W mediach szerokim echem odbiły się słowa Jarosława Kaczyńskiego, które padły spotkaniu z mieszkańcami Ełku. Prezes PiS mówił m.in. jakie są przyczyny niskiej dzietności w Polsce. Polityk zaznaczył, że nie jest zwolennikiem "bardzo wczesnego macierzyństwa", bo "kobieta musi dojrzeć do tego, aby być matką". - Ale jak do 25. roku życia daje w szyję to, trochę żartuję, ale nie jest to dobry prognostyk w tych sprawach - ocenił. W poniedziałek w Polskim Radiu Olsztyn wrócił do swoich słów. - Powiedziałem tylko o tym, o czym dowiedziałem się z pewnego źródła (...) Powtarzam, chodzi o młode kobiety, o bardzo młode kobiety i o to, że ma to wpływ, który może trwać i dotyczy także sprawy dzieci - precyzował Kaczyński. "Boję się" 28-letnia Aleksandra (imię zmienione - red.) zawsze chciała mieć dziecko. Decyzję o zajściu w ciążę jednak odkłada. Ze strachu. - Lista tego, czego się boję, jest bardzo długa. Boję się, że mogę umierać w szpitalu i nikt mi nie pomoże. Że nie poradzę sobie w roli matki, że moje ciało się zmieni i przestanę je akceptować. Że przestanę się liczyć, będę musiała zrezygnować z kariery i marzeń. Nie ma to nic wspólnego ze słowami prezesa PiS - mówi kobieta. I dodaje: - My, kobiety, żyjemy w ciągłym stresie. A jak już chcemy mieć dzieci, to nie zawsze możemy. Ginekolog: Polki nie chcą rodzić w Polsce - Polki nie chcą w Polsce rodzić dzieci. Te deklaracje są jasne i konkretne - mówi Interii dr Maciej Socha, ginekolog-onkolog, położnik i perinatolog, kierownik Katedry Perinatologii, Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej UMK CM w Bydgoszczy oraz kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku. Podkreśla, że problem jest wielowątkowy. - Doszło do tego, że postawy kobiet wobec bycia w ciąży w ciągu ostatnich kilku lat uległy zasadniczym zmianom. To ewolucyjna i wieloczynnikowa zmiana, ale coraz bardziej utrwalona. Niestety negatywna w kontekście dzietności w Polsce. Jedna z pacjentek powiedziała mi: jestem przerażona tym, co się dzieje w naszym kraju, odebrano mi wolność i możliwość decydowania o sobie i swoim życiu. Wyrok TK Julii Przyłębskiej sprzed dwóch lat spowodował, że ciężkie, nieodwracalne i nieuleczalne wady letalne płodu, już nie mogą być wskazaniem do przerwania ciąży. To ogromny cios dla kobiet i ten wątek pojawia się w rozmowach dotyczących planowania ciąży ekstremalnie często. To je przeraża i paraliżuje, że w nawet w tak trudnej sytuacji nie znaleziono zrozumienia dla ewentualnej decyzji kobiety - wskazuje ginekolog. Pacjentki mają poczucie "niezaopiekowania" - Mam takie pacjentki, które kiedyś mówiły, że chcą mieć dzieci i planują ciążę. Minęło kilka lat i teraz już nie chcą - wskazuje dr Socha. - To szczególnie te kobiety ok. 30.-35. roku życia, świadome siebie, wykształcone, wiedzą, że wymagają zaopiekowania w ciąży. Tylko w jego ramach jest na przykład diagnostyka prenatalna, do której dostęp jest trudny. Do tego jest kwestia poradzenia sobie z ryzykiem anomalii chromosomowych i wad u płodu, które w polskich warunkach sprowadza się to do tego, aby "urodzić i ochrzcić", jak to powiedział kiedyś pan Jarosław Kaczyński - mówi ginekolog. Podkreśla, że ciąża u pacjentki trzydziestoparo- czy czterdziestoletniej nie jest ciążą gorszą, niż u pacjentki dwudziestoparoletniej. - Jest po prostu inna, wymaga zwrócenia uwagi na inne ryzyka. Na te ryzyka, które jeśli się ziszczą, budzą strach kobiet. Przede wszystkim dlatego, że ciąża to już sprawa polityczna, a nie osobista - ocenia. - Do tego, jeśli dziecko miałoby urodzić się z niepełnosprawnością, to kobiety już wiedzą, że nie będą miały wystarczającego wsparcia od państwa. Zwykle muszą zrezygnować z pracy, by opiekować się dzieckiem, a zasiłki, które dostaną są po prostu głodowe. Pacjentki mówią mi też: doktorze, nie stać nas na mieszkanie, inflacja szaleje, a sławetne 500+ może pomóc niektórym osobom w walce z ubóstwem, ale dla mnie to żaden program prorodzinny. To wszystko buduje poczucie zwykłego niezaopiekowania obywatelem i fikcyjnej polityki prorodzinnej - wskazuje lekarz. Co wpływa na płodność? "Zmiany środowiskowe" Pacjentki więc nie chcą rodzić, ale są też pary, które chcą, tylko mają problem z zajściem w ciążę. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia co piąta para w Polsce zmaga się z niepłodnością. - To także rosnący problem, zarówno w sensie statystyk, ale i braku możliwości skorzystania z technik rozrodu wspomaganego, czyli np. zapłodnienia pozaustrojowego. Generalnie niepłodność to rosnący problem, wymagający intensywnego wsparcia - mówi dr Maciej Socha. - Co ciekawe, jednym z czynników przyczyniających się do niepłodności są zmiany środowiskowe. Niezwykle ważne jest to, jak żyjemy, co jemy i czym oddychamy. Weźmy na przykład smog. Pyły PM2,5 działają na nasz układ immunologiczny i mogą przyczyniać się do wytworzenia się przeciwciał przeciwko różnym komórkom w naszym organizmie. Te przeciwciała mogą atakować tarczycę, jajniki, doprowadzają do zwiększonego ryzyka endometriozy, uszkadzają plemniki. Podobnie działają substancje zawarte w mięsie z hodowli przemysłowej i produktach wysoko przetworzonych - wymienia lekarz. I dodaje: - Niestety nie zawsze mamy dostęp do jedzenia z dobrego źródła lub nas nie stać drogie produkty spożywcze. Smogu też nagle nie zniwelujemy, a jakość powietrza z roku na rok się w Polsce pogarsza. - Stres emocjonalny również wpływa na płodność. A w związku z inflacją i innymi kryzysami, poziom dystresu (czyli tego negatywnie działającego) rośnie. To poczucie niepewności przekłada się nie tylko na chęć lub niechęć rodzenia, ale także na biologiczną zdolność zajścia w ciążę - zaznacza ginekolog. Alkohol a płodność. "Nie zauważyłem takich pacjentek" - Co do alkoholu - tak, wpływa negatywnie na płodność u obu płci. Ale tak naprawdę próba oceny, czy bardziej na kobiety, czy na mężczyzn, jest bardzo trudna, a uproszczenia dotyczące płci to zwykła dyskryminacja. Kiedy w trakcie porady andrologicznej konsultuję mężczyzn, zawsze polecam, aby zrezygnowali z alkoholu, by zwiększyć szanse pary na zajście w ciążę. Nawet niewielkie ilości negatywnie wpływają na produkcję plemników i jakość nasienia. I mamy na to twarde dowody. Co do kobiet, takie zalecenie też jest oczywiście uzasadnione, ale związek ten już nie jest taki łatwy do udowodnienia - mówi lekarz. Odnosi się również do słów Jarosława Kaczyńskiego. - Ja nie zauważyłem, aby wśród moich pacjentek, szczególnie tych poniżej 25. roku życia, problemem było patologiczne picie alkoholu i aby to było istotnym czynnikiem przyczyniającym się do ich płodności. Nie sądzę też, aby picie alkoholu zniechęcało je do macierzyństwa. Z medycznego punktu widzenia te tezy nie są w pełni zgodne z prawdą, a ich manipulacyjne przedstawienie przez prezesa PiS, jest społecznie szkodliwe i seksistowskie - komentuje. Ginekolog podkreśla, że "z większością problemów dotyczących niepłodności pary jesteśmy w stanie sobie poradzić". - U niektórych pacjentek wystarczy uregulować funkcję tarczycy, u innych przepisać dwuskładnikową tabletkę hormonalną (tzw. tabletki antykoncepcyjne), aby wyregulować przebieg cyklu jajnikowego i przywrócić owulację, albo na przykład zaproponować zmianę diety. Jest też in vitro czyli zapłodnienie pozaustrojowe, jako jedna z technik rozrodu wspomaganego, ale niestety niefinansowane już ze środków publicznych. To niezwykłe, że najskuteczniejszy ze sposobów poradzenia sobie z niepłodnością, traktowany jest jako ideologiczne zło, a pacjentki, ze względów finansowych, nie mogą mieć dzieci. To dyskryminacja ekonomiczna w czystej postaci. I jak tu myśleć o macierzyństwie? - zastanawia się lekarz. Na koniec dr Maciej Socha wskazuje: - Kobiety chcą mieć poczucie bezpieczeństwa reprodukcyjnego i opieki socjalnej jako matki. Muszą wiedzieć, że co by się nie działo, będą otoczone opieką z każdej możliwej strony. Z moich rozmów z nimi wynika, że niestety tak się nie czują. Przeciwnie, mają wrażenie, że jeśli nawet nie zachęca się ich w żaden rozsądny sposób do macierzyństwa, to wręcz rzuca się im kłody pod nogi. Chcesz skontaktować się z autorką? Napisz: magdalena.raducha@firma.interia.pl