Tomasz Sajewicz spędził 18 lat w Chinach, jako korespondent Polskiego Radia. Zdążył poznać od podszewki wiele niepisanych zasad, jakie panują w tym kraju. Piotr Witwicki w swoim videocaście "Bez Uników" pytał m.in. jak to jest żyć w świecie, w którym człowiek czuje się cały czas inwigilowany. - Wobec osób, które przyjeżdżały jako dyplomaci, czy korespondenci, bo to są dwa najbardziej narażone zawody na taką totalną inwigilację przez miłych gospodarzy, to mówiłem, że jeśli ktoś naprawdę ma coś do ukrycia w życiu, to nie powinien jechać do Chin, bo to się i tak wyda - powiedział korespondent. - Ale tak już na poważnie mówiąc, to jest liczenie się z tym, że w sypialni raczej masz podsłuch, a daj panie Boże nie kamerę - dodał. Dotychczasowe odcinki videocastu Piotra Witwickiego obejrzysz TUTAJ. Inwigilacja w Chinach. Sajewisz: To jak mieszkanie w kraju wielkiego brata Pytany, czy sam znalazł kiedyś kamery lub podsłuch, przyznał, że nie było takiej sytuacji. - Brytyjscy koledzy niejednokrotnie znajdywali różnego typu urządzenia, które najprawdopodobniej nie były częścią lampy, czy też nie były częścią gniazdka - mówił Sajewicz. - Jest XXI wiek, Chiny to smok, który odleciał już trochę Europie, jeśli chodzi o technologię - przyznał. Gość Piotra Witwickiego wspomniał, że w Chinach można być także inwigilowanym za pomocą własnego telefonu komórkowego. - Wystarczy ten słynny WeChat (odpowiednik Facebooka, X, Instagrama i konta bankowego w jednym - red.) - powiedział. Dodał, że jako korespondent w Azji zainstalował tę aplikację. - Można wybrać, czy ma się chiński interfejs, czy angielski. Mój chiński siłą rzeczy nie jest aż tak głęboki, żeby znać te wszystkie znaki, wchodząc w kolejne meandry tej aplikacji, więc zdecydowałem się na angielski - opowiadał. - Zdarzało się, że po obudzeniu patrzyłem w telefon, a tam jest po prostu chińska aplikacja, więc ktoś... nie przelogował się. Ktoś się nie przelogował z tej chińskiej wersji na angielską i to się zdarzyło kilka razy. I pytałem, czy to jest możliwe, żeby tak samo z siebie to się stało i raczej niekoniecznie. Więc to jest mieszkanie w kraju wielkiego brata. To fascynujący kraj dla dziennikarza, ale też nie lada wyzwanie - wspomniał Sajewicz. "Xi Jinping to współczesny cesarz" Podczas rozmowy gospodarz videocastu zapytał swojego gościa o przywódcę Chin Xi Jinpinga, który sprawuje tam władzę od 2012 roku. - Xi Jinping tak naprawdę jest współczesnym cesarzem. Ta dworskość i oprawa... Mimo tego, że to nie jest dwór, monarchia, to robi wrażenie - opowiadał. Dodał, że aktualnie rządzący powinni mądrze kreować politykę prowadzoną w kierunku Pekinu. - Chiny coraz bardziej otwarcie deklarują, że zamierzają w pokojowy sposób przejąć Tajwan - powiedział Sajewicz i dodał, że jeśli do tego dojdzie, to będzie zupełnie inna wojna niż ta, którą obserwujemy za naszą wschodnią granicą. - W przypadku Tajwanu wystarczy przecięcie kabli podwodnych, czy blokada wysp, jeśli chodzi o dostawy - tłumaczył. Podczas rozmowy był także poruszony wątek współpracy Stanów Zjednoczonych z Chinami oraz gospodarki Pekinu po pandemii. Tomasz Sajewicz przyznał, że covid był w Chinach czystą polityką. Wspomniał, jak w grudniu 2022 roku na ulicę w Pekinie wyszło kilka tysięcy osób. - Ja byłem święcie przekonany, że wszystkich zamkną i te restrykcje dalej będą trwały. Ale dla władz okazało się to na rękę, ponieważ wszyscy już mieli dość tych ograniczeń - opowiadał. - Wiedzieli, że nie uda się w dalszym ciągu utrzymać w ryzach tak drakońskich metod, jak tropienie każdego jednego pojedynczego przypadku, chociaż akurat tam jest to relatywnie łatwe - powiedział. - Jedna z teorii mówiła, że te protesty też były inicjowane przez władze, które po prostu już nie miały innego sposobu, żeby utrzymać państwo w takim kształcie pandemicznym, jak to było przez dwa lata. No i były pretekstem dla chińskich władz, żeby rozluźniać zasady - powiedział gość Piotra Witwickiego. "Dla chińskich władz nie ma znaku stop" Sajewicz opowiadał również o rozwoju infrastruktury, dysproporcjach między prowincjami oraz "modelu myślenia w Chinach". - Trzeba sobie zdać sprawę, że w państwie, które jest drugim supermocarstwem świata, gdzie jest miliard czterysta milionów osób (...) nikt nie protestował po tym, kiedy z konstytucji Xi Jinping usuwał kadencyjność najwyższego urzędu w państwie, czy też cenzus wieku - powiedział gość videocastu "Bez uników". Jednocześnie dodał, że "jest coraz większy sprzeciw wobec polityki Xi Jinpinga, szczególnie w elitach władzy" i jest to bardzo ważne. Gość Piotra Witwickiego poruszył również wątek Hongkongu, który "był zupełnie inny niż kontynentalne Chiny". Wspomniał rok 2019, kiedy to w Parku Wiktorii 100 tysięcy osób przypomniało o zbrodniach popełnionych na placu Tiananmen, a tymczasem w Pekinie - czy w miejscu docelowym Chin - "każda jedna osoba, trafiła do więzienia najmniej na rok, jeśli pojawiła się z kwiatami tego dnia". - Gdzie jest Hongkong cztery lata później? Nie ma go. Wszyscy uciekli z Hongkongu. (...) Dla chińskich władz nie ma znaku stop. To był trochę taki wewnętrzny zamach na ustrój, na system Hongkongu - ocenił Sajewicz. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!