Łukasz Szpyrka, Interia: Wiemy już oficjalnie, że białoruskie śmigłowce naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Jest pan zaskoczony, że radary ich nie wykryły? Marek Budzisz, Strategy&Future: - Mieliśmy do czynienia z niewielkim wtargnięciem, a to się zdarza. Przestrzeń powietrzna nie jest kopułą, której nie można przekroczyć. Odwołam się choćby do doświadczeń na południowej granicy USA, która jest regularnie przekraczana przez statki powietrzne przemytników. W tym sensie jest to normalny stan rzeczy. Nie to najbardziej mnie niepokoi. A co? - Mamy do czynienia z dość czytelną i prowokacyjną działalnością ze strony władz Białorusi, które dążą do eskalowania napięcia. Mamy wypowiedzi samego Łukaszenki, że Polska powinna być wdzięczna Białorusi za powstrzymywanie wagnerowców. Jak się wydaje, to celowa działalność Mińska, który za pośrednictwem eskalowania napięcia i prowokowania różnych sytuacji chciałby osiągnąć swoje cele o charakterze politycznym. - Wydaje się też, że mamy - powiem delikatnie - problem dotyczący naszej pętli decyzyjnej. Najpierw mieliśmy do czynienia z zaprzeczeniami na temat tego incydentu, a dopiero później został on potwierdzony. Sam opis sytuacji i jego zmienność świadczy o problemach komunikacyjnych między MON a Dowództwem Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Z tego powinniśmy wyciągać wnioski. Mówi pan o dwóch wcześniejszych sytuacjach. O Przewodowie, kiedy przez niemal cały dzień nie dostaliśmy żadnej oficjalnej informacji, co tak naprawdę się stało, a także o Zamościu pod Bydgoszczą, kiedy w ogóle nie dostaliśmy informacji, że rosyjska rakieta trafiła do Polski. Dopiero przypadkowa kobieta odnalazła ją w lesie, a władze milczały. - To niepokojące, bo tamte wydarzenia nie skłoniły nikogo, by problem rozwiązać. I nie chodzi tylko o komunikaty oficjalne. Proszę zwrócić uwagę, że niewiele się dzieje na poziomie przygotowania mieszkańców na terenach nadgranicznych. Ci ludzie powinni wiedzieć, że tego rodzaju zjawiska będą się powtarzały. To też świadectwo zaniechania bądź przynajmniej opóźnienia działań. To też jest niepokojące. Jest pan przekonany, że tego rodzaju zjawiska będą się powtarzały? - Tak, jestem przekonany, że będą się powtarzały, bo zarówno Rosja jak i Białoruś są zainteresowane eskalowaniem napięcia, bo takie są ich cele polityczne. I oba te kraje mogą używać do tego wagnerowców. Generał Komornicki sugerował, że to właśnie oni mogli latać tymi śmigłowcami. - Mamy do czynienia z następującymi informacjami. Wagnerowcy szkolą białoruskie brygady zmechanizowane, a jedna z takich brygad stacjonuje pod Grodnem i ma tam swój poligon. Trwają tam ćwiczenia. Pewnie dlatego premier Morawiecki mówił o przesuwanie się Grupy Wagnera. - Z drugiej strony w prasie opozycyjnej na Białorusi pojawił się też tekst dziennikarki, która za pomocą mediów społecznościowych weszła w kontakt z jednym z wagnerowców. Zawarto tam przekaz, że "on chodził na granicę z Polską". To jest już coś więcej niż obecność na poligonie, choć trzeba być ostrożnym, czy ten przekaz jest na pewno prawdziwy. Należałoby jednak przypuszczać, że jakieś formy zwiadu i rekonesansu miały już miejsce. A to oznaczałoby, że przelot białoruskich śmigłowców nie tyle miał służyć rozpoznaniu, ale była to demonstracja. Głównie na poziomie politycznym. Białoruski charges d'affaire został wezwany do naszego MSZ. To koniec tej historii? - To sprawa rozwojowa. Musimy pamiętać, że we wrześniu na terenie Białorusi będą miały miejsce kolejne manewry ZAPAD. A to by oznaczało, że w najbliższym czasie powinny na Białoruś przybywać nowe jednostki rosyjskie. Jeżeli takich ruchów nie będzie, to być może te terminy zostaną przesunięte, ale na dziś manewry są zapowiedziane. Do tej pory były organizowane na różnych białoruskich poligonach i były związane m.in. z symulowaniem ataku, również jądrowego, na państwa NATO. Czyli m.in. na Polskę, ale też kraje bałtyckie. W najbliższym czasie możemy mieć do czynienia z narastającym problemem rozmaitych incydentów. Moim zdaniem jest to na rękę Rosji, pośrednio Białorusi, również ze względu na dynamikę wojny na Ukrainie. By odwrócić uwagę? - Element tego przekazu było widać na spotkaniu Władimira Putina z Radą Bezpieczeństwa. Część tego spotkania była zresztą w tym celu ujawniona. Wynikało to ze słów Naryszkina, szefa wywiadu, który mówił o rzekomych przygotowaniach Polski do zajęcia części Białorusi i Ukrainy Zachodniej. Jak przekonywał, właśnie dlatego, że Ukraińcy są nieskuteczni w swojej ofensywie. To wszystko razem ma służyć do budowania przeświadczenia dla sojuszników Ukrainy, że kontynuowanie wojny obarczone jest ryzykiem eskalacji. A w związku z tym lepiej usiąść do stołu i zakończyć wojnę. Poza tym w Polsce jesienią odbędą się wybory. - Trzeba o tym pamiętać. Władze Rosji, czyli państwa nam wrogiego, będą się starały oddziałowywać na sytuację również w ten sposób. Przy okazji incydentu nad Białowieżą znów powtarzane jest zdanie, że "polskie niebo jest bezbronne". Tak jest w istocie? - Oczywiście, że nie. Uważam, że mamy skłonność do nieuprawnionego generalizowania. Państwo musi reagować w sposób roztropny a nie teatralny. Czemu miałoby służyć zestrzelenie tych śmigłowców? Jaki efekt chcielibyśmy osiągnąć? Jeżeli zależałoby nam na zaostrzeniu napięcia, to tak należało działać. Tylko na tym nie zależy nam, ale Rosji. - Po drugie - jaki miałoby to wpływ na stan emocji i nastrojów ludzi, którzy zamieszkują te tereny? Gdyby na ich oczach doszło do walki powietrznej, reakcje nie szłyby w stronę uspokojenia, ale wręcz przeciwnie. Moglibyśmy mieć do czynienia z jakimiś nieobliczalnymi zachowaniami. W tym sensie musimy być ostrożni, ale oczywiście trzeba jasno i twardo komunikować władzom Białorusi, że kolejne wtargnięcie zostanie potraktowane bardzo poważnie. Co ma pan na myśli? - Musimy komunikować, że następne obiekty w naszej przestrzeni będą po prostu niszczone. Mam tu też na myśli wtargnięcie wagnerowców. Po drugie, trzeba mówić, że Polska będzie traktowała takie sprawy jako obszar odpowiedzialności Białorusi. Zwróćmy uwagę, że oni budują przesłanie, że wagnerowcy to ludzie bez obywatelstwa, przez nikogo niekontrolowani, trudni do dyscyplinowania. Tego rodzaju narrację trzeba bardzo jasno przeciąć. To jest obszar odpowiedzialności Białorusi, a Białoruś będzie ponosiła konsekwencje. Doradzałbym więc spokój, a jednocześnie twarde deklaracje. Rozmawiał Łukasz Szpyrka