274 mln zł zapisano w projekcie budżetu na 2024 rok jako wydatki na Kancelarię Prezydenta. To więcej niż w poprzednich latach, kiedy na KPRP z budżetu państwa szło odpowiednio 247 (2023 rok), 208 (2022) i 204 mln zł (2021). Co ciekawe, koszty działalności kancelarii Andrzeja Dudy rosną od momentu objęcia przez niego urzędu. Startowały z poziomu 164 mln zł w 2016 roku. Jedynym rokiem, gdy nastąpiło zmniejszenie wysokości budżetu, był rok 2020 - utrzymanie KPRP kosztowało wówczas niespełna 189 mln zł wobec ponad 196 mln rok wcześniej. Mówi poseł z sejmowej komisji finansów publicznych: - W 2018 roku rekordowy budżet Kancelaria Prezydenta argumentowała pokaźnymi wydatkami z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Problem w tym, że w kolejnych latach ten budżet wcale nie wrócił do poziomu sprzed 2018 roku. Wielkie święto mają co roku. Poboży i Żaryn przelali czarę goryczy Obecna ekipa rządząca projekt budżetu otrzymała "w spadku" po swoich poprzednikach. Z racji braku czasu na gruntowne zmiany - wynika to z konieczności uchwalenia ustawy budżetowej do 29 stycznia - wiele pozycji pozostało niezmienionych względem planów poczynionych przez Mateusza Morawieckiego i jego współpracowników. Z informacji Interii wynika jednak, że budżet Kancelarii Prezydenta może wypaść spod tej reguły. - Sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta, jest wersja przycięcia i nieprzycięcia budżetu Kancelarii Prezydenta, ale tak, jest duża szansa, że pójdziemy w stronę przycięcia - tłumaczy nam dobrze poinformowany polityk obozu władzy. Kroplą, która przelała czarę goryczy, było ostentacyjne zatrudnienie przez głowę państwa w roli doradców Stanisława Żaryna i Błażeja Pobożego. Obaj politycy są byłymi członkami rządu premiera Morawieckiego i zarazem najbliższymi współpracownikami prawomocnie skazanego niedawno na karę więzienia byłego szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. W poprzedniej kadencji obaj zajmowali eksponowane stanowiska. Żaryn był sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pełnomocnikiem rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej Rzeczypospolitej Polskiej, a także zastępcą ministra-koordynatora służb specjalnych. Poboży był z kolei wiceszefem MSWiA i, podobnie jak Żaryn, bardzo bliskim współpracownikiem ministra Kamińskiego, jednej z najważniejszych figur w Prawie i Sprawiedliwości. Zatrudniając nowych doradców prezydent Duda i jego środowisko chcieli dobitnie zamanifestować, po czyjej stronie stoją w polityczno-prawnym sporze dotyczącym losu ex-ministrów Kamińskiego i Wąsika. - Macie, panowie, za sobą wielkie doświadczenie i cechujecie się rzetelnością wykonywania powierzonych zadań. Najlepszym dowodem na wasz propaństwowy patriotyzm jest to, że współpracowaliście w ostatnich latach z ministrami Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem - zachwalała wówczas swoich nowych podwładnych głowa państwa. Ważny w tej sytuacji jest fakt, że uroczystość zaprzysiężenia nowych ministrów w KPRP była okazją do zaproszenia tam Kamińskiego i Wąsika. Obaj politycy już po oficjalnej części wydarzenia pozostali w kancelarii, aż do momentu, gdy pod nieobecność prezydenta Dudy wyprowadziła ich stamtąd policja. Większość rządząca wysłaną przez prezydenta wiadomość przyjęła, odczytała i zamierza na nią zareagować. - Nie przypuszczałem, że dożyję dnia, w którym prezydent Polski będzie udzielał w Pałacu Prezydenckim schronienia dwóm skazanym przestępcom - mówi nam ważny poseł większości parlamentarnej, zwolennik uszczuplenia budżetu Kancelarii Prezydenta. Cięcia: pieniądze albo etaty Chociaż politycy większości rządzącej zapowiadają cięcia w budżecie Kancelarii Prezydenta, to kluczowe pytanie brzmi: Jak dotkliwe one będą. Nie mogą być całkowite, ponieważ Kancelaria Prezydenta nie może pozostać bez budżetu. Polityczny zwyczaj mówi, że budżet KPRP jest tworzony przez jego dysponentów, a minister finansów jedynie dołącza go do ustawy budżetowej. Zmiany w budżecie może dokonać jedynie Sejm. Z tej właśnie możliwości chcą skorzystać rządzący. Tym bardziej, że mają poważne zastrzeżenia do części przedstawionych przez KPRP wydatków na 2024 rok. Swoje obiekcje artykułowali na posiedzeniu sejmowej komisji finansów publicznych pod koniec ubiegłego roku. Politycy opcji rządzącej wskazywali, że 103 mln zł na organizację rocznic i uroczystości państwowych to gruba przesada. Zwłaszcza, że w części z nich głowa państwa ogranicza się do działań czysto okolicznościowych i symbolicznych. Posłowie skrytykowali również plany wydania 40 mln zł na Narodowy Fundusz Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, czyli rodzinnego miasta Andrzeja Dudy. Ich zdaniem to niepotrzebne dublowanie działań z resortem kultury i dziedzictwa narodowego. Kancelarii Prezydenta najbardziej zależy jednak na zabezpieczeniu funduszy na podwyżki dla pracowników. Podwyżka wynagrodzeń o 12,3 proc. miałaby pochłonąć ponad 6 mln zł. Kierownictwo KPRP chciałoby jednak przyznać podwyżki o 20 proc. - tak, jak obiecał to pracownikom budżetówki rząd Donalda Tuska. Na taki wydatek nie ma jednak w zaplanowanym budżecie środków, więc KPRP apelowało o jego zwiększenie o 7 mln zł. Na to parlamentarzyści się jednak nie zgodzili. - Sprawdziłem średnie wynagrodzenie pracowników Kancelarii Prezydenta i ono wynosi niemal 10 tys. zł brutto, a to jednak zupełnie inna sytuacja niż zarabiającego 3,5 albo 4 tys. zł brutto nauczyciela - tłumaczy nam przyczyny odmowy jeden z członków komisji. Jak dodaje, przedstawiciel KPRP na posiedzeniu komisji zapewniał też, że w 2024 roku kancelaria nie planuje zwiększenia zatrudnienia - obecnie wynosi ono 365 etatów - a już w pierwszych dniach stycznia głowa państwa przyjęła dwóch nowych doradców. Większość parlamentarna czuje się oszukana. - Będzie w przyszłym tygodniu drugie czytanie budżetu i będziemy poważnie zastanawiać się, czy nie złożyć poprawki, która ograniczyłaby budżet KPRP przynajmniej o te 13 proc. na planowane podwyżki. Bo tutaj nie chodzi o podwyżki, tylko o pieniądze potrzebne na wypadek sytuacji, gdyby trzeba było dać przestrzeń do funkcjonowania prominentnym politykom PiS-u - powiedział nam w ubiegłym tygodniu jeden z przedstawicieli obozu władzy. Nasz rozmówca zapewnił jednak, że "na pewno nie będzie to podejście na zasadzie: tniemy o tyle i tyle, zero dyskusji". - Może będzie to wspomniane 13 proc. na podwyżki, wówczas wynagrodzenia pozostałyby na poziomie z 2023 roku, a może przyjrzymy się blisko 400 etatom w Kancelarii i stwierdzimy, że to jednak trochę za dużo - dodał nieco enigmatycznie. "Wojna na górze" prezydenta z rządem Polityczne napięcie między "małym" pałacem (siedziba premiera) i "dużym" pałacem (siedziba prezydenta) narasta jednak od wielu tygodni. To nie tylko kwestia potężnego konfliktu wokół były posłów Kamińskiego i Wąsika. Obecna ekipa rządząca ma do głowy państwa duży żal o to, że "ukradł" jej dwa miesiące czasu po wyborach. Prezydent co prawda nie złamał w tej kwestii żadnego przepisu konstytucji, ale możliwie długo opóźniał proces oddania przez PiS władzy - m.in. desygnując do stworzenia rządu Mateusza Morawieckiego, chociaż ten nie miał nawet matematycznych szans na powodzenie w tej misji. Gra na czas pozwoliła jednak PiS-owi przegrupować siły po porażce, zabezpieczyć możliwie dużą część wpływów w państwie i zapewnić niektórym politykom miękkie lądowanie w kontrolowanych przez nominatów PiS-u instytucjach publicznych. Sytuację między oboma obozami politycznymi jeszcze bardziej zaogniło ogłoszone tuż przed świętami Bożego Narodzenia prezydenckie weto do ustawy okołobudżetowej. Andrzej Duda swoją decyzję argumentował zapisaniem w dokumencie możliwości przeznaczenia 2 mld zł na media publiczne, które w jego ocenie rządzący przejęli z rażącym naruszeniem przepisów prawa. Wreszcie politycy Koalicji 15 Października nie chcą dopuścić do sytuacji, żeby Kancelaria Prezydenta stała się drugą po Narodowym Banku Polskim instytucją masowo ratującą polityków poprzedniej ekipy rządzącej. - Kancelaria Prezydenta i NBP to dwie pisowskie przechowalnie niezagospodarowanych politycznych nominatów. Są jak żywcem wyjęte z filmu "Czterdziestolatek. 20 lat później" - ironizuje jeden z polityków sejmowej komisji finansów publicznych. Łukasz Rogojsz