Lekarz zrobił sobie zdjęcie na tle kolejki ambulansów. "To przestroga"

Magdalena Raducha

Magdalena Raducha

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
Hahaha
haha
638
Udostępnij

Sześć karetek oczekujących na przyjęcie do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Zielonej Górze. Na ich tle rozkładający ręce lekarz pogotowia Robert Górski. Takie zdjęcie wrzucił do sieci. Napisał: "Życzę wszystkim dużo zdrowia i trzeźwości w okresie świąteczno-noworocznym". W rozmowie z Interią tłumaczy: - To przestroga. W najbliższych dniach będzie trudno dostać pomoc lekarską, kiedy faktycznie jej potrzebujemy.

Lekarz pogotowia życzy "zdrowia i trzeźwości". Pokazuje kolejkę karetek i rozkłada ręce
Lekarz pogotowia życzy "zdrowia i trzeźwości". Pokazuje kolejkę karetek i rozkłada ręcearchiwum prywatne

Robert Górski jest lekarzem pogotowia ratunkowego w Zielonej Górze. Pytamy o dzień, w którym zrobił opublikowane w sieci zdjęcie.

- Miałem wtedy osiem wyjazdów. Gdyby oczekiwania przed szpitalem nie było, tych interwencji zrealizowalibyśmy na pewno więcej. A zapotrzebowanie było duże: jak tylko przekazywaliśmy pacjenta i na tablecie klikaliśmy "powrót do bazy", od razu dostawaliśmy kolejne wezwania - opowiada nam lekarz.

I podkreśla, że problem tkwi w nasilonym sezonie infekcyjnym. - Głównym winowajcą jest grypa, do tego dochodzi RSV i COVID-19. Takie kolejki, jak na zdjęciu, w tej chwili są wszędzie. Nie tylko do szpitalnych oddziałów ratunkowych, ale i do lekarzy rodzinnych czy nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej - dodaje.

Lekarz wyjaśnia: - Nocna i świąteczna opieka zdrowotna to miejsce, do którego powinniśmy się zgłaszać po zamknięciu gabinetów lekarzy rodzinnych. W Zielonej Górze znajduje się ona przy pogotowiu, a w innych miastach głównie przy szpitalach. Rozmawiałem z osobami, które tam pracują. Usłyszałem, że tylko w pierwszy dzień świąt lekarz pediatra przyjął 160 dzieci. Teraz wcale nie jest lepiej. Co ciekawe, tylko czworo z nich dostało skierowanie do szpitala na izbę przyjęć, a na oddział trafiło dwoje. Reszta wróciła do domu, w większości przypadków rodzice dostali zalecenie podania leków dostępnych bez recepty.

Lekarz: Pacjenci nadużywają konsultacji lekarskich

Zdaniem Roberta Górskiego Polacy nadużywają konsultacji lekarskich. - I to jest przerażające. Nie wiedzą, co mają zrobić, jak boli gardło, kaszlą i mają gorączkę. To, że dziecko ma infekcję, jest normalne, każdy młody człowiek złapie ich kilka, a może nawet kilkadziesiąt - wyjaśnia.

Jak w takich sytuacjach powinniśmy reagować? - Zwykły kaszel, ból gardła nie są wskazaniem do wizyty w przychodni. Można udać się do apteki i poprosić o poradę farmaceutę w doborze leku dostępnego bez recepty. Jeżeli pojawia się gorączka, to mamy do dyspozycji ibuprofen, paracetamol, które dla dzieci dostępne są również w zawiesinie łatwej do podania za pomocą aplikatora z podziałką. To również leki dostępne bez recepty i każdy odpowiedzialny rodzic powinien mieć je w zapasie w domowej apteczce. Każdy jest w stanie sobie z tym poradzić, bo na opakowaniach jest tabelka pokazująca, jaką ilość leku podać w zależności od wagi dziecka. Po kilku dniach objawy powinny ustąpić - tłumaczy lekarz.

Podkreśla: - Przyłożenie stetoskopu przez lekarza nie leczy. Tworzenie kolejek przez pacjentów z banalnymi infekcjami wydłuża udzielanie pomocy naprawdę chorym ludziom.

Kolejki do lekarza. "W Austrii pacjenci są mniej roszczeniowi"

- Tego nie ma w innych europejskich krajach - wskazuje Robert Górski. Opowiada o tym, jak to wygląda w Austrii, Szwecji i Czechach.

- Kiedyś byłem na nartach w Austrii i potrzebowałem recepty na antybiotyk, bo w tym kraju nie uznawano recept wystawionych przez polskich lekarzy. Konsultant z infolinii ubezpieczalni skierował mnie do pobliskiego szpitala, z którym firma miała podpisaną umowę. Uderzyło mnie to, że w ich szpitalnym oddziale ratunkowym nie było kolejek. Zamieniłem kilka słów z lekarzem dyżurnym i pytałem, jak oni to robią. Odpowiedział, że w Austrii większość ludzi potrafi sobie samemu poradzić, wiedzą jakie leki dostępne bez recepty mogą kupić i są po prostu mniej roszczeniowi - relacjonuje lekarz.

Dodaje też, że w tym kraju jest duży udział pielęgniarek i pielęgniarzy, którzy mają pierwszy kontakt z pacjentem. - Chorzy uzyskują od nich poradę i są oceniani, czy kwalifikują się do konsultacji lekarskiej - wyjaśnia.

- W Szwecji też to inaczej wygląda. Pamiętam słowa polskiego lekarza, który w tym kraju jest lekarzem rodzinnym i jednego dnia ma zapisanych maksymalnie ośmiu chorych. Wcześniej w Polsce przyjmował ich 50. Teraz do jego gabinetu trafiają osoby naprawdę chore - mówi Robert Górski.

Pozostali pacjenci radzą sobie sami za pomocą leków dostępnych bez recepty. - Jeżeli te nie pomagają, są najpierw konsultowani przez pielęgniarki i pielęgniarzy, którzy mają jasno określone procedury, dzięki którym udzielają porad i ewentualnie umawiają chorych na konsultację lekarską, za którą mimo ubezpieczenia trzeba zapłacić kilkadziesiąt złotych - dodaje.

- Szwedzi wychodzą z założenia, że jak coś jest za darmo, to się to mniej szanuje. Ludzie to rozumieją i się przeciwko temu nie buntują. Opłata jest również pobierana za nieprzyjście na umówioną wizytę. W naszym systemie, szczególnie w poradniach specjalistycznych, nieprzychodzenie na umówione wizyty jest plagą i niepotrzebnie wydłuża kolejki - wskazuje lekarz.

- Podobne rozwiązanie problemu niepotrzebnych wizyt wprowadzili też Czesi. Tam obowiązuje symboliczna opłata za konsultację lekarską odpowiadająca kilkunastu polskim złotym. To jest kwota, na którą każdego stać i która skutecznie ogranicza niepotrzebne wizyty w przychodniach - mówi.

Apel o trzeźwość. "Połowa wyjazdów do tych, którzy nadużywają alkoholu"

- Napisałem o zdrowiu, ale i o trzeźwości, bo Polacy nadużywają alkoholu przez cały rok, a w okresie świątecznym, sylwestrowym, jeszcze bardziej to widać - mówi Robert Górski. Cały czas ma takie dyżury, podczas których połowa, a nawet trzy czwarte zgłoszeń jest spowodowana nadużywaniem alkoholu.

- Zbieramy ludzi, którzy pod wpływem przewrócą się, dostaną jakiegoś urazu. Albo po prostu piją tak długo, że wysiadają im wątroba czy trzustka i wymagają hospitalizacji. Jeździmy też niestety do takich osób, które upiły się i śpią na ławce w parku. One w większości nie potrzebują żadnej pomocy medycznej, a wymagają jedynie umieszczenia w radiowozie, którym policjanci lub strażnicy miejscy wykonają przewóz do izby wytrzeźwień - wymienia lekarz.

- W mojej Zielonej Górze są cztery karetki podstawowe oznaczone literą P, w których jeździ dwóch ratowników medycznych i jedna karetka specjalistyczna oznaczona literą S, na pokładzie której znajdują się lekarz i dwóch ratowników medycznych. Jesteśmy jedną z nielicznych stacji w kraju, w której 100 proc. lekarzy to specjaliści medycyny ratunkowej. Z założenia mój zespół powinien wyjeżdżać do poważnych stanów: zatrzymania krążenia, urazów wielonarządowych, poparzonych dzieci, czyli wszędzie tam, gdzie są potrzebne umiejętności i uprawnienia, których nie posiadają ratownicy medyczni. Niestety w praktyce często wysyłani jesteśmy też do spraw błahych, bo jesteśmy ostatnim wolnym ambulansem na placu, a polskie prawo zabrania dyspozytorom medycznym "trzymać nas w zapasie", gdy są inne wezwania - wyjaśnia lekarz.

- Wychodzi na to, że Polska szkoliła mnie przez 12 lat na specjalistę medycyny ratunkowej, żeby na końcu marnować mój potencjał i wysyłać do skręconych kostek czy przeziębienia - ocenia. I dodaje, że w tym czasie jego zespół może być potrzebny w innym miejscu. - A w stanach nagłych każda minuta ma znaczenie dla zdrowia i życia człowieka - podkreśla.

- Od lat nasze środowisko apeluje do rządu o wprowadzenie systemu "rendez vous", który sprawdził się na Zachodzie. Rozwiązanie polega na tym, że lekarz jeździ z kierowcą ratownikiem medycznym samochodem osobowym na wezwanie zespołów podstawowych i w razie potrzeby przesiada się do ambulansu, aby przetransportować pacjenta do szpitala. W tym układzie nie ma możliwości wysłania lekarza "z kolejki" na wizytę, na której jego obecność jest zbędna - opowiada.

Pacjenci znają słowa klucze. Karetka jak taksówka

Robert Górski mówi, że ludzie znają słowa klucze, których używają w rozmowie z dyspozytorem, aby karetka na pewno do nich przyjechała. Choć wcale danych objawów nie mają. - Ja w takich chwilach nie mam litości, wzywam patrol policji, a on nakłada na takiego pacjenta mandat. Jak jesteśmy na takiej wizycie, ktoś inny może umrzeć - tłumaczy.

- Ci ludzie kiedyś sami mogą znaleźć się w takiej sytuacji. Ktoś ich potrąci i będą na mrozie leżeć na pasach nie pięć minut, a 30 - dodaje.

Opowiada o jednym zdarzeniu: - Miałem wezwanie do 24-latka, do bólu brzucha, który trwał od tygodnia. Na miejscu okazało się, że trzy godziny wcześniej była u niego inna karetka, dostał leki i zalecenie, że jak się będzie dalej źle czuł, to może udać się do lekarza rodzinnego lub nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Na pytanie, dlaczego tak nie zrobił, odpowiedział, że taksówka wiozłaby go po dziurach na asfalcie i brzuch by go bardziej bolał. A karetka po tych dziurach nie jeździ? Był spakowany, gotowy, próbował zrobić sobie z nas bezpłatną taksówkę. W tym czasie, w innej części Zielonej Góry, doszło do zatrzymania krążenia, w ciasnym warsztacie, gdzie trudno było pacjenta wydobyć, uciskać klatkę piersiową i zaintubować. Myślę, że gdyby pojechał tam nasz zespół, z jedną dodatkową osobą i lekarzem, który ma większe doświadczenie i uprawnienia, ten pacjent miałby większe szanse przeżycia. Niestety zmarł.

Przestroga. "Dbajmy o siebie"

- Moje zdjęcie jest więc taką przestrogą. W najbliższych dniach będzie trudno dostać pomoc lekarską, kiedy faktycznie jej potrzebujemy. Stąd te życzenia zdrowia i trzeźwości - mówi na koniec Robert Górski.

I dodaje: - W trakcie pandemii koronawirusa też apelowałem do ludzi, aby dbali o swoje zdrowie i unikali ryzykownych zachowań, szczególnie pod wpływem alkoholu. W tamtym czasie dojazd pogotowia był z góry opóźniony. Teraz nie jest tak krytycznie, występują poważne utrudnienia w szybkim dojeździe zespołów ratownictwa medycznego. Dbajmy o siebie.

Video Player is loading.
Current Time 0:00
Duration -:-
Loaded: 0%
Stream Type LIVE
Remaining Time -:-
 
1x
    • Chapters
    • descriptions off, selected
    • subtitles off, selected
      reklama
      dzięki reklamie oglądasz za darmo
      Moskwa w "Graffiti" o cenach paliwa: Wierzymy w wiarygodność prezesa Obajtka
      Moskwa w "Graffiti" o cenach paliwa: Wierzymy w wiarygodność prezesa ObajtkaPolsat NewsPolsat News
      emptyLike
      Lubię to
      Lubię to
      like
      374
      Super
      relevant
      74
      Hahaha
      haha
      115
      Szok
      shock
      20
      Smutny
      sad
      10
      Zły
      angry
      45
      Lubię to
      like
      Hahaha
      haha
      638
      Udostępnij
      Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
      Przejdź na