- Pytania o to, czy jestem na coś chory to standard. Jednego razu ktoś zaproponował: jak nie masz pieniędzy na alkohol, to ci postawię, nie musisz się wstydzić - wspomina Paweł, który kilka lat temu postanowił, że będzie pić tylko sporadycznie. Decyzja była spontaniczna. - Miałem wypadek w pracy, złamałem rękę. Pracuję fizycznie, więc dostałem zwolnienie lekarskie na dwa wakacyjne miesiące. Miałem więc masę wolnego czasu i okazje do picia: wyjazd na domek ze znajomymi, czyjeś urodziny, impreza pracownicza, przyjaciel z zagranicy wpadł w odwiedziny itp. - opowiada. Każde takie spotkanie towarzyskie wiązało się z piciem alkoholu. W pewnym momencie owe okazje tak się skumulowały, że Paweł był pijany przez ponad tydzień. - Okazje do kontynuowania picia się nie kończyły. Mając w perspektywie kolejne wyjścia, postanowiłem poeksperymentować i zaprzestać alkoholizacji przynajmniej na jakiś czas. Ustaliłem, że to będzie miesiąc, który zaskakująco łatwo wytrwałem. Potem kolejny i kolejny, aż w pewnym momencie przestałem odczuwać potrzebę picia alkoholu - przyznaje. Jak podkreśla, chciał odpocząć od alkoholu i zobaczył, jak mu jest z tym dobrze. Osób takich jak Paweł jest coraz więcej. Trend NoLo (od słów "No Alcohol, Low Alcohol", bez alkoholu lub mało alkoholu) staje się w Polsce coraz popularniejszy. W barach i restauracjach coraz częściej można kupić bezalkoholowe drinki. Organizowane są specjalne serie imprez na trzeźwo. - Ludzie, którzy ze zdziwieniem reagują na wiadomość o tym, że nie piję, tylko nakręcają mnie na trzymanie się tej drogi. Zawsze pojawia się stwierdzenie, że skoro nie piję to znaczy, że pewnie prowadzę. A ja nie mam prawa jazdy - mówi Paweł. Według niego żyjemy w kraju, w którym mniej kontrowersji wzbudziłoby to, gdyby wpadł na imprezę z kilogramem heroiny niż to, że po prostu nie pije. Trend NoLo. Toksyczne znajomości Maja jest przedstawicielką pokolenia Z, czyli urodzonych po 1995 roku. To właśnie w tej grupie często spotyka się osoby ograniczające picie alkoholu albo nie pijące go wcale. - Z pijącymi i chodzącymi na imprezy znajomymi nie mam już kontaktu. Bardzo mnie zawiedli, były to toksyczne znajomości - przyznaje kobieta. Wielu jej przyjaciół także ogranicza picie alkoholu. - Dużo osób nie pije na imprezach, żeby wrócić samochodem do domu, bo wygodniej. A dla dziewczyn bezpieczniej - tłumaczy. Już nie pamięta, kiedy ostatni raz piła wódkę. Chyba na imprezie firmowej w 2022 roku. Kieliszek zaproponowali starsi koledzy. - Picie na umór jest według mnie żałosne. Ale nie spotkałam się w moim towarzystwie już od bardzo dawna z taką sytuacją - dodaje. Zetki z nowym trendem. "Szkoda czasu na kaca" W towarzystwie Macieja picie na umór było "obciachowe" już po pierwszym roku studiów. Maciej jest po 30. - Pracuję, szkoda mi czasu na kaca - przyznaje mężczyzna. Raz na kilka tygodni zdarzy mu się wypić ze znajomymi kilka lampek wina. Więcej nie, bo zależy mu na zdrowiu. Czytaj także: Wrzucili do sieci zaproszenie na wesele. I się zaczęło. "Takie rzeczy w Polsce nie przejdą" Jak mówi, rano trzeba wyjść z psem, a on lubi się wysypiać, zaś po piciu jakość snu jest niższa. Dziś w jego najbliższym otoczeniu większość osób pije bardzo mało albo całkowicie zrezygnowało z picia. Ekspert: Picie staje się niemodne Trend ograniczania lub odstawiania picia alkoholu zauważa psycholog Franciszek Ostaszewski. - Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że alkohol w każdej postaci i w każdej ilości jest dla naszego organizmu, dla naszego mózgu i dla naszego ogólnego funkcjonowania trucizną. Świetnie, że zaczynamy od tego świadomie odchodzić - mówi. Według niego dzieje się to z kilku powodów. - Po pierwsze, zwiększa się świadomość. Coraz więcej się o tym mówi, jest coraz więcej badań, które pokazują szkodliwość nadużywania alkoholu. Widzimy wśród naszych bliskich czy znajomych, z czym często wiąże się dorastanie w rodzinie, gdzie alkoholu jest za dużo - zaznacza. Przez to picie przestaje być "modne". - Pewnym zjawiskiem czy pewnym trendem staje się to, żeby od alkoholu odchodzić i o tym mówić - dodaje psycholog. Kolejna przyczyna to wzrost świadomości dotyczący aktywności fizycznej i tego, jak duże ma znaczenie dla naszego zdrowia i i dobrostanu psychicznego. - Ludzie często rezygnują z picia, żeby czerpać więcej frajdy ze sportu. Widzą, że imprezowanie z alkoholem, które następnego dnia kończy się dniem spędzonym w łóżku na kacu, to nic przyjemnego i że można się bawić bez tego - mówi Ostaszewski. Polacy chcą stawiać na zdrowie Alkohol szkodzi na wielu polach - od problemów z sercem, poprzez otyłość, relacje społeczne, aż do hormonów. - Nie ma niczego, na co alkohol wpływałby dobrze. Utarło się, że lampka czerwonego wina jest dobra dla serca. Nawet jeżeli w ograniczonej ilości przypadków faktycznie jakieś benefity z picia tego czerwonego wina mogłyby być, liczba negatywnych aspektów związanego z tą lampką wina sprawia, że to wcale nie jest gra warta świeczki - podkreśla Franciszek Ostaszewski. Widzi jeszcze jeden możliwy powód ograniczania picia przez osoby z młodego pokolenia - bunt względem starych czasów i kultury, w której dorastali rodzice czy dziadkowie. - Kultury, w której kult picia alkoholu był spory - mówi psycholog. Według niego coraz częściej zauważamy, jak toksyczne są sytuacje, w których jesteśmy namawiani do picia alkoholu. - Jedziesz do wujka i słyszysz: "Co ty, ze mną się nie napijesz"? To absolutnie toksyczne, niezdrowe; wszystko jest nie tak w tym, że namawiamy bliskie nam osoby czy znajomych do tego, żeby się truli - uważa Ostaszewski. I on zauważa, że przedstawiciele młodszych pokoleń uważają picie za coś obciachowego. - Jeśli spojrzymy na to z boku, nie ma nic fajnego w tym, że ktoś się upija i bełkocze. A potem cierpi z tego powodu przez cały kolejny dzień - podkreśla. Anna Nicz Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!