Lider największej z partii w Zjednoczonej Prawicy udzielił wywiadu telewizji publicznej tego samego dnia, w którym zdecydował się zrezygnować z funkcji wicepremiera i szefa Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego. Część mediów oraz komentatorów życia politycznego zaczęła się zastanawiać czy prezes nie wskazał przypadkiem swojego następcy. Trudno jednak się dziwić, bo jego wypowiedź była dość dwuznaczna. - Minister Błaszczak z całą pewnością zastąpi mnie znakomicie i sądzę też, chociaż to nie jest jeszcze ten moment, w którym mogę publicznie to ogłaszać, że zastąpi mnie pod każdym względem, także jeśli chodzi o wszystkie funkcje - oświadczył Jarosław Kaczyński. - To jest całkowicie naturalna decyzja. Mamy wojnę, a on jest ministrem obrony, więc w tej szczególnej sytuacji, w jakiej jesteśmy, takie połączenie ma bardzo duże zalety - dodał. Nawet w kuluarach politycy PiS nie chcą interpretować wypowiedzi szefa. Jednak dotychczas jako swojego następcę prezes wskazywał raczej premiera Mateusza Morawieckiego. Jeszcze pod koniec grudnia 2021 r. wypowiadał się o nim w samych superlatywach. - To bardzo zdolny, najzdolniejszy człowiek w polskiej polityce - mówił Kaczyński w głośnym wywiadzie dla Interii. - Ode mnie też jest zdolniejszy, ale ja się z tego cieszę. Nawiasem mówiąc, między mną a premierem Morawieckim jest taka sama różnica pokoleń, jak między premierem Olszewskim a mną - dodał. Czy zatem coś się zmieniło? Delfini źle kończą - Przeżyłem już kilku delfinów w PiS, a większość źle skończyła. Ta funkcja jest wyjątkowo niebezpieczna - nie kryje jeden z weteranów u boku Kaczyńskiego. - Każdy może to sobie interpretować jak uważa. Czasami nie ma sensu zbyt wcześnie stawiać kropki nad i - wtóruje swojemu koledze kolejny z działaczy PiS. Na początku roku w kuluarach gmachu przy Al. Ujazdowskich można było usłyszeć, że ścisłe władze partii rozważają zmianę szefa rządu. Powód? Trudne relacje z Unią Europejską, na które remedium miał być Mateusz Morawiecki. Problemem było także uzyskanie funduszy z KPO. Dlatego prezes nie bez przyczyny powiedział, że Mariusz Błaszczak sprawdzi się w czasach rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak ustaliła Interia, jeszcze przed rozpoczęciem wojny rozważano kilka scenariuszy: w razie ciężkiego konfliktu silniejszą pozycję, a może nawet fotel premiera, miał zyskać Mariusz Błaszczak. Można było również usłyszeć o Jacku Sasinie, ale wpływy szefa resortu aktywów państwowych ostatnio znacząco osłabły. Wygląda na to, że przynajmniej póki co lider PiS postanowił sprawdzić Mariusza Błaszczaka, który nie tylko cieszy się dobrą opinią, ale jest uznawany za wiernego żołnierza Jarosława Kaczyńskiego. Najwidoczniej nadszedł czas, żeby przetestować go w akcji. Mistrz wrzutek - Prezes jest mistrzem we wrzutkach. Wielokrotnie o czymś mówi, a potem sprawdza jak i kto reaguje. Konsekwencje wyciąga nawet po latach. To dla niego jeden ze sposobów na badanie lojalności różnych współpracowników - mówi nasze źródło z PiS. Na czym ma polegać test? Nowy wicepremier będzie musiał sobie poradzić z frakcjami walczącymi o własne interesy w rządzie. - Od dzisiaj Mariusz Błaszczak będzie miał ciężkie życie. Wszyscy się na niego rzucą - nie ukrywa jeden z działaczy zbliżonych do rządu. Z pewnością prezes PiS doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Świadczą o tym jego własne słowa. - Uważam, że odchodzący lider nie powinien wskazywać, przynajmniej tak zupełnie wprost, swojego następcy, bo to raczej następcę obciąży, niż uczyni mocnym - w wywiadzie dla Polskiego Radia z maja 2021 r. zauważył sam Kaczyński. W tej samej rozmowie prezes powiedział, że "jest z czego wybierać", jeśli chodzi o kandydatów na jego miejsce. - Wszystko w rękach Pana Boga - skwitował prezes PiS. Czy rzeczywiście? Jak dotąd nie ma najmniejszych wątpliwości: w PiS to Kaczyński rozdaje karty. Jakub Szczepański