22 października mijają dwa lata, odkąd Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na aborcję w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, jest niezgodny z konstytucją. Wyrok TK wywołał powszechne oburzenie. Na ulice polskich miast, miasteczek i wsi wyszły tłumy protestujących kobiet. Trzy miesiące później - 27 stycznia nowe prawo stało się faktem, a rok później liczba aborcji odnotowanych w statystykach Ministerstwa Zdrowia drastycznie spadła. Jeszcze w 2020 roku informowano o 1076 zabiegach przerywania ciąży, z czego 1053 odnosiły się do przesłanki dotyczącej wady płodu. Rok później w Polsce dokonano 107 legalnych aborcji. W przypadku 75 z nich przyczyną była letalna wada płodu, co oznacza, że aborcje te musiały zostać wykonane przed 27 stycznia - nim w życie weszło orzeczenia TK. Gdyby odliczyć te przypadki, liczba legalnych terminacji ciąży wyniosłaby 33. Dane za rok 2022 poznamy dopiero w lipcu 2023. "Znam konsultantów wojewódzkich, którzy wyrzucają pacjentki z gabinetów" - Po raz kolejny przypomina mi się cytat ze Stefana Kisielewskiego: to, że jesteśmy w d..., to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać. Ale niestety nie ma w tym "przyzwyczajeniu się" do nowej sytuacji nic pozytywnego - mówi Interii dr Maciej W. Socha, ginekolog-onkolog, położnik i perinatolog, kierownik Katedry Perinatologii, Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej UMK CM w Bydgoszczy oraz kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku. - Dwa lata temu pacjentki były w ogromnej panice. Podobnie też my, ginekolodzy byliśmy przerażeni i zastanawialiśmy się, co to będzie. Obecnie sytuacja się ustabilizowała, ale nie mam na myśli nic poza tym, że znaleziono sposoby na zakończenie ciąży z płodem z wadami letalnymi. Pacjentki, dzięki organizacjom pomocowym i doświadczeniom innych kobiet, "zaadaptowały się" do nowych warunków - stwierdza. Prezeska Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA Krystyna Kacpura uważa, że dane resortu zdrowia nie przystają do rzeczywistości. Jak się dowiadujemy, w ciągu dwóch lat od zmiany prawa FEDERA udzieliła pomocy około 900 kobietom, u których stwierdzono wady letalne płodu i mimo występowania przesłanki o zagrożeniu zdrowia lub życia - odmawiano wykonania aborcji. - Odkąd wyrok TK wszedł w życie, zgłasza się do nas coraz więcej kobiet, u których stwierdzono ciężkie wady płodu i w związku z tym ich stan psychiczny się pogarsza. Szukają u nas pomocy. Informujemy je, że w Polsce zgodnie z ustawą możliwa jest aborcja z powodu zagrożenia zdrowia, również psychicznego i sprawdzamy, czy mają dostęp do legalnej terminacji ciąży. Wskazujemy psychiatrę, do którego może się udać, potem szpital. Czuwamy nad przebiegiem całej procedury. Lekarz, który ma odrobinę empatii, wie, że pogarszający się stan psychiczny to realne zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety, a nie świstek papieru od psychiatry. Te kobiety naprawdę cierpią, a wraz z nimi cierpią całe rodziny - przekonuje. Po czym dodaje: - Wyrok TK przypieczętował katusze, jakie muszą znosić kobiety. Dr Maciej Socha potwierdza, że obowiązujące obecnie prawo bywa różnie interpretowane przez lekarzy. - Mamy przypadki, kiedy stwierdza się np. zespół Pataua czy zespół Edwards. Zwykle informacja o zaburzeniach chromosomowych czy wielowadziu powoduje pogorszenie stanu zdrowia psychicznego pacjentki. Jeśli wówczas specjalista lub specjalistka psychiatrii uzna, że kontynuacja ciąży zagraża zdrowiu i życiu pacjentki, to taką ciążę możemy przerwać. Co do aborcji w przypadku zagrożenia zdrowia i życia, nie mają z tym nawet problemu politycy PiS. Smutne jest to, że realnie takich szpitali, gdzie można to zrobić w Polsce, jest kilka, mimo że zabieg jest zgodny z prawem - zaznacza. - Osobiście znam konsultantów wojewódzkich, którzy wyrzucają pacjentki z gabinetów, mówiąc, że tego nie zrobią, chociaż mają wskazania psychiatryczne, czyli występuje przesłanka mówiącą o stanie zagrożenia zdrowia lub życia pacjentki, ale nawet nie napiszą konsultacji z odmową - podkreśla. Dr Socha: Restrykcyjne prawo tak naprawdę nie zmniejsza liczby aborcji Dr Maciej Socha przypomina prawdę, którą potwierdzają twarde dane. - Restrykcyjne prawa antyaborcyjne nigdzie na świecie realnie nie zmniejszyły i nie zmniejszają liczby aborcji. Te zdeterminowane pacjentki, potrzebujące przerwania ciąży z pomocą medyczną, wyjeżdżają za granicę, tam gdzie aborcja jest legalna - mówi. O takim rozwiązaniu wspomniał sam prezes PiS. "Każdy średnio rozgarnięty człowiek może załatwić aborcję za granicą. W moim przekonaniu nic takiego, co by zagrażało interesom kobiet, się nie stało" - stwierdził Jarosław Kaczyński wywiadzie dla "Wprost", odnosząc się do zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce. - Jako Polak mam w sobie głęboki sprzeciw wobec akceptowania takich półśrodków przez moją ojczyznę i rząd. Polki we własnym kraju zostały pozbawione możliwości wyboru i dostępu do bezpiecznej aborcji, ale akceptuje się dokonanie jej poza granicami. Kiedy para dowiaduje się, że płód jest obarczony ciężkimi, nieodwracalnymi i nieuleczalnymi wadami, co spowoduje zgon wewnątrzmaciczny lub niechybnie po porodzie, ale nie może - właściwie w akcie miłości i współczucia - zdecydować o przerwaniu ciąży. A my, lekarze nie jesteśmy w stanie pomóc, bo musimy działać tylko na podstawie i w granicach prawa - mówi dr Socha. Kobiety skarżą Polskę do Trybunału Praw Człowieka W ciągu dwóch lat FEDERA zaskarżyła trzy szpitale, gdzie zdaniem tej organizacji, mimo istniejących przesłanek prawnych odmówiono kobietom aborcji. Sprawy Polek trafiają też do Strasburga. - W tej chwili FEDERA udziela pomocy w 40 sprawach przed Trybunałem Praw Człowieka. Mamy np. sytuację, kiedy kobietę z letalną wadą płodu przyjęto do szpitala, po czym aborcji odmówiono i wypisano z placówki, bo w trakcie jej pobytu wyrok TK wszedł w życie. Są też sprawy kobiet, które skarżą polskie państwo, bo z powodu restrykcyjnego prawa boją się zajść w ciążę - opowiada. Czytaj także: Ryzykowne usuwanie ciąż Hospicja perinatalne nie mają więcej pacjentek Zaostrzenie prawa aborcyjnego pociągnęło za sobą jeszcze jedną zmianę. Teraz lekarz, informując pacjentkę, że ciąża jest obarczona ciężkimi wadami, powinien jednocześnie wskazać hospicjum perinatalne. Takie hospicja są miejscami medycznego i psychologicznego wsparcia dla rodziców, spodziewających się dzieci ze zdiagnozowanymi wadami, które według wiedzy medycznej prowadzą do śmierci podczas porodu lub w niedługim czasie po nim. Zadzwoniliśmy do kilku takich hospicjów z pytaniem, czy w ciągu ostatnich dwóch lat liczba pacjentek z ciężkimi wadami płodu wzrosła. W odpowiedzi słyszeliśmy, że nic się nie zmieniło lub wzrost jest nieznaczny. Dr Socha współtworzył jedno z pierwszych hospicjów perinatalnych i pro bono konsultuje pacjentki. Jak mówi, nie każda kobieta chce takiego wsparcia. - Pacjentka, która nie chce donosić ciąży, a jest do tego zmuszona regulacjami prawnymi i brakiem możliwości wykonania aborcji, będzie po prostu w tej ciąży biernie trwała i cierpiała psychicznie. Zwykle nie życzy sobie konsultacji w hospicjum. Generalnie we wszystkich hospicjach, z którymi współpracujemy na oddziale kobieta może liczyć na rozmowę z psychologiem, perinatologiem i neonatologiem m. in. o tym, jak będziemy w trakcie ciąży działali, jak zaplanować czas umierania noworodka i jego pożegnanie, czy ma się odbyć pogrzeb i jak ma wyglądać. Kobiety, które tej ciąży nie chcą, nie akceptują takich rozmów i działań - tłumaczy dr Maciej Socha. Dwa lata po wyroku TK w sprawie aborcji. Polacy niezadowoleni Zmiana prawa aborcyjnego nie podoba się większości Polaków. Świadczy o tym sondaż IBRiS dla Onetu, w którym zapytano Polaków, jak oceniają orzeczenie Trybunału. Pozytywnych odpowiedzi udzieliło jedynie 8,9 proc. ankietowanych. 17,6 proc. uczestników badania wybrało odpowiedź "ani dobrze, ani źle". Zdecydowana większość Polaków - 69,4 proc. - ocenia wyrok TK negatywnie. W sondażu zapytano też, kto ponosi największą odpowiedzialność za decyzję Trybunału Konstytucyjnego. Najwięcej odpowiedzi zebrał prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, którego wskazało 27,2 proc. badanych. W drugiej kolejności ankietowani obarczali odpowiedzialnością hierarchów polskiego Kościoła katolickiego - 22,1 proc., Julię Przyłębską wskazało 9,6 proc. Tymczasem konsekwencje wyroku ponoszą Polki. - Kiedyś nie spotykałem kobiet, które przychodziły na wizytę w zaawansowanych ciążach z wadami letalnymi płodu i mówiły, że to niechciana ciąża. Teraz miewam takie pacjentki. Przychodzą do porodu i mówią: "rodzę, ale wcale tego nie chciałam. Donosiłam tę ciąże, ale nie z własnej woli" - opowiada dr Maciej Socha.