Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Gowin: Jeżeli chce się wygrywać, trzeba iść szeroką ławą

- Ja i Arłukowicz należymy do nielicznych polityków myślących samodzielnie. On przekonał się, że ja nie jestem katolickim talibem z nożem w zębach, a ja, że on nie jest młodym SLD-owskim cynikiem - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Jarosław Gowin.

/RMF

- Jeżeli chce się wygrywać wybory trzeba iść szeroką ławą, choć czasem przychodzi płacić za to wysoką cenę - dodaje.

Konrad Piasecki: Polityk PO Jarosław Gowin, dzień dobry.

Jarosław Gowin: - Witam serdecznie, dzień dobry. Tym razem z Warszawy.

Pana hasło "Wolę Giertycha niż Arłukowicza nadal aktualne?

- Ja nie mam nic przeciwko Romanowi Giertychowi, natomiast...

... ale od wczoraj Arłukowicza lubi pan bardziej?

- Ja akurat Bartosza Arłukowicza cenię nie od wczoraj. Poznaliśmy się lepiej, kiedy po tragicznej śmierci Jerzego Szmajdzińskiego Bartosz Arłukowicz zastąpił go w mediach i wtedy przekonaliśmy się wzajemnie, że ja nie jestem katolickim talibem z nożem w zębach, a on nie jest młodym cynikiem z SLD.

I nie ciasno będzie panu z nim w jednej partii?

- Nie, nie będzie mi ciasno. Obserwuję ewolucję poglądów, które zbliżały Bartosza Arłukowicza do PO, a poza tym w takiej nowoczesnej, wielonurtowej partii jak PO powinno być miejsce dla ludzi o wrażliwości takiej liberalno-lewicowej.

Ale to jednocześnie jest człowiek, który mówił "Jezus Maria, Platforma jest plastikowa, aż boli".

- Tak mówił. Myślę, że dzisiaj by się już pod tym nie podpisał.

On mówi, że oczywiście ewoluuje, ewoluuje. W ramach ewolucji zapewne by nie powtórzył, że PO jest obła i śliska, Tusk miałki w odróżnieniu od Kaczyńskiego, bo temu przynajmniej o coś chodzi. Tylko się zastanawiam, czy pan będzie teraz na spółkę z Arłukowiczem "odplastikawiał" PO?

- To jest polityk, któremu w moim przekonaniu właśnie o coś chodzi. Ja się w wielu sprawach mogę z nim różnić, np. w sprawach bioetycznych, ale mam wrażenie, że obydwaj należymy do grupy polityków, nie tak znowu może licznej, polityków myślących niezależnie.

Zwłaszcza w Platformie.

- Nie.

Takich coraz mniej.

- Powiedziałbym, że zwłaszcza w dzisiejszej fazie rozwoju demokracji, czyli takiej fazie demokracji medialnej.

A wychodząc na chwilę z takiego, no nie powiem, bagienka, ale powiedzmy jeziorka politycznego, myśli pan, że wyborca wczoraj tak się straszliwie ucieszył na myśl o tym transferze? On widząc rosnące ceny, inflację, rosnące bezrobocie, pomyślał sobie: jak to dobrze, że premier zajmuje się takimi transferami?

- Z całą pewnością ceny, czy szerzej, stan gospodarki to jest najważniejsze zadanie dla Platformy, teraz w ciągu najbliższych kilku miesięcy. I na następną kadencję.

A widzimy premiera, który się zachwyca transferem Arłukowicza, a w sprawie cen robi mniej, więc czy nie jest tak, że politycy zaczynają żyć w swoim własnym światku, w którym im się wydaje, że taki transfer jest sukcesem tak wielkim, że właściwie niczego więcej nie trzeba?

- Premier zajmuje się cenami i stanem gospodarki przez 30 dni w miesiącu, a jeżeli pół tego 31. dnia poświęca na rozmowę z Bartoszem Arłukowiczem, to chyba nic złego dla polskiej gospodarki z tego powodu nie wyniknie.

30 dni to się nie zajmuje panie pośle, bo jak czytamy, weekendy to on ma takie od piątku od godziny 12 do poniedziałku do 17.

- Bardzo chętnie zrelacjonowałbym tutaj, jak wyglądają moje weekendy, jak bardzo są wypełnione pracą, a wyobrażam sobie, jak to wygląda w przypadku premiera.

Ale abstrahując na chwilę od sprawy Arłukowicza i transferów politycznych, jak pan czyta, że premier 175 razy wziął rządową maszynę na rejsy Warszawa-Sopot - ten sam premier, który obiecywał, że będzie latał wyłącznie rejsowymi samolotami - to nie jest panu trochę wstyd?

- Nie, dlatego, że państwo powinno działać sprawnie i nie powinniśmy przywiązywać wagi do tego, czy i w jaki sposób premier trafia na weekendy do domu, tylko powinniśmy rozliczać go z konkretnych efektów pracy.

Podpisałbym się obiema rękami pod tym, co pan mówi, gdyby to nie był premier, który w expose mówił o rejsowych samolotach.

- Ja myślę, że wtedy, kiedy Donald Tusk rozpoczynał swoją działalność jako premier, pewnie nie do końca zdawał sobie sprawę z gigantycznych ciężarów, które spadają na wszystkich przedstawicieli rządu, a już zwłaszcza na premiera.

Hubner, Krzaklewski, teraz Arłukowicz, Cimoszewicz też odrobinę. Czy jest polityk, którego nie przyjęlibyście do Platformy?

- Z całą pewnością.

Na przykład kto?

- Nie chcę operować nazwiskami, bo byłoby to niegrzeczne, ale na przykład z mojego punktu widzenia ktoś, kto głosiłby hasła szowinistyczne albo ktoś, kto domagałby się liberalizacji obecnej ustawy antyaborcyjnej, to ja tego typu osób nie widziałbym w Platformie.

Marek Borowski ma dostać poparcie Platformy w wyborach do Senatu. Jestem niemal przekonany, że jest zwolennikiem liberalizacji ustawy antyaborcyjnej.

- To zupełnie co innego nie wystawiać komuś kontrkandydata w wyborach do Senatu. Wiem, że koledzy z warszawskiej Platformy rozważają taką możliwość, a co innego zapraszać kogoś takiego do partii.

Czyli w jednej partii nie, ale poparcie w wyborach już bardziej?

- Nie przesądzam, bo to jest decyzja pozostająca w gestii lokalnych działaczy Platformy, w tym wypadku warszawskich. Natomiast chcę też powiedzieć, że akurat Marek Borowski - niezależnie od tego, ze różnice między moimi a jego poglądami są dużo większe niż w przypadku Bartosza Arłukowicza - to też jest ktoś. To jest polityk o wysokich kwalifikacjach i niezależnych poglądach.

A takie postaci jak Paweł Poncyljusz, Joanna Kluzik-Rostkowska trafią na listy Platformy?

- Mam nadzieję, że trafią do Sejmu z list PJN-u. Ja nigdy nie ukrywałem swoich sympatii do tych polityków.

PJN-u? W ostatnim sondażu "Rzeczpospolitej" PJN miał równe zero.

- Muszą się zmobilizować, muszą walczyć do końca. Zostało pół roku do wyborów, rzutem na taśmę mogą przezwyciężyć te złe sondaże. Natomiast gdyby się okazało, że jednak lista PJN-u nie startuje, a koledzy z PJN-u szukaliby u mnie rady, to doradzałbym, żeby rozmawiali z PSL-em.

Ale są prowadzone już w tej chwili jakieś tego typu rozmowy?

- Ja nic na ten temat nie wiem i z całą pewnością do roli headhuntera się nie piszę.

A jak pan patrzy na to szerokie transferowanie Platformy, to nie ma pan poczucia, że trochę jesteście takim nie frontem, a platformą jedności narodu? Że właściwie wizerunek ideowo-polityczny kompletnie się w tym zatraca.

- Jeżeli chce się wygrywać wybory na poziomie czterdziestu lub czterdziestu kilku procent, to trzeba iść szeroką ławą. Czasami przychodzi za to płacić wysoką cenę, zwłaszcza dla takich polityków przywiązanych do swoich poglądów, a ja nie ukrywam, że do wielu poglądów jestem przywiązany. Ale też z pokorą przyjmuję uwagi premiera Tuska, który mówi: "Gdybym cię słuchał, to mielibyśmy poparcie rzędu dziesięciu procent".

Rysunek z serwisu zboku.pl

RMF

Zobacz także