Kwestia smaku
PiS na pewno przetrwa, bo w swoich działaniach na pierwszym miejscu zawsze stawiamy dobro kraju - mówi w rozmowie z Krzysztofem Różyckim (Angora), Krzysztof Putra, wicemarszałek Senatu, prezes Podlaskiego Zarządu Regionalnego PiS.
Krzysztof Różycki: Czy Donald Tusk stał się draniem dopiero w ostatnim czasie, czy też był nim już wtedy, gdy negocjowaliście z PO wspólną koalicję?
Krzysztof Putra: Powiedziałem, że Donald Tusk jest draniem, gdyż urazy osobiste są dla niego ważniejsze niż dobro Polski. Każdy dzień kłótni i sporów to strata dla kraju. Według mojej oceny, to człowiek pusty w środku, chociaż bez wątpienia elegancki. I na dodatek pełen pychy. Przecież na swoich plakatach z kampanii prezydenckiej pisał: Prezydent Tusk. Przyczyną tego, że nie doszło do koalicji PiS-PO, nie były istniejące różnice programowe czy spory o podział ministerstw, lecz urażone ambicje. To, że Tuska nie wybrano na prezydenta, a premierem z Krakowa nie został Jan Maria Rokita. Rokita, ten arogancki, pyszałkowaty polityk, który stale się wywyższa i uważa, że wszystko wie najlepiej.
Bracia Kaczyńscy nie są aroganccy, nie sprawiają wrażenia ludzi, którzy uważają, że zawsze mają rację?
Ani Jarosław, ani Lech nie uważają, iż mają monopol na rację. To niezwykle przenikliwi politycy, których diagnozy sprawdzają się niemal w stu procentach. Oni zawsze myślą w kategoriach państwa. Państwa suwerennego, którego nie oplatałaby nić układów i powiązań jeszcze rodem z PRL.
W swoim exposé premier Marcinkiewicz straszył obywateli, że nasze państwo przypomina stolik do brydża, przy którym grają: politycy, biznesmeni, tajne służby i gangsterzy. I przez pół roku nie zrobił nic, żeby z tym walczyć. Mało tego, negocjowaliście z PO i Samoobroną, mimo że wielu ich polityków oskarżaliście o mniejsze i większe machinacje.
Proszę pamiętać, że przez pierwsze miesiące nie mieliśmy parlamentarnej większości. Chcieliśmy walczyć z układem, zwłaszcza tym, który narodził się podczas prywatyzacji, z uwłaszczeniem nomenklatury.
Uzdrawialiście więc kraj z Samoobroną, którą w poprzedniej kadencji odsądzaliście od czci i wiary. I ten mariaż skończył się tak, jak skończyć się musiał.
Z Andrzeja Leppera wyszedł wiecowy watażka. Próba rozsadzenia przez niego budżetu była dowodem na całkowity brak odpowiedzialności.
Dla Samoobrony ważne też było obsadzenie obiecanych im przez PiS stanowisk w ministerstwach. PiS blokował nominacje i to pewnie też był powód zerwania koalicji?
Kandydaci, których przedstawiała Samoobrona, nie byli wiarygodni. Andrzej Lepper zerwał koalicję, gdy zaczął tracić poparcie. Kupowanie garnituru za 15 tysięcy i ciągłe latanie samolotem nie przysparzało mu na wsi popularności. Zerwał koalicję, gdy się zorientował, że niebawem zniszczymy stary układ, że to nie są żarty. Nieprzypadkowo zrobił to tuż przed personalnymi zmianami w nadzorze bankowym, NBP, Trybunale Konstytucyjnym, raportem o WSI. Nieprzypadkowo wcześniej negocjował z Tuskiem. Ale w moich oczach Lepper najwięcej stracił, gdy wystąpił przeciw obecności polskich wojsk w Afganistanie. Żeby Polska miała bezpieczne granice, musi wspierać takie misje jak afgańska. Misję, w której wezmą udział wyłącznie ochotnicy.
Wysłałby tam pan swoich synów?
To musiałaby być ich suwerenna decyzja, ale gdyby zdecydowali się jechać do Afganistanu, nie byłbym temu przeciwny.
Czy partia, która ma w nazwie prawo oraz sprawiedliwość, powinna negocjować z Renatą Beger, skazaną nieprawomocnym wyrokiem karnym?
Wychodziliśmy z założenia, że powinniśmy skorzystać z każdej, nawet zardzewiałej szabli, która mogłaby pomóc w realizacji naszego programu. Taka jest polityka i nie ma co tego ukrywać.
Gdy Beger pyta ministra Lipińskiego, co z jej sprawami sądowymi, ten odpowiada: "(...) z panią spotkałby się ktoś, kto ma wiedzę na ten temat". Opozycja uważa, że chodzi o ministra Ziobrę. Czy to nie jest korupcja?
Kto tu mówi o Ziobrze?! Jaki on może mieć wpływ na wyrok sądu w drugiej instancji? Minister Lipiński miał na myśli poradę u dobrego prawnika.
Lecz w sprawie weksli pada już nazwisko ministra sprawiedliwości.
Tak, gdy Lipiński mówi, że Ziobro zapewniał go, iż weksle podpisane przez posłów, którzy wyszli z Samoobrony, są bezprawne. I dodaje, że gdyby posłowie zwrócili się do sądu, to mogą być pewni wygranej. Nic więcej. To, co mnie raziło w tych rozmowach, to zbyt duża swoboda wypowiedzi posła Mojzesowicza, w której nie było jednak nawet śladów przestępstwa. Szczególnie złości mnie, jak o korupcji politycznej mówi Jan Maria Rokita, który nosił teczkę za Bronisławem Geremkiem, a potem rozbijał Unię Wolności, zmieniał partie jak rękawiczki i układał się, z kim tylko można. Denerwuję się, gdy o korupcji mówią postkomuniści. Czy oni już nie pamiętają, jak Leszek Miller wyciągnął z Unii Wolności posłankę Katarzynę Piekarską, dając jej za to stanowisko wiceministra spraw wewnętrznych! Zapomnieli, że za przejście do SLD Andrzej Celiński został posłem i wiceszefem partii?
Liderzy PO twierdzą, że kupczenie stanowiskami jest dopuszczalne tylko wówczas, gdy negocjacje prowadzą partie, a nie indywidualni posłowie.
Przecież kluby składają się z posłów, którzy są suwerenni i odpowiadają tylko przed konstytucją i wyborcami. Jaka to różnica, czy w targach o stanowiska bierze udział stu, czy pięciu posłów? Tylko taka, że pięciu może liczyć na mniejszą ilość stołków.
To dlaczego prokuratura bada sprawę samorządowca z Wyszkowa, który w zamian za stanowisko w powiecie namawiał radnych do zmiany klubu?
Nie znam tej sprawy. Mogę tylko wypowiedzieć się co do ogólnej zasady. Przejście radnego czy posła z klubu do klubu w zamian za publiczne stanowisko nie jest żadnym przestępstwem. A wracając do pani Beger, to jestem przekonany, że była to prowokacja.
Czyja? Telewizji, tajnych służb byłych lub obecnych, Samoobrony?
Dziś nie potrafię jeszcze tego powiedzieć. Pani Beger jest w tej sprawie tylko małym trybikiem. Uważam, że ktoś wcześniej przygotowywał jej pytania. Jestem przekonany, że Donald Tusk wiedział o taśmach, zanim pokazano je w TVN.
Jednak premier Kaczyński przeprosił za "niesmaczne" negocjacje z panią Beger. Czy to nie jest przyznanie się do winy?
Intencje mamy czyste, cele także. Jednak Polakom niezorientowanym w tym, jak wygląda polityczna kuchnia, taki styl rozmów może nie przypaść do gustu. To kwestia smaku. Zdaję sobie sprawę, że mimo iż wszyscy negocjują w ten sposób, to PiS - stawiający sobie wyższe moralne standardy - tego robić nie powinien. I dlatego premier Kaczyński przeprosił za te negocjacje. Przeprosił za styl, nie za treść.
W ramach kontrataku skierowaliście akty oskarżenia przeciw Komorowskiemu, Kaliszowi, Tuskowi i Rokicie. Przecież to niepoważne.
Korupcja to bardzo ciężkie oskarżenie, do tego nieprawdziwe. Brak reakcji z naszej strony mógłby zostać przez naszych wyborców bardzo źle zrozumiany.
Premier robi wszystko, żeby udające oburzenie PSL wróciło do rozmów o koalicji. Poseł Marek Sawicki powiedział, że najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby premierem został Waldemar Pawlak. Pójdziecie na takie ustępstwo?
Takiej ceny na pewno nie zapłacimy.
Wówczas dojdzie do samorozwiązania Sejmu. Przegracie wybory i - jak twierdzi senator Niesiołowski - staniecie się politycznym trupem.
Pan Niesiołowski bez zastanowienia chlapie ozorem. To jego problem. PiS na pewno przetrwa, bo w swoich działaniach na pierwszym miejscu zawsze stawiamy dobro kraju.