Jakub Szczepański, Interia: Jak pan ocenia zmiany, które zachodzą obecnie w telewizji? Jacek Snopkiewicz, trzykrotny szef TAI i TVP Info, założyciel Akademii Telewizyjnej: - Mam mówić długo czy krótko? Spróbujmy krótko, potem będę pytał. - Od objęcia władzy "Koalicja 15 października" nie zrobiła nic, żeby przygotować ustawę dotyczącą mediów. To zasadniczy element, bo obecny stan jest tylko przejściowy. Rządzącym udało się osiągnąć cel polityczny, skoro PiS został przegnany, niestety częściowo, z telewizji. A reszta... Co tam reszta? Gdzie ustawa? Minister Sienkiewicz coś bąka w "Grafitti" Polsatu o powołaniu nadzwyczajnej komisji ds. mediów. Rychło w czas. Rządzący mieli sporo czasu, żeby przedstawić jakąś koncepcję na funkcjonowanie telewizji. Nie wykorzystali go? Dlaczego? - Przede wszystkim, w niejasnych okolicznościach, przepadł prezes Janusz Daszczyński, który wygrał konkurs w 2015 r. i został bezprawnie odwołany. Człowiek kompetentny i prostolinijny, co mogło tę kandydaturę zgubić. Cieszył się poparciem środowiska, jego przywrócenie miało silną legitymację prawną i mieściło się w obietnicach PO przywracania ludzi wyrzuconych z pracy przez PiS. Drugim wyjściem było przejęcie Rady Mediów Narodowych i usunięcie przewodniczącego, który ma podobno niejasne powiązania z Telewizją Republika. Tymczasem pospieszną zmianę wykonano w tym pierwszym rzucie na rympał. Mówi pan o w miarę cywilizowanych rozwiązaniach, a myśmy jeszcze niedawno oglądali szarpaniny z posłami PiS w budynkach TVP przy ul. Woronicza. - Sposób dokonania przejęcia na siłę i przerwanie emisji to największe zło, jakie wyrządzono mediom publicznym. Stworzono precedens, który może powtórzyć się w przyszłości. Proszę pamiętać, że najpierw powołano nową radę nadzorczą i prezesa, powstał problem prawny. Likwidator pojawił się później. To takie macanie w ciemno. Wyjdzie, a może nie wyjdzie? A może tak, a może inaczej. Raczej nie wyszło? - Od 15 października było sporo czasu na przygotowanie przejęcia i nowych "Wiadomości". To była sytuacja luks. Kiedy wysadzaliśmy w powietrze "Dziennik Telewizyjny" miałem kilka dni na przygotowanie pierwszego wydania nowego programu. Ale była w nas taka siła, że przeskoczyliśmy przez płot. W środowisku słychać, że ekipa, która przejęła władzę w TVP, powstała najprawdopodobniej na przełomie października i listopada. Była to decyzja polityczna. Na konkurs nie było czasu, ale można było wybrać jedną z kilku koncepcji i merytorycznych, i personalnych. Tego nie zrobiono. Tak, obecna ekipa jest z politycznej nominacji. Z nominacji lewicy, prawda? - Można tak powiedzieć. Tylko nie wiemy, jak to się stało. Może to pułapka i PO powie za jakiś czas: to nie my, to koalicjant. Ale nie chodzi o poglądy, moje serce też jest po lewej stronie. Problem zaczyna się, kiedy ściąga się ludzi do telewizji głównie z tego samego kręgu czy środowiska, po znajomości. A miało być inaczej. Nie potrafię zrozumieć, że na stronach TVP nie ma sylwetek głównych postaci nowej ekipy. Co opinia publiczna może wiedzieć o dorobku w dziedzinie mediów publicznych osoby numer jeden czyli likwidatora? O Danielu Gorgoszu? Proszę powiedzieć, czego pan się dowiedział. - Przejrzałem internet i wyszukałem informację, że zarządzał flota samochodową w telewizji w liczbie 200 sztuk. No, brakiem podstawowych informacji sami sobie szkodzą. Ale co to za lewica, kiedy kilka dni temu w TVP Historia mogłem zobaczyć godzinny dokument w reżyserii Krzysztofa Nowaka o okrągłym stole i wyborach czerwcowych. Rozumiem, że się panu nie podobał? - Fałszywy, ze skrajna prawicową narracją, nieprawdziwy. Wiem, również dlatego, że byłem przy tym jako ekspert "Solidarności" od telewizji. Przy takich emisjach musi być studio i jakiś komentarz, spojrzenie z drugiej strony, pokazanie fałszu i kłamstwa. Słyszałem, że w Platformie było oburzenie, ale nikt nie zaprotestował. Nie od rzeczy jest więc pytanie - czy ktoś nad programem panuje? A jak pan ocenia słynne już przerwanie emisji TVP Info? - Szkoda słów! Kiedy miały zostać wyemitowane pierwsze "Wiadomości", mieliśmy i studio rezerwowe w innym miejscu, dublerów do prowadzenia, a nawet skromne nagranie pierwszego wydania. Napięcie było ogromne, bo w TVP była silna agentura SB, nieporównanie sprawniejsza od posłów PiS. Ten fakt świadczy niestety o znanym wirusie telewizyjnym pod nazwą pychy, świat należy do nas. I tym razem pycha szła przed upadkiem. Jak chciałby pan kompletować zespół, skoro nie wiadomo, kto zatrudnia, ani czy jest wypłacalny? Podobno ludzie zatrudnieni od wielu lat nie otrzymują zapłaty za swoją pracę. - To są konsekwencje potknięcia przy pierwszym kroku, trudno złapać równowagę. Dzwonią do mnie ludzie ze środka telewizji i mówią z wielkim żalem, jak trudno im się pracuje, że atmosfera nie jest radosna, niektórzy po tygodniu odchodzą. Wielu wątpi w jasną przyszłość. Zwrócił pan uwagę na raport "Czy mogło być inaczej", który przygotował Jacek Kurski? Rzuciłem okiem. Co z niego wynika? - Świadczy o tym, że mamy od czynienia z profesjonalną grupą, która przez lata rządziła telewizją. Oni wcale nie zaprzestali walki. To dopiero początek wojny i słyszę od różnych osób - jak tak dalej pójdzie, nie wiadomo, jak ta wojna się zakończy. Wracając do raportu: nie można tym szkodnikom telewizyjnym odmówić kompetencji. Raport analizuje budowanie ramówki, zdobywanie widowni. To jest profesjonalna analiza. Obecnie nie ma podobnej w telewizji? - Dzisiaj zmiana ramówki polega na przeniesieniu, nie wiemy dlaczego, "Panoramy" z godziny 18 na 22.30. To strata znacznej części widowni, przykład arogancji wobec widzów przywykłych od lat do tej samej godziny. Przeciwwagą dla raportu Kurskiego mógłby stać się wywiad, którego dla poważnego tygodnika udzielił ostatnio dyrektor generalny, Tomasz Sygut. Stwierdził, że właśnie powstaje audyt, który ma prześwietlić poprzednią ekipę. To źle? - Audyt oczywiście, rozumiem. Potrzeba czasu, bo należy dogłębnie zbadać m.in. przepływy finansowe. Ale dlaczego nie opublikowano, jeśli w ogóle istnieje, raportu przejęcia spółki czyli stanu w momencie zmiany władzy? Od udziałów i widowni, po strukturę, personalia, nepotyzm, układy rodzinne i tak dalej. Wiele informacji na ten temat krąży od dawna. Więc Jacek Kurski zdążył, a nowa ekipa nie. Zresztą oczekiwałbym ze strony TVP riposty na ten raport. I oto mamy z jednej strony profesjonalny, choć pełen pychy i zachwytu nad sobą, tekst, a z drugiej strony rozmowę w tygodniku. Co wyszło lepiej? - Byłem rzecznikiem prasowym TVP trzech prezesów i tego wywiadu bym nie puścił albo zdecydowanie okroił. Żeby dyrektor generalny nowej, wolnej, niezależnej telewizji, na pytanie o konkursy na stanowiska w TVP, nie odpowiadał pytaniem. Aż zacytuję: "mogę zapytać krytyków z mediów komercyjnych, czy w ich redakcjach na pewno są konkursy na kluczowe stanowiska". Co powinien powiedzieć? - Oczekiwałbym odpowiedzi, że transparentność i konkursy na kluczowe stanowiska to jeden z filarów mediów publicznych, bo taka jest filozofia tych mediów. Cieszy natomiast zapowiedź konkursów dla młodych, byle nie po znajomości. Dzisiaj, to już powinniśmy powiedzieć - to koalicji 15 października ponosi odpowiedzialność, że do tej pory nie przedstawiono opinii publicznej ani raportu przejęcia, ani mapy drogowej działań i zmian na pierwsze miesiące urzędowania czy informacji o wnioskach do prokuratury na podstawie raportu NIK. Nie ma raportu przejęcia, czego jeszcze brakuje? - Potrzeba siły moralnej, wiarygodności. Wrócę jeszcze raz do podobnej sytuacji z 1989 r. W telewizji powstał Zespól Powrotów, który w kontakcie z prezesem Andrzejem Drawiczem, rozmawiał ze zwolnionymi w stanie wojennym. Nie wszyscy mogli wrócić, choćby ze względu na wiek, ale każdy miał satysfakcje, że wrócił, choćby na chwilę, że został przeproszony i zaliczono mu staż pracy w TVP w okresie do 1989 r. Jak to wygląda dzisiaj? - Podzielono środowisko: do jednych dzwonili, do innych nie. Mogę wymienić nazwiska osób w rozkwicie sił zawodowych, dotkniętych i rozczarowanych. Nie tak miało być. Do tego zabrakło rozliczeń personalnych, rodzaju Komisji Prawdy, która powinna ustalić publiczną listę osób, które kłamały i oszukiwały, chciwie wyrywały kasę, poniżały naszą telewizję. Aby już nigdy nie przekroczyły progów Woronicza. Brzmi orwellowsko. - Jeśli ktoś niszczył telewizję, służył politykom, nie może odnowić telewizji publicznej. Dotychczas wyrzucono dyscyplinarnie kierownictwo TAI, znaczną część dyrektorów zawieszono, a powołuje się nowych. Przetrwało wielu lizusów, którzy witali nową ekipę i byli jej podnóżkiem. Zaczynam wątpić, czy jest kara boska. To publiczne wyjawienie skompromitowanych nazwisk, przecież nie tylko dziennikarzy, jest zaporą na przyszłość. W telewizji nie powoływano już więcej komisji weryfikacyjnych, wręcz unikano tego słowa, bo zostało publicznie potępione. W dzisiejszym TVP zostali ludzie, których można porównać do weryfikatorów z czasów stanu wojennego? - Głębokiej i sprawiedliwej odpowiedzi na to pytanie właśnie oczekujemy od nowych władz TVP. Raport Jacka Kurskiego przedstawia obraz republiki bananowej: oto zdrajca wpuścił nowych prezesów, wcześniej spiskowano i tak dalej. Głęboki niesmak. Przecież Przemysław Herburt określany w raporcie jako "zdrajca", który przez chwilę był prokurentem spółki i zaufanym człowiekiem PiS, jest dzisiaj dyrektorem, a według Kurskiego nawet załapał się na podwyżkę od nowych władz. To jest moralne? A przy okazji, gdzie są filary ładu i jakości - komisja etyki i komisja karty ekranowej? Maja nowe składy personalne, działają, czy zostały zlikwidowane? A jak pan ocenia transparentność nowych władz TVP? Zarobki dziennikarzy z czasów PiS jakoś dało się ujawnić. Gorzej z tymi, którzy pracują obecnie. - Wchodzą w te same buty, co poprzednicy. Opinia publiczna nie jest informowana o wysokości zawieranych kontraktów. Jak można się tłumaczyć ochroną danych osobowych? Skoro podpisujesz umowę w TVP, musisz wyrazić zgodę na ujawnienie własnych zarobków, bo pracujesz w mediach publicznych. To proste. Ale nie ujawniają też wszystkiego z przeszłości. Informację o zarobkach realizatora "Sylwestrów marzeń", byłego męża nowej żony prezesa Kurskiego ujawnił redaktor Piotr Krysiak i wyszło, że w 2021 r. realizator Klimek zarobił 2 280 741 zł brutto. No, Olechowski mógłby nosić mu kamerę z tym swoim milionem rocznie. Jak powinna wyglądać transparentność w telewizji? - Transparentność, to kontakt z opinia publiczną. Nie ma konferencji prasowych, rzecznika, komunikacji, niejasne są zasady zatrudniana. Przecież już powinna odbyć się debata o telewizji publicznej w telewizji, z udziałem ekspertów i widzów. Jaką ta ekipa ma wizję, czego oczekuje widownia? Dopiero na końcu minister Sienkiewicz powinien odpowiedzieć na kilka zasadniczych pytań. Nie zwrócili się do widzów z żadnym pytaniem, nie informują, mając w rękach tak wielką machinę. Czy tak to ma wyglądać przez kolejne dwa lata, do czasu wyborów prezydenckich i nowej ustawy? Przejdźmy do programów oferowanych przez nowe TVP. Podobają się panu? - Czy dziennikarze drugiej albo trzeciej ligi z różnych stacji mogą stworzyć nową jakość? Zobaczymy. Wszystko rozumiem, telewizję trzeba było uruchomić. Jednak najlepsi dziennikarze telewizyjni powinni pracować w nowych "Wiadomościach" i TVP Info, bo to główne pole bitwy o prawdę, jakość i wiarygodność telewizji. Na przykład kto? - Magda Michalak z Łodzi. Widziałem jej powrót do łódzkich "Wiadomości", bo pracuję w Łodzi. Absolutnie pierwsza liga. Joanna Osińska ze Szczecina, perfekcyjna, ale została dyrektorem oddziału regionalnego. Dyrektor Tomasz Pietraszak wrócił do Bydgoszczy, a za jego czasów regionalny program informacyjny był jednym z najlepszych. Lista jest dłuższa. Pływam przy silnych wiatrach i wiem, co znaczą słowa - wszystkie ręce na pokład! Niech pan w takim razie powie: faktycznie i9:30 oferuje swoim widzom "czystą wodę"? A może redaktor Marek Czyż przestrzelił z zapowiedziami? - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, ze środka telewizji, że pilnie zażądano analizy czasu poświęcanego partiom politycznym. To znak: ktoś jest niezadowolony. No i kompromitujący spot, który ukazał się w TVP Info. Chodzi panu o spot z politykami Platformy i z red. Jackiem Nizinkiewiczem z "Rzeczpospolitej", który od razu zaprotestował? - Owszem, bardzo niedobry sygnał a może korzystniej - zwykła głupota. Sygnałów jest więcej, jedno ze stanowisk dyrektorskich przejęła osoba ze stajni kadrowej marszałka Adama Struzika czyli PSL. Może przypadek, a może sygnał, że znowu dochodzi do podziału łupów. Do tej pory chodziło chyba tylko o TVP Info i "Wiadomości". Tymczasem ponad 700 osób wyrzucono z Placu Powstańców, studia za miliony są przewożone na ul. Woronicza. W jakim celu? - Proszę poczekać. Takie ruchy można wykonywać wtedy, kiedy mamy plany restrukturyzacji i założenia nowej ustawy. A co będzie jeśli w nowej ustawie, a pojawia się to w dyskusjach, TVP Info i programy informacyjne wyodrębnione będą w odrębną spółkę czy strukturę? Ta zmiana roli Placu Powstańców jest bardzo zagadkowa. Spójrzmy na to jako na wydatek energetyczny, wymagający sił i czasu. Energia korporacji jest określona, ta energia jest potrzebna zupełnie gdzie indziej, powinna służyć jakości programu, bo toczy się też bitwa o widza. Badania ze stycznia wskazują, że TVP Info było dopiero 12. pod względem oglądalności. Przypadek? - Jest to związane z przerwaniem emisji, finansowaniem, jakością oferty. Jak pan wie, sytuacja finansowa jest krytyczna. Zobaczymy czy koalicja z miliardów przeznaczonych na onkologię, da teraz na telewizję. Ale muszą dać jakieś pieniądze, bo inaczej wszystko się zawali. Trzeba pamiętać, że straty widowni są trudne do odrobienia, mogą się też nie udać, jeśli program będzie marnej jakości. Działania w porę maja tutaj ogromne znaczenie. Donald Tusk zabierze chorym dzieciom i da na telewizję publiczną? - No widzi pan, już widać kolejną, polityczną pułapkę. Jest pan jednym z członków zarządu Stowarzyszenia Ludzi Mediów Woronicza 17. W jaki sposób tam działacie? - Lada moment spodziewamy się rejestracji. Dostajemy mnóstwo telefonów. Ludzie są zdezorientowani, nawet dyrektorzy nie wiedzą, co dalej. Pytają, co maja robić, proszą - zróbcie coś. Mówią o braku komunikacji wewnętrznej, arogancji, nieprzyjemnej atmosferze, kontrolach, czekaniu na spotkania i tak dalej. Dla mnie stowarzyszenie okazało się też pułapką, bo zamiast kończyć książkę o ściganiu Niemców za Powstanie Warszawskie, a jest okrągła rocznica Powstania, spadła na mnie i na kolegów wielka odpowiedzialność. To może poda pan jakąś receptę? Powie, jak rozwiązać tę sytuację? - Patrzę na sprawę z perspektywy wykładowcy Łódzkiej Szkoły Filmowej i rozczarowanych sytuacją słuchaczy, którzy pisali z sercem prace o telewizji polskiej po upadku "dobrej zmiany". Niektórzy z nich, najczęściej studenci zaoczni, współpracują z TVP i już mają dość. Wydaje się, że niezbędne są przepisy przejściowe, wskazujące jak telewizja ma funkcjonować, zanim pojawi się nowa ustawa. Muszą odpowiedzieć na pytania: kto i w jaki sposób ma kierować spółką? Jaka jest strategia przetrwania? Czego oczekuje widownia? I kilka innych. Ale kto ma się tym zająć? Proszę porównać energiczne działania ministra Adama Bodnara ze stoickim spokojem ministra Sienkiewicza. W ten poniedziałek toczyła się ważna debata w Fundacji im. Batorego nad projektem obywatelskim ustawy o mediach publicznych. Z Ministerstwa Kultury nikt nie przyszedł. Nikt nie miał czasu. Zostaje kontrola mediów? - Owszem, chociaż dotychczas prasa traktuje TVP delikatnie. Rozumiem wszystko, zmiana była pożądana i był czas ochronny. Wspieraliśmy esemesami nową ekipę atakowaną na Woronicza przez wściekłych posłów PiS. Ale to już minęło. Podwaliny tej nowej TVP robią się spróchniale, a ściany krzywe. Należy więc spytać, co dalej i odpowiedzieć, jak to na lewicy, nowomową: "Na odcinku telewizji - rozmemłanie, ludzie pracy nie tego oczekiwali". Jakub Szczepański