaże wpływają też na decyzje polityczne. Pokazał to dobitnie właśnie przykład Cimoszewicza. Marszałek Sejmu dłuższy czas krygował się co do swego ewentualnego startu w wyborach, zaś ogłaszając we wtorek decyzję o kandydowaniu nie ukrywał, że wpływ na nią miały "niezliczone głosy Polaków", wyrażone m. in. w opublikowanych w niedzielę i poniedziałek sondażach.
"Nasza teoria jest taka, że Cimoszewicz zapowiedział, iż nie będzie już bawił się w politykę; został więc uznany przez społeczeństwo za człowieka 'spoza układu' i dlatego ludzie chcą na niego głosować" - skomentowała dla "Metropolu" nagły wzrost popularności Cimoszewicza Marlena Huszczak z Pentora. A kiedy okazało się, że jest poparcie, marszałek mógł obwieścić, że kandyduje.
Sondaży nie lubią ani politycy...
Dla polityków sondaże to termometr, którym mierzą temperaturę społeczną. Od wyników sondażowych partie uzależniają swoją politykę. Komentatorzy naszej sceny politycznej zwracają na przykład uwagę, że ostatnie zaostrzenie retoryki PO, zwłaszcza w stosunku do PiS, jest efektem zepchnięcia Platformy na drugie miejsce przez partię Kaczyńskich.
Nic więc dziwnego, że kilka razy w miesiącu - kiedy publikowane są kolejne sondaże - ostatni ranking staje się w partiach tematem dnia. Jednak - jak pisze "Gazeta Wyborcza" - większość polityków sondaże raczej uwierają, niezależnie od zajmowanego w nich miejsca.
Dziennik pisze, że niedawno prezes PiS Jarosław Kaczyński poprosił Centrum im. Adama Smitha, by po wyborach sprawdziło trafność sondaży wszystkich ośrodków badawczych, "bo są duże rozbieżności". Samoobrona z kolei twierdzi, że w tradycyjne sondaże, w których idzie jej przeciętnie, nie wierzy. Dlatego założyła Centrum Analiz Wyborczych, którym kieruje szara eminencja w partii Andrzeja Leppera Janusz Maksymiuk. Wyniki znakomite, Samoobrona nokautuje konkurencję, Lepper zostaje prezydentem.
Natomiast Liga Polskich Rodzin - jak zauważa "GW" - gdy w badaniach wypada dobrze, chwali się na swojej stronie internetowej, kiedy źle - krzyczy, że ją oszukują. "Wyborcza" pisała niedawno, że Roman Giertych groził nawet dziennikarzowi "Wiadomości " TVP po tym, jak w programie podano, że Maciej Giertych ma tylko 2 proc. w sondażu kandydatów na prezydenta. Lider LPR miał pretensję, że "Wiadomości" nie podały wyników sondażu PGB, wedle którego Maciej Giertych mógłby liczyć aż na 9 proc. poparcia.
Jednak na wyniki PGB powołują się głównie prawicowe partie, bo też prawica w sondażach PGB zawsze wypada lepiej niż w badaniach Pentora, CBOS, OBOP czy PBS. Dla przykładu w ostatnim badaniu PGB, przeprowadzonym w dniach 24-27 czerwca, a więc mniej więcej w tym czasie, co przytoczone wyżej badania Pentora i OBOP, Cimoszewicz może liczyć na poparcie tylko 13 proc. wyborców, zaś Kaczyński - aż 23 proc.
... ani wyborcy
Wyborcy oficjalnie najczęściej deklarują, że sondaże ich nie obchodzą albo że im nie ufają. Na stronach Serwisu Fakty zapytaliśmy wczoraj internautów, czy wierzą sondażom przedwyborczym. Po oddaniu tysiąca głosów wyniki były następujące: "Tak, pomagają mi w podjęciu decyzji" odpowiedziało 8 proc. ankietowanych, a "Nie, bo manipulują opinią publiczną" - aż 80 proc. 12 proc. internautów stwierdziło, że sondaże ich nie interesują.
Także w komentarzach internautów na forach dyskusyjnych pod informacjami o wynikach kolejnych sondaży przeważają wypowiedzi, że badania te są tendencyjne, a wszystko zależy od tego, kto kogo i jak pyta, a nieraz i na czyje zlecenie to robi.
A jednak mimo tej deklarowanej niechęci do sondaży mają one niewątpliwy wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Oczywiście, nikt o zdecydowanych poglądach, nie zmieni sympatii tylko ze względu na to, że jego partia czy faworyt mają kiepskie wyniki w sondażach. Ale ludzi o wyrazistych poglądach jest stosunkowo niewielu, zaś o wynikach wyborów decydują najczęściej głosy tych, którzy wahają się do ostatniej chwili. A niezdecydowanym zawsze najłatwiej jest zagłosować na faworyta, którego wskazują przedwyborcze sondaże.