Arłukowicz: Miałem uwagi do PO, ale...
Byłem człowiekiem, który miał uwagi do funkcjonowania Platformy Obywatelskiej, rządu, ale usiedliśmy do stołu i zdiagnozowaliśmy różnicę, a potem pola kompromisu - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Bartosz Arłukowicz.
Konrad Piasecki: Już pan opanował tę dość upiorną nazwę swojego stanowiska?
Bartosz Arłukowicz: - Nie jest upiorna, jest prosta.
Długaśna!
- W rozporządzeniu premiera jest bardzo precyzyjnie napisane "pełnomocnik ds. przeciwdziałania wykluczeniom".
Nie, nie, nie.
- Tak, tak, tak.
Zupełnie co innego czytam na stronach internetowych kancelarii premiera.
- Panie redaktorze, zakres zadań jest bardzo precyzyjnie sformułowany.
Nie mówię o zakresie zadań, tylko mówię o nazwie stanowiska. jak ona brzmi?
- Proszę sprawdzić w rozporządzeniu: pełnomocnik premiera ds. przeciwdziałania wykluczeniu.
A nie "koordynacji współpracy organizacji pozarządowych i administracji w przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu"?
- To wszystko jest w zakresie moich obowiązków. Nazwa jest krótsza. Chodzi o to, tak naprawdę, czym mam się zająć. To jest dużo ważniejsze.
A pan tę nazwę wymyślił, czy pan to zaproponował? Nazwę i stanowisko?
- Długo rozmawialiśmy z panem premierem, gdzie jest to pole współpracy i tak naprawdę wykluczenie i środowiska słabszych były zawsze mi bliskie. W ogóle do polityki wkroczyłem z działalności społecznej.
Tylko zastanawiam się, jak wygląda ta kuchnia. Prosi pana premier o spotkanie i mówi: "Panie Bartoszu, mam dla pana ofertę rządową, mam dla pana stanowisko..."?
- Kuchnia ma to do siebie, że goście do kuchni nie zaglądają.
Różnie bywa. Czasami są kuchnie otwarte, a od polityki wymagamy, żeby to była otwarta kuchnia.
- Kuchnię zostawmy, ważne jest to, czym trzeba się zajmować. I to pole współdziałania zostało określone bardzo precyzyjnie. Dlatego, że ja od wielu lat tymi problemami się zajmuję i zamierzam to kontynuować. Ja się bardzo cieszę, że to jest takie pole działania.
Co trzeba zrobić, żeby zostać wykluczonym i żeby Bartosz Arłukowicz się zainteresował takim wykluczonym?
- Ja myślę, że wykluczeń w Polsce jest bardzo wiele, różnych wykluczeń, dotykających różnych grup społecznych.
Właściwie każdy jest w pewnym sensie wykluczony. Myślę, że pan ma 37 milionów ludzi do zajęcia i objęcia własnym ramieniem.
- Ja podchodzę do tego w sposób absolutnie poważny i chciałbym, żebyśmy w taki sposób podchodzili. Weźmy pod uwagę na przykład ludzi w podeszłym wieku. Jaka dzisiaj jest aktywność społeczna ludzi starszych w Polsce? Myślę, że to jest ogromny problem. Dostęp do służby zdrowia, dostęp do kultury, dostęp do jakiejkolwiek formuły aktywności społecznej. Czy nie jest dzisiaj w Polsce tak, że ludzie starsi, w podeszłym wieku - że tak naprawdę rozmowę o nich ogranicza się do rewaloryzacji rent i emerytur?
To zapytam bardzo konkretnie. Czy można być wykluczonym z racji preferencji seksualnych?
- Pewnie, że można. Oczywiście, że można. Takie wykluczenia także istnieją.
Dzisiaj SLD składa ustawę o związkach partnerskich. Czy to jest ustawa, pod którą się Bartosz Arłukowicz jako pełnomocnik rządu podpisze?
- Mam świadomość z mediów, że dzisiaj SLD składa tę ustawę. Żeby precyzyjnie o niej rozmawiać, trzeba się z nią zapoznać, więc oczywiście zapoznam się. Ja jestem zwolennikiem regulacji prawnych, które pozwolą w jakikolwiek sposób, przy pomocy cywilnej umowy, w jakikolwiek sposób ułatwić funkcjonowanie związków nieformalnych.
Choć nie muszą się one nazywać małżeństwem?
- Choć nie muszą się one nazywać małżeństwem. Są modele, takie, jak na przykład we Francji, gdzie jest to rozwiązane przy pomocy umowy cywilnej.
A jest pan za wspólnym rozliczaniem podatkowym par homoseksualnych?
- Związków nieformalnych, tak to powiedzmy, bo to nie dotyczy tylko związków homoseksualnych, ale także i heteroseksualnych. I to wiemy, bo doświadczenia innych państw pokazują, że umowy cywilne w związkach nieformalnych niekoniecznie dotyczą tylko par homoseksualnych.
Wspólne rozliczanie - tak?
- Ja uważam, że ludzie żyjący w nieformalnych związkach powinni mieć prawo do wspólnego rozliczenia, spadku. Ale przede wszystkim chodzi o zdrowie i śmierć. To jest bardzo trudny problem, ja z tym problemem się stykałem także i w życiu swoim w części lekarskiej. To jest ogromnie ważna sprawa. Kiedy ludzie żyją ze sobą przez bardzo wiele lat w związku nieformalnym i potem w przypadku na przykład nagłej śmierci jest ogromny problem.
Panie ministrze, ma pan jakiś wymarzony, upatrzony cel tej paromiesięcznej kariery ministerialnej, pełnomocniczej?
- Całe myślenie o tym zadaniu, które przede mną postawiono, dzielę na dwie części. Pierwsza - to jest część legislacyjna, w której jest kilka propozycji, które trzeba załatwić szybko i chyba wydaje się...
Taka gwiazda, która panu przyświeca?
- ... mam wrażenie, że można to załatwić w miarę sprawnie. I druga część, to działanie na rzecz określonych grup społecznych. I myślę tutaj o ludziach w podeszłym wieku w sposób szczególny, dzieci i niepełnosprawni. To jest zakres, który będzie wymagał ode mnie szczególnej uwagi.
A po wyborach pójdzie pan w ministry?
- Po wyborach na pewno chciałbym, żeby projekt walki z wykluczeniem był kontynuowany.
Kontynuowany przez Bartosza Arłukowicza?
- Oczywiście chciałbym się zajmować tym tematem. To oczywiste. Skoro się decyduję, to przecież nie tylko po to, żeby przez 5 miesięcy być w KPRM-ie.
Jeśli politycznie pozostanie status quo, to pan pozostanie pełnomocnikiem ds. wykluczonych?
- Na pewno będę zajmował się ludźmi wykluczonymi. W jakim miejscu, tego nie wiem, bo jest za wcześnie.
Kiedy pan zaczął negocjacje na temat przejścia?
- To nie były żadne negocjacje. Często pada to słowo.
No dobrze, to pytam kiedy? Ile to trwało?
- Na pewno trwało odpowiednio długi czas, żeby wyjaśnić wszystkie wątpliwości, bo tych wątpliwości było sporo. Proszę pamiętać, że ja byłem człowiekiem, który miał uwagi do funkcjonowania Platformy Obywatelskiej, rządu, ale usiedliśmy do stołu i zdiagnozowaliśmy różnicę, a potem pola kompromisu. To jest proces, który musi trwać.
Długo to trwa?
- Musi trwać tyle, żeby wzajemnie sobie zaufać. Ja mam wrażenie, że to wzajemne zaufanie gdzieś się spotkało.
Warunkiem było stanowisko pełnomocnika i "jedynka" na liście w Szczecinie?
- Nie było żadnych warunków. Warunki są w negocjacjach. Jeśli rozmawia się o państwie, jeśli rozmawia się o polityce, bo przecież o tym się także rozmawia, kiedy rozmawia się z ludźmi, z którymi chce się współpracować, to z tych rozmów później coś wynika. Jeżeli zaczyna się od warunków, to z reguły źle to się kończy.
Nie zapytał pan premiera, czy Miro i Zbycho wystartują z list PO?
- O tym rozmawialiśmy z panem premierem, to rzecz oczywista.
A jednak.
- To temat, który jest niezwykle ważny. Ja w tej sprawie uzyskałem jednoznaczną i absolutnie satysfakcjonującą odpowiedź premiera.
Powiedział, że ani Drzewiecki, ani Chlebowski na listach nie będą, jeśli tam będzie Arłukowicz?
- Powiedział to, co mówił wcześniej, że listy PO będą listami pozytywnymi, na których będą ludzie, którzy wzbudzają pozytywne emocje i którzy będą zdobywać głosy, i o to chodzi. Tak musi być formułowana lista wyborcza.
Bardzo zgrabnie pan unika odpowiedzi na to pytanie. Zadeklarował panu premier, że Chlebowski i Drzewiecki nie znajdą się na listach Platformy?
- W sposób jednoznaczny określił swoje zdanie w tej sprawie, a jak znam premiera, będzie konsekwentny.
A radził się pan Aleksandra Kwaśniewskiego w sprawie tego przejścia?
- Pozwoli pan, że pozostawię dla siebie wiedzę, z kim na temat tego przejścia rozmawiałem.
Leszek Miller wczoraj powiedział, że Aleksander Kwaśniewski wiedział wcześniej.
- Ale ja mam taki dobry zwyczaj, że jeśli z kimś rozmawiam prywatnie, to nigdy o tym potem publicznie nie mówię, jeśli tak się umawiam, więc powiem panu w sposób następujący. Rozmawiałem z minimalnie konieczną liczbą osób, które uważam dla mnie za ważne i których opinia się dla mnie liczy. Jest też kilka osób, które uprzedziłem przed konferencją o tym wydarzeniu.
Aleksander Kwaśniewski jest dla pana ważny?
- Aleksander Kwaśniewski zawsze był, jest i będzie dla mnie bardzo ważnym politykiem, którego uwagi bardzo szanuję, którego uwagi bardzo cenię i zawsze będę spoglądał na Aleksandra Kwaśniewskiego.
I dzisiaj mówi: Arłukowicz mógł zostać liderem lewicy, stracił szansę.
- Mógł, nie mógł, to jest już wróżenie z fusów. Ja podjąłem się zadania, ja jestem politykiem zadaniowym i lubię wykonywać określoną część pracy, wtedy się czuję dobrze. Bardzo dobrze czułem się w komisji hazardowej.
Uważa pan, że nie miał pan szansy na przebicie Napieralskiego?
- Ja bardzo chciałem, żeby lewica była szeroka, zjednoczona, silna.
Pan właśnie dołożył kamyczek do zjednoczenia lewicy.
- Proszę pamiętać jaki proces zachodził. Wchodziliśmy do parlamentu jako Lewica i Demokraci z wielkim panelem polityków, w tym także o rodowodzie solidarnościowym. Potem zawężenie projektu do lewicy, potem kolejne zawężenie projektu do czystego SLD. Uważam, że sztywne ramy partyjne nie sprzyjają poszerzaniu się środowiska lewicowego.
I dzisiaj pan modli się o to, żeby PO nie zawarła koalicji z SLD po wyborach?
- Może nie tyle, że się modlę o to. Walczę, żeby zdobyć jak najlepszy wynik wyborczy i z chęcią staję do wyborów, i chcę prowadzić merytoryczną kampanię. Mam nadzieję, że będzie to kampania z sukcesem.