Na wspólnej konferencji prasowej bardziej dojrzale zachowywał się lider PSL-u, który zapytany o stosunek nowej inicjatywy do największej siły opozycyjnej, czyli PO, zamiast wygłaszać rytualne uszczypliwości pod adresem konkurencji, odpowiedział: "Myślę, że ogólna dobra zasada, jaka powinna nam przyświecać to 'Wolni z wolnymi, równi z równymi'". I przypomniał, że wszystkie opozycyjne partie postanowiły przedłużyć "pakt senacki", który w wyborach 2019 roku pozwolił odebrać Kaczyńskiemu izbę wyższą polskiego parlamentu. Nieco spóźniony na konferencję Hołownia tradycyjnie przedstawił nieco bardziej "symetrystyczną" wizję politycznego podziału w Polsce, po czym zapowiedział, że nowi koalicjanci szykują "niespodziankę" na czwartego czerwca. Oby nie była to niespodzianka skierowana przede wszystkim przeciwko Tuskowi, podobna do niespodzianki, jaką Tusk wcześniej zrobił, ogłaszając swój marsz, do którego reszta opozycji musiała się ex post "ustosunkować". Tym razem Donald Tusk zachował się w odpowiedzi na wspólny start Polski 2050 i PSL-u wręcz nieskazitelnie. Napisał na Twitterze: "PSL+Polska 2050 - powodzenia! Teraz wszyscy naprzód. Łączy nas jeden cel: zwycięstwo". I nawet bracia Karnowscy mieli spore trudności (oczywiście ostatecznie przezwyciężone), aby zinterpretować ten wpis jako atak lidera PO na konkurentów z opozycji. Polityka jest walką, którą każdy uczestniczący w niej podmiot musi prowadzić przeciw swoim konkurentom. Polityka jest jednak także budowaniem dobra wspólnego, pozwalającym rozliczać jej uczestników z czegoś więcej, niż tylko z doraźnych sukcesów lub niepowodzeń w obszarze "priwislańskiego makiawelizmu" spełniającego się we wzajemnym kopaniu po kostkach. Tym razem, w przypadku tej opozycji, znajdującej się w tej konkretnej sytuacji, polityczna walka musi być prowadzona wewnątrz bardzo wąsko określonej granicy. Gdyż inaczej wszystkie ugrupowania opozycyjne, nawet te, które ograją inne, wyjdą z tej walki pokonane. Zostaną przez tę wojnę osłabione, a przez będącą konsekwencją tej wojny kolejną porażkę wyborczą z PiS-em - zniszczone. Hołownia nie wygra wyborów prezydenckich 2025, PSL nie przetrwa, Donald Tusk nie pozostanie liderem opozycji, a Lewica w populistycznym państwie PiS zostanie albo zniszczona, albo stanie się dokooptowaną do prawicowego populizmu populistyczną parodią lewicowości. Z tego punktu widzenia trochę fatalny jest komunikat Polski 2050 i PSL, że po wyborach oba ugrupowania stworzą w Sejmie osobne kluby. Jakby mimo przedwyborczej współpracy wciąż bali się sobą wzajemnie ubrudzić. To komunikat wewnętrzny, do spanikowanych Hołowni (że nie tacy świeży), do spanikowanych PSL-owców (że rozpłyną się w nie wiadomo czym). Ale ten komunikat wewnętrzny nie powinien być komunikatem zewnętrznym, gdyż zmniejsza wiarygodność nowej koalicji. Czyni z niej Arkę Noego przechowującą przez dzień wyborczego potopu towarzystwo, które rozbiegnie się, kiedy wody opadną. Otóż wody nie opadną. Jeśli Kaczyński nie zostanie odsunięty od władzy, zwierzęta przechowywane na arce potoną i tak. Ich topieniem zajmą się prokuratorzy Ziobry, agenci Kamińskiego, sędziowie Kaczyńskiego i Dudy, których pod władzą PiS z roku na rok będzie przybywać. Zajmą się ich topieniem państwowe, PiS-owskie i symetrystyczno-oportunistyczne media, a po trzeciej kadencji rządów PiS innych już w Polsce nie będzie albo prawie nie będzie. Współpraca na opozycji nie jest na dzień wyborów, ale na lata rządzenia. O ile takie nastąpią. Koalicja PO-Lewica-Polska2050-PSL, ostatecznie jedna lista, której chyba nie będzie już przed wyborami, musi się zmaterializować jako lojalna koalicja zdolna do rządzenia Polską po wyborach. To że opozycja nie potrafiła współpracować wcześniej, osłabiło ją całą, a nie wzmocniło (już to widać) jakikolwiek jej podmiot. Kampania wyborcza nie może tej słabości wzmacniać. Powinna ją przełamać lub chociażby ukryć. Na razie bracia Karnowscy zalewają się żółcią na swoim portalu z powodu wpisu Tuska, w którym nie mogli znaleźć nic, co podkręcałoby konflikt. To co przeraża PiS, jest szansą dla opozycji. To co PiS cieszy, jest dla opozycji memento. Dla Kaczyńskiego kłótnia pomiędzy podmiotami opozycji to legitymizacja jego dalszych rządów, uzasadnienie do głosowania na niego. Dla opozycji każdy z pozoru celny atak wewnętrzny, przygotowany dla Tuska, dla Hołowni czy dla Lewicy przez "profesjonalnych PR-owców", to tak naprawdę mniej lub bardziej bolesny samobój. Wszystko będzie skłaniać do wzajemnego konfliktu. Konieczność walki o podobny elektorat, "makiaweliści znad Wisły" (zero współpracy, zero skuteczności) namawiający liderów wszystkich opozycyjnych partii do jak najostrzejszej, jak najbardziej złośliwej wojny podjazdowej. Media PiS ustawią się w roli heroldów tej wojny, wzmacniając każdy wzajemny atak. Gdyby taka wojna w czasie kampanii wyborczej wybuchła, będzie ona wyniszczająca dla wszystkich jej stron. Wiadomo już, że nawet PO nie będzie mogło rządzić samo. Koalicja wszystkich opozycyjnych ugrupowań, której prawdopodobnie (choć cuda czasem się zdarzają) nie będzie przed wyborami, musi powstać po wyborach, w najlepszym dla opozycji scenariuszu jako koalicja rządowa. Każdy wzajemny atak, szczególnie atak skuteczny, osłabiający, wykrwawiający przeciwnika, będzie zmniejszał wiarę wyborców całej opozycji w to, że Kaczyńskiego można odsunąć od władzy. A jemu samemu dawał legitymację bezalternatywności. Dlatego: na paluszkach, Panowie. Pozamykajcie swoich makiawelicznych PR-owców w szafach, a klucze wrzućcie do jakiejś otchłani. W czasie kampanii opowiedzcie wyborcom, jak wspólnie chcecie rządzić Polską, a nie w czym jesteście lepsi od swoich konkurentów z opozycji.