Protokoły mędrców FSB
Ostatnio Polacy mogli po raz kolejny zapoznać się z działalnością rosyjskich służb specjalnych. Wbrew pozorom nie chodzi o żadną aferę szpiegowską. Raczej o działalność twórczą.
Rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego włączyła się bowiem aktywnie w tworzenie antypolskiej polityki historycznej. Najpierw 31 sierpnia, w przeddzień rocznicowych uroczystości na Westerplatte, 1 kanał rosyjskiej telewizji wyemitował film oparty na pochodzących z archiwów SWZ dokumentach, które jakoby miały udowodnić polsko-hitlerowskie knowania przeciw ZSRR. Niestety, zamiast oryginalnych polskich archiwaliów pokazano tylko jakieś rosyjskie tłumaczenia.
Niewiele więcej znalazło się w zaprezentowanej 1 września przez emerytowanego generała wywiadu Lwa Sockowa książce pt. "Sekrety polityki polskiej. Zbiór dokumentów 1935-1945". Znów jedynym "kwitem" na Warszawę okazał się pozbawiony daty "meldunek agenturalny" przysłany do NKWD przez "poważne polskie źródło". Informator miał rzekomo czytać tajny polsko-niemiecki protokół i z pamięci cytował jego treść głoszącą, że "w przypadku pośredniego lub bezpośredniego napadu na Niemcy Polska zobowiązuje się zachować neutralność". Słaby dowód na antysowieckie spiski.
W cieniu służb
Niemniej informacja o przyczynieniu się II RP do wybuchu II wojny poszła w świat. Zachód, co prawda, jej nie łyknął, ale rosyjscy współobywatele na pewno. Podobnie jak sto lat wcześniej łyknęli wyprodukowane przez carską Ochranę "Protokoły mędrców Syjonu". Tam też fałszerstwa były oczywiste, a przecież nawet dzisiaj znajdą się ludzie gotowi w nie uwierzyć. Dlatego nie lekceważyłabym historiotwórczej działalności rosyjskich służb specjalnych, podobnie jak wszelkich innych ich działań. W części zresztą opartych na dobrych, starych wzorach.
Carską Ochranę oskarżano swego czasu o to, że próbując infiltrować środowiska rewolucyjne, sama dopuszczała się prowokacji i aktów terroru. Tutaj także znalazłyby się pewne analogie z obecnymi rosyjskimi spec-służbami. Z jednym wyjątkiem - car nie był pracownikiem Ochrany.
Co więcej, jak twierdzą zgodnie eksperci, nawet w czasach radzieckich KGB nie miało takiego wpływu na radziecką politykę, jak teraźniejsze rosyjskie służby na obecną politykę Kremla. Takiego zdania jest m.in. prof. Olga Krysztanowska, szefowa Ośrodka Badań Elit Rosyjskiej Akademii Nauk utrzymująca, że podczas gdy w ZSRR partia komunistyczna hamowała działania KGB, dzisiejsze rosyjskie służby specjalne mają do dyspozycji cały aparat państwowy.
Nic dziwnego. Z przeprowadzonych trzy lata temu przez prof. Krysztanowską badań wynika, że niemal 80 proc. osób należących do politycznej elity kraju jest, ewentualnie było, związanych ze służbami lub armią (notabene niedawno profesor Krysztanowska wstąpiła do prokremlowskiej partii "Jedna Rosja", legitymację wręczał jej sam Władimir Putin).
Trochę historii
W listopadzie 1991 r. po tzw. puczu Janajewa, który miał zapobiec demokratycznym zmianom w ZSRR, a w którym uczestniczył m.in. szef KGB gen. Kruczkow, Borys Jelcyn zlikwidował Komitet Bezpieczeństwa Państwowego. Słynny w całym bloku wschodnim KGB. W jego miejsce powołano Ministerstwo Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, w skład którego wchodziły: Federalna Agencja Bezpieczeństwa oraz Służba Wywiadu Zagranicznego. Dwa lata później resort rozwiązano, a Federalną Agencję Bezpieczeństwa przemianowano na samodzielną Federalną Służbę Kontrwywiadowczą (FSK). Wreszcie w 1995 roku ustawa o organach Federalnej Służby Bezpieczeństwa zamieniła FSK w obecne FSB, czyli Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Służba Wywiadu Zagranicznego pozostała w niezmienionej postaci.
Warto przy tym zauważyć, że każda z wymienionych zmian znacząco zwiększała kompetencje, czyli wzmacniała służby specjalne, czyniąc z nich ostatecznie potężną siłę. Instytucję, która jak twierdzą niektórzy, zaczyna rozdawać w Rosji karty.
Teraźniejszość
Swego czasu Władimir Putin doszedł do władzy m.in. pod hasłami walki z terroryzmem. Wszyscy pamiętają jego słynną obietnicę tropienia terrorystów w wychodkach.
Rok po objęciu przez Władimira Władimirowicza prezydentury na zachodzie opublikowano książkę pt. "Wysadzić Rosję". Jej autorzy - mieszkający w USA historyk i publicysta Jurij Felsztyński oraz były wysoki oficer FSB Aleksandr Litwinenko - oskarżali spec-służby o dokonanie w 1999 roku zamachów bombowych na budynki mieszkalne w trzech rosyjskich miastach. Miało to sprowokować II wojnę czeczeńską i w rezultacie zwiększyć popularność Putina w zbliżających się wyborach.
FSB oczywiście wszystkiemu zaprzeczyła, sprzedaż książki została jednak w Rosyjskiej Federacji zakazana, a Litwinenko w 2006 roku zmarł w tajemniczych okolicznościach otruty radioaktywnym polonem.
Miało to miejsce w Wielkiej Brytanii i dla wielu ekspertów stanowiło dobitny dowód na skuteczną działalność rosyjskich spec-służb także za granicą. Inna sprawa, że według tych samych znawców tematu po objęciu fotela prezydenckiego przez Dmitrija Miedwiediewa rosyjskie służby raczej rezygnują z tego typu zagranicznych "brudnych akcji" na rzecz bardziej subtelnych gier, w tym gospodarczych.
Niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji rok temu uznał Rosję za jedno z głównych państw prowadzących szpiegostwa przemysłowe na ogromną skalę. Chodzi nie tylko o nowoczesne technologie. Znawcy przypuszczają, że w najbliższym czasie działania rosyjskiego wywiadu będą skupiały się np. na umocnieniu obecności rosyjskich firm na rynkach zagranicznych, szczególnie w sektorze gazowym.
Sytuację ułatwia fakt, że największe rosyjskie koncerny energetyczne, takie jak Gazprom czy Rosneft, od kilku lat są istotnym narzędziem służącym do umacniania rosyjskich wpływów. Narzędziem często zresztą bezpośrednio przez ludzi spec-służb zarządzanym, tak jak np. ma to miejsce w wypadku koncernu Rosneft, którego szefem jest były generał KGB Igor Seczin.
To akurat są działania dosyć łatwe do przewidzenia i względnie zrozumiałe. Natomiast od kilku tygodni analitycy zastanawiają się, jak wytłumaczyć tajemniczą historię okrętu "Arctic Sea". Maltański frachtowiec z rosyjską załogą, który jakoby przewoził drewno, zaginął tuż po wyjściu z fińskiego portu i odnalazł się po 3 tygodniach. Rosjanie twierdzili, iż porwali go piraci, eksperci zaprzeczają tej wersji, utrzymując, że nikt przy zdrowych zmysłach nie porywałby statku z tak mizerną zawartością, w dodatku na często używanym szlaku morskim. Z kolei hipotezę, że okręt nielegalnie przewoził rosyjską broń do Iranu nieco osłabia miejsce porwania. Morze Kaspijskie jest do takich wypraw zdecydowanie wygodniejsze i w dodatku mniej kontrolowane przez siły międzynarodowe niż Bałtyk.
Podejrzenie pada na rosyjskie spec-służby, tylko cel akcji pozostaje zagadką. Czyżby chodziło o udowodnienie, że Bałtyk nie jest bezpieczny i że powinna lepiej kontrolować go rosyjska flota?
To tylko domysły. Pewny natomiast jest stale rosnący wpływ spec-służb na rosyjską politykę. I tę zagraniczną, i tę wewnętrzną. Właściwie doszliśmy do sytuacji, kiedy nie bardzo wiadomo, kto naprawdę rządzi Rosją - Kreml czy też służby specjalne? A może obie te siły są tak powiązane, że trudno powiedzieć, czy to jeszcze kot macha ogonem, czy już ogon kotem?
Faktem jest, że na specjalnym dorocznym posiedzeniu kolegium FSB prezydent Miedwiediew oprócz nakazu zwiększenia ogólnej kontroli, powierzył służbom nadzór nad sposobem realizacji przez administrację państwową rządowego programu antykryzysowego. To oznacza bezpośredni udział FSB w zarządzaniu państwem, w podejmowaniu decyzji o sposobie podziału środków finansowych. Posunięcie Miedwiediewa można zrozumieć. W obliczu pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego władze chcą wzmocnić siły, które mogą im zagwarantować utrzymanie wewnętrznego spokoju i stabilności państwa. Konsekwencją jest jednak pogłębiające się uzależnienie rosyjskich elit politycznych od spec-służb, a także armii. Z kolei rezultatem tego - jak zauważa ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich Marek Menkiszak - będzie najprawdopodobniej gwałtowny wzrost represyjności państwa wobec obywateli.
Natomiast jeżeli idzie o politykę zagraniczną należy liczyć się z dalszym zaostrzeniem relacji Federacji Rosyjskiej z sąsiadami (w pierwszej kolejności z Gruzją i Ukrainą), aż do wybuchu lokalnego konfliktu zbrojnego włącznie. W tym drugim przypadku wróg zewnętrzny będzie władzom Federacji Rosyjskiej niezbędny dla odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych.
Można śmiać się z ciężkiej historiozoficznej pracy rosyjskich Jamesów Bondów, całość zjawiska jednak wcale do śmiechu nie nastraja.
Maria Przełomiec