Jarosław Kaczyński jest prawdopodobnie ostatnim świadkiem powołany przez komisję śledczą ds. wyborów korespondencyjnych. Prezesowi PiS na początku piątkowego posiedzenia odmówiono prawa do swobodnej wypowiedzi. Szef komisji Dariusz Joński pytał Kaczyńskiego o to, jaką rolę w przygotowaniach wyborów korespondencyjnych odegrała ówczesna marszałek Sejmu Elżbieta Witek. - Ja muszę jednak stwierdzić, że faktycznie ta komisja działa na zasadzie, którą łagodnie mówiąc można określić jako paradoksalną. To znaczy pełną stuprocentową winę za to, że te wybory się nie odbyły ponosi Platforma Obywatelska i przedstawiciele partii, która dzisiaj rządzi, która tutaj stanowi większość - podkreślił szef PiS. Dopytywany o rolę marszałek Witek Kaczyński powiedział, że decyzja została podjęta w sytuacji, "w której mieliśmy do czynienia już z bardzo poważnym zagrożeniem życia i zdrowia obywateli jednocześnie bezwzględnym obowiązkiem konstytucyjnym przeprowadzenia wyborów". I - jak dodał - W pewnym momencie doszły do mnie informacje o tym, że w kilku krajach np. w Bawarii przeprowadzono wybory korespondencyjne i w tej sytuacji sam - nie ukrywam - doszedłem do wniosku i inni też do tego wniosku doszli, że to jest dobre rozwiązania także dla Polski" - powiedział Kaczyński. Jarosław Kaczyński przed komisją śledczą Kaczyński powiedział, że nie wie, kto w rządzie został wyznaczony bezpośrednio do nadzorowania sprawy planowanych na maj 2020 r. wyborów. Podkreślił również, że wiedza o tym, by zorganizować je w tym trybie, dochodziła do niego z "rożnych źródeł". - Być może, że wśród nich były jakieś wypowiedzi Adama Bielana - dodał, wskazując jednak, że przeprowadzona z nim rozmowa telefoniczna w tej sprawie "z punktu widzenia podejmowania decyzji" nie miała "żadnego znaczenia". Dopytywany później o tę samą kwestię, Kaczyński powtórzył, że nie potrafi wskazać dokładnego miejsca i czasu, w jakim została podjęta decyzja ws. wyborów. Podczas przesłuchania regularnie dochodziło do potyczek słownych na linii Kaczyński-Joński. Prezes PiS w pewnym momencie przyznał, że nie jest dumny z tego, że zeznaje przed komisją, ponieważ jego zdaniem jest ona "w istocie nielegalna" i działa w sposób "zupełnie sprzeczny z konstytucją". Wytykał też Jońskiemu, że przerywa mu zeznania. Jarosław Kaczyński o wyborach korespondencyjnych. Przyznał się do pomysłu Agnieszka Kłopotek (PSL) pytała Kaczyńskiego o jego wypowiedź z 24 maja 2021 r., który w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" powiedział: "Wtedy pomysł powstał, nie ukrywam, że mój, żeby zrobić coś takiego jak w Bawarii i w Kanadzie, czyli przeprowadzić wypory korespondencyjne". Posłanka PSL spytała czy podtrzymuje, że był to pomysł Kaczyńskiego. "To był pomysł, do którego się całkowicie przyznaję. Natomiast pomysł nie był mój w tym sensie, że powstał w innych krajach. Nie wiem, kiedy raz pierwszy przeprowadzono takie wypory. Przynajmniej sobie tego nie przypominam, ale kiedy ten pomysł ktoś mi tutaj przekazał, to ja go przyjąłem. W tym sensie był mój pomysł" - odpowiedział Kaczyński. Kaczyński pytany o negatywną opinię b. ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego na temat przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych zeznał, że w ogóle nie wiedział, że Szumowski miał negatywną opinię na temat tych wyborów. Pytany zaś o zeznania b. posła Porozumienia Michała Wypija powiedział, że jego ugrupowanie przeciwstawiało się wtedy przeprowadzeniu wyborów i że posłowie Porozumienia byli zapraszani na Nowogrodzką na rozmowy które, "dotyczyły tego, za ile zmienią zdania Posłowie porozumienia, żeby poprzeć wybory korespondencyjne". Kaczyński skomentował te zeznania jako "wyjątkowo bezczelne kłamstwo". Stan nadzwyczajny? "Nadużycie prawa" Odpowiadając na kolejne pytania Jarosław Kaczyński stwierdził, że wprowadzenie stanu nadzwyczajnego w 2020 r. byłoby "nadużyciem prawa". Kaczyński był też pytany o postawę Senatu, jeśli chodzi o ustawę dotyczącą przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych. - Było oczywiste, z resztą to była praktyka Senatu stosowana dużo wcześniej, praktyka obstrukcji, natomiast w tym wypadku ona miała charakter skrajny. Wykorzystano cały czas w trakcie którego Senat może podjąć decyzje - odpowiedział. Jak dodał podstawą złej woli Senatu były względy czysto partykularne, a nie względy odnoszące się do interesu obywateli czy konstytucji. Dopytywany przez Waldemara Budę, czy tę sytuację można ocenić jako nadużycie prawa, Kaczyński potwierdził. "Można tak nazwać. To z resztą dotyczy całego tego działania, które było prowadzone, tylko że ono w dużej mierze było prowadzone w sposób całkowicie bezprawny. W wypadku Senatu było to nadużycie prawa, chociaż w sensie formalnym prawo nie zostało złamane" - ocenił Kaczyński. Kwestię Senatu kontynuowała Magdalena Filiks. Posłanka KO pytała, czy świadek zakładał, że Senat swój konstytucyjny 30-dniowy termin wykorzysta w sprawie tej ustawy. - Nie, ja sądziłem jednak, że jest coś takiego jak sumienie w polityce i że w związku z tym Senat jednak nie będzie w tym wypadku stosował obstrukcji. No, okazało się, że to sumienie nie działa - odpowiedział Kaczyński. Jarosław Kaczyński "zniknął w przerwie" Do niecodziennej sytuacji doszło po godz. 15, gdy Dariusz Joński zarządził 5-minutową przerwę w obradach. Ostatecznie członkowie komisji wrócili na salę 15 minut później - bez głównego świadka. Jacek Karnowski zaproponował, aby zamknąć ten punkt i przejść do następnego. - Z powodu tego, że świadek nie traktuje nas poważnie - mówił. Ostatecznie Joński przedłużył przerwę do 15:30. O nowej, ustalonej godzinie wszyscy dotarli na salę. - Świadek mógł powiedzieć, że potrzebuje więcej czasu, to jest brak szacunku - zwracał się do Jarosława Kaczyńskiego Dariusz Joński. - To nie jest spotkanie na obiad u pani Julii Przyłębskiej, jeśli umawiamy się na pięć minut, to jest pięć minut - pouczał prezesa PiS. Chwilę później z obrad został wykluczony poseł PiS Mariusz Krystian. Dariusz Joński stwierdził, że parlamentarzysta "sabotował prace komisji" i "przeszkadza". - Cyrku Jońskiego ciąg dalszy - komentował Przemysław Czarnek. Wnioski ws. Jarosława Kaczyńskiego. Do Komisji Etyki i prokuratury Emocji nie brakowało również na koniec posiedzenia. Gdy Joński przygotowywał się do rozpoczęcia przemówienia końcowego, Waldemar Buda skomentował: nikt tego nie będzie słuchał. Chwilę później Jarosław Kaczyński wstał z krzesła i opuścił salę. - Dziś przed komisją śledczą stanął człowiek, który nie pełnił żadnych funkcji w marcu i kwietniu, ale decydował o terminie i sposobie głosowania. Człowiek, który marszałka Sejmu nie traktował poważnie, a premiera traktował jak chłopca, który miał podpisać dokumenty. Ten człowiek działał jak Ojciec Chrzestny. Dzisiaj bez szacunku dla posłów, bez szacunku dla obywateli myśli że stoi ponad prawem. Otóż nie stoi - powiedział Joński. Wypowiedź tę próbował zagłuszyć polityk Suwerennej Polski, poseł Michał Wójcik, który wyciągnął megafon. - Niech pan się nie ośmiesza - odpowiadał Joński. Komisja przed zakończeniem posiedzenia przegłosowała skierowanie wniosku do komisji etyki poselskiej o ukaranie Kaczyńskiego oraz o wykluczenie z obrad posła Wójcika. Na konferencji prasowej po posiedzeniu Joński przekazał, że komisja złoży zawiadomienie prokuratury ws. m.in. Jarosława Kaczyńskiego oraz Elżbiety Witek.