Konrad Piasecki: Brać tą najnowszą ofertę, czy walczyć dalej? Jacek Protasiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego: - Warto walczyć dalej i myślę, że po to potrzebne było między innymi premierowi te kilkanaście godzin, żeby ustalić taktykę negocjacyjną, ale też ta walka musi być rozsądna. Ale jak słyszę głos Janusza Lewandowskiego zmęczony i w dodatku słyszę jak mówi: jak przywódcy tej propozycji nie przyjmą, to będzie źle, może lepiej brać i przestać walczyć? - Walka zawsze się opłaca. Pytanie czy nie "przewalczyć" się? - No właśnie, bo trzeba znać tą granicę rozsądku, gdzie można samemu sobie sporządzić kija samobija, czyli będzie się wymachiwać tą maczugą na przykład weta i wtedy zacznie nas bić po plecach. Jakieś nocne czy poranne odgłosy, które do pana docierały wskazywałyby na to, że my powoli przestajemy walczyć i polska delegacja jest w stanie zaakceptować te najnowsze propozycje, które leżą na stole? - My ciągle się obracamy w granicach tego co sobie założyliśmy jako cel. 300 miliardów? - Tak jest, 300 miliardów. To jest rzeczywiście kwestia może jednego miliarda euro, czyli 4 naszych w tę i we w tę. Ale warto być zakładnikiem tych 300 miliardów? Ten spór z naszej perspektywy toczy się, czy 296,7 czy może 300,2. Może skoro to jest miliard lub mniej niż miliard złotych rocznie w tej perspektywie, to lepiej brać co dają i się cieszyć? - Mamy przesłuchy właśnie z porannych analiz dokumentów, że nie wszystko zostało jeszcze odkryte przez Van Rompuya, przewodniczącego rady, w zakresie funduszy na obszary wiejskie. Tam też są fundusze na inwestycje, nie tylko na dopłaty bezpośrednie, ale na inwestycje i one również spełniają tę rolę, co fundusze strukturalne. To może być ten skalp, który Tusk pokaże i powie: dobra, tam wywalczyliśmy 296, ale tu mamy jeszcze 10 miliardów złotych, razem jest 307 - sukces. Ja jestem królem. - Tu nie chodzi o skalp, bo jesteśmy w Europie, a nie w indiańskiej Ameryce przedkolumbijskiej. Ale na pewno ta suma 300 miliardów będzie zachowana. Myślę, że taki będzie wynik negocjacji, że będzie można spokojnie powiedzieć Polakom: Mamy na inwestycje 300 miliardów złotych więcej. Mądrze je wykorzystamy, bo one dają nam poduszkę osłonową przed skutkami kryzysu. A pan jako były szef kampanii wyborczej nie ma wyrzutów sumienia? - Patrząc na wynik, na rezultaty dla Polski - nie. A nie ma pan poczucia, że Tusk stał się zakładnikiem - że zacytuję dzisiejszego komisarza Lewandowskiego - "durnych klipów" z kampanii? - Nie stał się... No stał się właśnie, bo wie, że jak nie przywiezie 300 miliardów, wszyscy mu to wypomną, bo Protasiewicz kiedyś wymyślił: będziemy operować 300 miliardami i tym przekonamy Polaków do Tuska i do Platformy. - Dobra, biorę na siebie tę część odpowiedzialności, biję się w piersi. Może rzeczywiście zamiast konkretnej kwoty wystarczyło powiedzieć o skali... ...bo mówiliśmy o kwocie, Sikorski z Tuskiem mówili: Zdobędziemy więcej pieniędzy. No wstyd zdobyć mniej. - Ale nie będzie mniej. Będzie na pewno więcej, niż było w poprzedniej siedmiolatce - to po pierwsze. A analizując krótko raz jeszcze klip - chociaż do przeszłości nie chcę wracać - my nie mówiliśmy wyłącznie o funduszach na rozwój regionalny, ale na inwestycje, miejsca pracy, a w to wchodzą również pieniądze z tzw. drugiego filara polityki rolnej. Czyli te 10 miliardów z funduszu obszarów wiejskich - i to będzie te ponad 300 miliardów. Tylko że widać wyraźnie po tych negocjacjach, że naprawdę nie ma żadnego znaczenia, kto negocjuje. Czy by tam był dzisiaj Donald Tusk, czy Jarosław Kaczyński - to i tak miałby do czynienia z tym samym Cameronem, z tą samą Merkel, którzy tych pieniędzy dać nie chcą. - Ale proszę zwrócić uwagę, przypomnieć sobie, jak negocjował śp. prezydent Lech Kaczyński - i to obrazuje różnice w podejściu PiS-u i Platformy Obywatelskiej, bo albo się jedzie na szczyt, próbując znaleźć kompromis, bo się wierzy w Europę, albo jedzie się na szczyt z założeniem: Będziemy blokować, będziemy skupiać się na szczególe i będziemy grozić wetem, a to de facto jest na rękę takim eurosceptykom chociażby jak premier Cameron. Panie przewodniczący, ale czy się wierzy, czy się nie wierzy to i tak w końcu kończy się na pieniądzach i walce o nie. - Tak, to prawda. Natomiast jeśli dzisiaj - o czym mówi komisarz Lewandowski i to jest fakt - nie będzie kompromisu, to jest ogromne ryzyko, że na kolejne spotkanie w styczniu lub w lutym pieniądze będą jeszcze mniejsze. A jeszcze a propos prezesa Kaczyńskiego, to wyjątkowe macie wyczucie momentu z tym wnioskiem o Trybunał Stanu. - Ale też... Ciężki oddech. - Słowo się rzekło i kobyłka u płotu, trzeba być konsekwentnym w polityce, więc... No dobrze, ale tu negocjacje, Kaczyński dzwoni do Camerona, mówi: Tusku walcz, gramy o duże pieniądze - a wy wniosek o Trybunał Stanu! Kompletny absurd. - Oj, czy dzwonił do premiera Camerona, to nie wiem. Wiem, że napisał list, ale zdaje się, że niewiele osiągnął... Dzwoni, nie dzwoni, ale z tym Cameronem próbuje negocjować i dla Polski coś załatwiać. - Jak patrzę na to, jak zachowuje się PiS w Parlamencie Europejskim, to mam wrażenie, że to jest spektakl na użytek krajowy. Prezes Kaczyński opowiada, jak bardzo walczy o fundusze europejskie, a kiedy organizujemy spotkanie w Parlamencie Europejskim, czy to z panem ministrem Serafinem, czy jak ostatnio z inicjatywy kolegów z PJN-u, jak możemy się nawzajem wspierać, to PiS nie bierze w tym udziału. No dobrze. Walczy mniej czy walczy bardziej, ale w dniu szczytu europejskiego składać wniosek, a przynajmniej ogłaszać złożenie wniosku o Trybunał Stanu... Po co? Co i kogo podkusiło? - Ja rozmawiałem z przewodniczącym Grupińskim, to przecież zostało przed szczytem europejskim, czyli w poniedziałek bądź we wtorek. złożone, bowiem przyszedł... Wczoraj postanowił to ogłosić. - W zasadzie wczoraj, zdaje się, dziennikarze się dowiedzieli, bo to nie zostało ogłoszone na konferencji prasowej, ale wyciekło z kancelarii Sejmu. Zupełnie niepotrzebnie - zgadzam się - w tym dniu, ale proszę zauważyć... Pięć lat kokosicie się z tym wnioskiem, od siedmiu miesięcy on leży gotowy na stole i co? I teraz się pojawia? I premier nic o tym w dodatku nie wie? - Przez kilka miesięcy były zbierane również podpisy posłów, bo chodziło nie tylko o posłów ze strony Platformy Obywatelskiej, ale również posłów... Błagam panie pośle, no zebrać podpisy posłów to jest 15 minut roboty, bo każdy klub ma gotowe listy z podpisami. - Ale dokładnie sformułować prawnie dopracowane zarzuty to naprawdę nie jest kwestia 15 minut panie redaktorze. Czy ten wniosek zaakceptowały statutowe ciała Platformy? - Termin złożenia na pewno nie był konsultowany przez zarząd, aczkolwiek nie byłem na ostatnim posiedzeniu, więc też nie mogę tego w 100 procentach potwierdzić. Ale było - rozumiem - jakieś głosowanie podczas zarządu, na którym Tusk był za albo przeciw? - Statutowe organy Platformy to również klub parlamentarny i jego prezydium i tam to było dyskutowane i zaakceptowane. Czyli Tusk, mówiąc: Nic nie widziałem, nic nie wiedziałem, jest dziwny? - Pan premier nie jest członkiem władz klubu, a zatem nie decydował o terminie. Powie pan wprost: Błąd i nieodpowiedzialność? - Może błąd, ale nie nieodpowiedzialność, ponieważ - proszę zwrócić uwagę - nie można pozostawić wyników pracy komisji śledczych z poprzedniej kadencji, a zwłaszcza komisji do spraw wyjaśnienia śmierci Barbary Blidy kierowanej przez pana posła Kalisza, bez konkluzji. A tam został sformułowany wniosek o postawienie obu polityków ówczesnego PiS-u przed Trybunałem Stanu. Teraz musicie wsłuchiwać się w głos naszych słuchaczy, którzy - jak pan Michał - mówią: Po co wam te wnioski o Trybunał Stanu? Sami się ośmieszacie. - To nie jest kwestia ośmieszania się. Ośmieszał się PiS, kiedy zwrócił się o wniosek o Trybunał Stanu dla czterech członków Krajowej Rady Radiofonii w związku z tym, że Telewizja Trwam nie otrzymała miejsca na multipleksie. A wy się "opoważniacie". - Tu jest poważna sprawa działań, które doprowadziły między innymi do śmierci pani Barbary Blidy oraz być może, najprawdopodobniej, do złamania Konstytucji.